W łańcuszki nigdy się jeszcze nie bawiłam, ale ten wydaje się być całkiem przyjemny, pominąwszy fakt, że jedenaście pytań do mnie wystosowały aż 4 osoby :D Żeby oszczędzić wam (i sobie) katorgi przechodzenia przez 44 akapity tekstu, postanowiłam wybrać od każdej z dziewczyn (Prosta, Królik, Juliette, Askadasuna) po kilka pytań, które najbardziej skłonią mnie do treningu szarych komórek, ale również na które odpowiedzi będą (moim zdaniem) w miarę interesujące i w miarę przyjemnie Wam się to przeczyta. Tak więc, aby nie przedłużać, zacznijmy.
Pędzel i sztaluga. Nic mnie tak nie uspokaja jak możliwość przelania negatywnych emocji na papier czy płótno. Do tego jeszcze muzyka. Przyznam szczerze, że najbardziej uspokajająco działa na mnie Metallica, chociaż to dość paradoksalne, bo wydawać by się mogło, że działanie wyciszające powinny mieć jakieś bardziej "spokojne" zespoły. No ale cóż - u mnie działa to tak, że głos Hetfielda potrafi przynieść ukojenie na wszystko.
A: Jaka jest Twoja wymarzona praca?
Konkretne wymarzone profesje zmieniają się u mnie jak w kalejdoskopie. Od dawna jednak wiem jedno - nie dam się przenigdy przywiązać do komputera w jakimś nudnym biurze. Nie wyobrażam sobie takiego życia. Praca-dom-praca-dom-praca-dom. No zachlastać się można, jak jeszcze później dochodzą do tego dzieci. Dlatego moim marzeniem jest pracować w wolnym zawodzie. Nieśmiało wybija się tutaj na powierzchnię moje odwieczne pragnienie dotyczące aktorstwa... cóż, może kiedyś się uda, ale z pewnością rozegram wszystko tak, żebym mogła jeszcze chociaż raz stanąć po tej drugiej stronie, w teatrze. Przekonałam się na własnej skórze, że jak się raz zasmakuje sceny, to później już nie można o tym zapomnieć.
A: Co jest Twoim wymarzonym prezentem?
Nienawidzę dostawać prezentów od ludzi, którzy mnie nie znają. No, chyba większość się tu ze mną zgodzi. Dlatego nie lubię klasowych Mikołajek, a moja rodzina (ta część, z którą spędzam mniej czasu i która rzeczywiście niewiele wie o moich zainteresowaniach) dawno już nauczyła się, że lepszy pożytek zrobię z koperty niż nietrafionego zapachu perfum. Sprawia mi przyjemność jednak każdy prezent, który jest trafiony w dziesiątkę, a wpadł na niego prezentodawca swoim własnym rozumem, bez moich podpowiedzi. A z takich bardziej abstrakcyjnych pomysłów, to strasznie bym chciała dostać kiedyś bilet na samolot-niespodziankę, o którego destynacji dowiedziałabym się dopiero na lotnisku :)
Waham się teraz pomiędzy kilkoma związanymi ze Stanami, ale chyba już wiem. Kiedyś już podejmowałam ten temat i możliwe, że jeszcze do niego wrócę, ale teraz tak w skrócie jedynie, aby opisać ten jeden konkretny dzień. Większość osób jadących do USA marzy o zobaczeniu Nowego Jorku, LA czy Vegas. Nie ja - ja z zapartym tchem czekałam na dzień, kiedy znajdę się w... Wyoming. Odwiedziłam wiele stanów, ale ten jeden pozwolił mi poczuć klimat Ameryki "tak naprawdę". Zdarzały się zapomniane, kowbojskie miasteczka, w których z głośników nieuczęszczanych knajp leciała muzyka country. Stado bizonów rozparte na jedynej drodze do najstarszego parku narodowego świata (i ja również zawsze będę utrzymywać, że najpiękniejszego), Yellowstone. Kolację zjadłam na ławce przy wybuchającym na wysokość około 50 metrów gejzerze Old Faithful (obrzydliwy, amerykański tostowy chleb!). Gdy zapadł zmrok było mi dane obserwować zjawisko, którego nie widziałam już nigdy wcześniej i nigdy potem. To chyba ze względu na fakt, że Yellowstone położone jest na wysokości ponad dwóch tysięcy metrów nad poziomem morza, nocne niebo nad tym parkiem robi takie wrażenie. Wyraźnie wyróżnić można łunę Drogi Mlecznej, a milionów gwiazd rozświetlających sklepienie nie sposób jest ogarnąć wzrokiem naraz. Coś niesamowitego.
J: W jaki sposób opisałabyś swój charakter? (trzy cechy wystarczą)
Ambitna, cholernie uparta i sentymentalna.
J: Co byś zrobiła, gdybyś mogła cofnąć czas?
To zależy, czy cofamy się tylko do roku mojego urodzenia, czy mamy nieograniczone możliwości :D Przyjmijmy, że to drugie, bo kiedyś zbuduję wehikuł czasu i pojadę sobie na PRAWDZIWY koncert Guns N' Roses pod koniec lat 80, jeszcze zanim Axlowi odbiła palma, kiedy wystarczyło zarzucić na siebie skórę i przewiązać włosy czerwoną bandamką, a nie trzeba było przebierać się za Szkota ani Jezusa, żeby zrobić na ludziach wrażenie. To były czasy. Chciałabym się cofnąć w erę, w której królował rock and roll. Bo teraz to tak już cienko bywa. Ciężko mi nawet wybrać jakiś współczesny zespół, na który bym chciała pójść chociaż w połowie tak desperacko jak na któryś z moich najukochańszych parę(dziesiąt nawet) lat temu. W sumie już tylko Metallica się przyzwoicie trzyma, no i Mick Jagger nieźle wywija na scenie (podczas gdy Keith ledwo daje radę utrzymać papierosa...), ale wiadomo, że i tak nie jest to to samo co kiedyś. Dopóki nie mam mojego wehikułu pozostaje mi czekać z niecierpliwością na przyszłe lato, kiedy to Stonesi obiecali światowe tournee.
P: Co jest Twoim największym nałogiem?
Jeżeli tak jak w kolokwialnym języku utożsamimy nałóg z uzależnieniem (wydaje mi się również, że to od to chodziło autorce pytania), to odpowiedź będzie bardzo prosta i większość z Was się jej domyśli. Uzależnieniem jest dla mnie niemożność wyobrażenie sobie życia bez tej konkretnej rzeczy - stanowi ona dla nas składową egzystencji. U mnie jest tak z muzyką rockową. I nie powiem, że z muzyką jako całością, ale konkretnymi jej elementami. Nie wiem, czy dałabym radę, gdyby jednego dnia ktoś odebrał mi "Exile on Main Street" Rolling Stonesów albo "Appetite for Destruction". Po prostu sobie tego nie wyobrażam. Są zespoły, albumy, muzycy i piosenki, które mają dla mnie znaczenie tak ogromne, że mogę je nazwać takim moim małym nałogiem. Jeśli chodzi o substancje szkodliwe, lubię whisky i kawę, ale do nałogów jeszcze mi daleko chyba i mam nadzieję, że mam na tyle rozumu, że nigdy nie przyjdzie mi się z nimi zmagać :)
P: Czy lubisz trudne i skomplikowane zadania?
Tylko takie! Coś czego dopiero naprawdę nie lubię, to zadania obrażające moją inteligencję. Jestem ambitna i lubię podejmować się wielkich rzeczy. Porażki demotywują mnie, jednak zawsze znajduję w sobie siłę, żeby iść naprzód i angażować się w coraz większe projekty. Mam nadzieję, że zapunktuje mi to w przyszłości, bo planuję osiągnąć wiele i wkładam w to niewyobrażalne nakłady pracy.
P: Masz w sobie więcej z introwertyka czy ekstrawertyka?
Ciężko mi odpowiedzieć jednoznacznie. Kiedyś stwierdziłabym jednoznacznie, że czasem nawet nadmiernie okazuję swoje uczucia. Przez parę ostatnich lat jednak trochę zmieniłam w swoim życiu i nie lubię już, gdy jest mnie łatwo "rozgryźć". Dlatego teraz chyba bardziej skłaniam się do wersji "intro"... Ale mimo wszystko, zdarzają się chwilę powrotu dawnej mnie.
K: Co sądzisz o ludziach, którzy mają odmienne zdanie niż Ty i które Ci się nie podoba?
Szanuję zdanie innych ludzi, naprawdę. Bo każdy ma prawo do opinii. Ja mam też prawo do próby przekonania innych do opinii własnej, i czasem z niego korzystam a czasem nie, jednak jeśli już się do tego uciekam, staram się tego dokonać w sposób cywilizowany. Coś, co niewyobrażalnie wyprowadza mnie z równowagi to ludzie, którzy z braku stosownych argumentów na obronę swojej racji (najprawdopodobniej), rzucają się na mnie z pazurami potrafiąc mój pogląd jedynie obrazić i sponiewierać. Czasem ktoś porusza przy mnie temat muzyki (na którą, jak wiemy, reaguję bardzo emocjonalnie). I wiecie co, ja naprawdę jestem w stanie zaakceptować fanów odmiennych gatunków muzycznych niż rock, nawet takich, które uważam za kompletnie shitowe. Nie rozumiem ich, ale akceptuję - i tego samego oczekuję w stosunku do mnie. Bo będę akceptować to tak długo, aż zacznę wreszcie słyszeć, że moja muzyka to heavy metal dla brudasów która tylko na Czarną Mszę się nadaje. Pozwólcie, że nie zawrę tutaj swojej riposty dotyczącej poglądu na współczesną muzykę rozrywkową, bo mogłoby się zrobić nieprzyjemnie.
K: Jaką daje Ci satysfakcję blog?
Myślę, że w pewnym stopniu jest to wyładowanie mojego piśmienniczego ("pisarski" to chyba wiele powiedziane) potencjału, który w szkole jest sukcesywnie tłamszony dwójkami i trójkami z języka polskiego. Zdaniem pani profesor mam niewykrytą dysleksję i dysortografię (pewnie jeszcze problemy z mózgiem), a moja pisanina nadaje się jedynie do kosza albo ewentualnie na podpałkę do grilla. A to dziwne, bo przez całe wcześniejsze życie mówiono mi, że mam do tego jakąś "smykałkę"... Teraz zamiast załamać się, zarzucić to kompletnie i usatysfakcjonować się jechaniem na dwójach z tego przedmiotu (polski przez ostatnie dwa lata z premedytacją zaniża mi końcoworoczną średnią), piszę dalej, tutaj. Kto wie, może dzięki temu stać mnie na dwa zamiast pały?
I tym oto sposobem udało mi się wyselekcjonować pytań jedenaście, tak jak zakładała idea gry. Wybaczcie, ale nie będę nominować, bo z tego co widzę dużo osób już się w to zabawiło, więc większość z Was pewnie została już przez kogoś "klepnięta". Tak więc ja, wasza dobra Dani California nie dołożę wam dodatkowych jedenastu pytań :). Jeśli komuś się podoba i ma na to ochotę, może odpowiedzieć na mój zbiór pytań od czterech różnych bloggerek. Chętnie również podejmę dyskusję na poruszone w tym poście tematy.
Jeżeli tak jak w kolokwialnym języku utożsamimy nałóg z uzależnieniem (wydaje mi się również, że to od to chodziło autorce pytania), to odpowiedź będzie bardzo prosta i większość z Was się jej domyśli. Uzależnieniem jest dla mnie niemożność wyobrażenie sobie życia bez tej konkretnej rzeczy - stanowi ona dla nas składową egzystencji. U mnie jest tak z muzyką rockową. I nie powiem, że z muzyką jako całością, ale konkretnymi jej elementami. Nie wiem, czy dałabym radę, gdyby jednego dnia ktoś odebrał mi "Exile on Main Street" Rolling Stonesów albo "Appetite for Destruction". Po prostu sobie tego nie wyobrażam. Są zespoły, albumy, muzycy i piosenki, które mają dla mnie znaczenie tak ogromne, że mogę je nazwać takim moim małym nałogiem. Jeśli chodzi o substancje szkodliwe, lubię whisky i kawę, ale do nałogów jeszcze mi daleko chyba i mam nadzieję, że mam na tyle rozumu, że nigdy nie przyjdzie mi się z nimi zmagać :)
P: Czy lubisz trudne i skomplikowane zadania?
Tylko takie! Coś czego dopiero naprawdę nie lubię, to zadania obrażające moją inteligencję. Jestem ambitna i lubię podejmować się wielkich rzeczy. Porażki demotywują mnie, jednak zawsze znajduję w sobie siłę, żeby iść naprzód i angażować się w coraz większe projekty. Mam nadzieję, że zapunktuje mi to w przyszłości, bo planuję osiągnąć wiele i wkładam w to niewyobrażalne nakłady pracy.
P: Masz w sobie więcej z introwertyka czy ekstrawertyka?
Ciężko mi odpowiedzieć jednoznacznie. Kiedyś stwierdziłabym jednoznacznie, że czasem nawet nadmiernie okazuję swoje uczucia. Przez parę ostatnich lat jednak trochę zmieniłam w swoim życiu i nie lubię już, gdy jest mnie łatwo "rozgryźć". Dlatego teraz chyba bardziej skłaniam się do wersji "intro"... Ale mimo wszystko, zdarzają się chwilę powrotu dawnej mnie.
K: Co sądzisz o ludziach, którzy mają odmienne zdanie niż Ty i które Ci się nie podoba?
Szanuję zdanie innych ludzi, naprawdę. Bo każdy ma prawo do opinii. Ja mam też prawo do próby przekonania innych do opinii własnej, i czasem z niego korzystam a czasem nie, jednak jeśli już się do tego uciekam, staram się tego dokonać w sposób cywilizowany. Coś, co niewyobrażalnie wyprowadza mnie z równowagi to ludzie, którzy z braku stosownych argumentów na obronę swojej racji (najprawdopodobniej), rzucają się na mnie z pazurami potrafiąc mój pogląd jedynie obrazić i sponiewierać. Czasem ktoś porusza przy mnie temat muzyki (na którą, jak wiemy, reaguję bardzo emocjonalnie). I wiecie co, ja naprawdę jestem w stanie zaakceptować fanów odmiennych gatunków muzycznych niż rock, nawet takich, które uważam za kompletnie shitowe. Nie rozumiem ich, ale akceptuję - i tego samego oczekuję w stosunku do mnie. Bo będę akceptować to tak długo, aż zacznę wreszcie słyszeć, że moja muzyka to heavy metal dla brudasów która tylko na Czarną Mszę się nadaje. Pozwólcie, że nie zawrę tutaj swojej riposty dotyczącej poglądu na współczesną muzykę rozrywkową, bo mogłoby się zrobić nieprzyjemnie.
K: Jaką daje Ci satysfakcję blog?
Myślę, że w pewnym stopniu jest to wyładowanie mojego piśmienniczego ("pisarski" to chyba wiele powiedziane) potencjału, który w szkole jest sukcesywnie tłamszony dwójkami i trójkami z języka polskiego. Zdaniem pani profesor mam niewykrytą dysleksję i dysortografię (pewnie jeszcze problemy z mózgiem), a moja pisanina nadaje się jedynie do kosza albo ewentualnie na podpałkę do grilla. A to dziwne, bo przez całe wcześniejsze życie mówiono mi, że mam do tego jakąś "smykałkę"... Teraz zamiast załamać się, zarzucić to kompletnie i usatysfakcjonować się jechaniem na dwójach z tego przedmiotu (polski przez ostatnie dwa lata z premedytacją zaniża mi końcoworoczną średnią), piszę dalej, tutaj. Kto wie, może dzięki temu stać mnie na dwa zamiast pały?
I tym oto sposobem udało mi się wyselekcjonować pytań jedenaście, tak jak zakładała idea gry. Wybaczcie, ale nie będę nominować, bo z tego co widzę dużo osób już się w to zabawiło, więc większość z Was pewnie została już przez kogoś "klepnięta". Tak więc ja, wasza dobra Dani California nie dołożę wam dodatkowych jedenastu pytań :). Jeśli komuś się podoba i ma na to ochotę, może odpowiedzieć na mój zbiór pytań od czterech różnych bloggerek. Chętnie również podejmę dyskusję na poruszone w tym poście tematy.
Jak będziesz cofać się w czasie, żeby iść na koncert Gunsów, nie zapomnij wziąć mnie ze sobą!
OdpowiedzUsuńChyba zrobię sobie taką wielką podróż, żeby najpierw najlepsze koncerty zaliczyć, a potem poznać moich mistrzów malarstwa z XIX, XVIII, XVII i XVI wieku... Grand Tour.
UsuńEch, mnie nigdy nikt nie klepie przy tych łańcuszkach, a jeśli chodzi o Liebster Blog Award, to już w ogóle. Wszystkie blogerki, których blogi czytam, odpowiedziały na pytania i tylko czekam, i czekam na swoją kolej, a tu takie niiic :C Feel like Forever Alone.
OdpowiedzUsuńCo do wpisu, to stwierdzam, że odpowiedziałabym niemal tak samo jak Ty, na te wszystkie pytania; zwłaszcza na: "Co sądzisz o ludziach, którzy mają odmienne zdanie niż Ty i które Ci się nie podoba?". 100% racji, nic dodać, nic ująć.
Ejj, jak chcesz to mogę wystosować jedenaście pytań specjalnie dla Ciebie :*
UsuńAwww, jak milusio :3 Ale nie musisz robić sobie kłopotu, przeżyję ;)
UsuńDobra, to umawiamy się, że następnym razem zostaniesz klepnięta i bez żadnej dyskusji odpowiadasz ładnie, a teraz zostawiamy tak jak jest :)
UsuńOokej ;)
UsuńNo to spoko :)
UsuńZazdroszczę Ci Twojego najpiękniejszego dnia w życiu, musiało być cudownie :)
OdpowiedzUsuńByło! Chociaż naprawdę ciężko było wybrać ten jeden jedyny dzień, bo cała ta moja journey across the USA była najlepszą rzeczą, jaka mi się w życiu przytrafiła. Ale to niebo Yellowstone to było coś cudownego... Ogólnie cały park bajka, szkoda, że jest tak daleko od cywilizacji i niewiele ludzi może zasmakować jego piękna.
UsuńWidzę, że mamy takie same poglądy odnośnie wymarzonej pracy. Nie zniosłabym pracować w biurze urzędu skarbowego, albo w banku nawet jeśli moja pensja byłaby trzykrotnie większa od średniej krajowej. Jak już coś robić to tylko z pasją, dlatego wybieram się do klasy humanistycznej (z resztą znasz moje plany). Z nałogami mam podobnie: nie wyobrażam sobie życia bez płyty Led Zeppelin III, która łączy rock z folkiem, a na dodatek zawiera bluesowy utwór, który sprawia, że gdy jest mi źle, to wiem, że podmiot liryczny wcale nie ma lepiej ode mnie. Mam na myśli "Since I've Been Loving You", który jest na 36. miejscu spośród 40. najlepszych utworów wspomnianej grupy wg magazynu Rolling Stone. Że co proszę? Na 36. miejscu to możecie sobie doniczkę ze storczykiem postawić! Przecież to jeden z ich najlepszych utworów i powinien być w pierwszej dziesiątce! Ta piosenka znakomicie wyraża cierpienie spowodowane miłością romantyczną. Głos Roberta jest cudowny i odurzający, a gra Jimmy'ego na gitarze jest po prostu piękna, nie mówiąc już o solówce, która jest taka głęboka, że przeszywa moje ciało na wskroś. Z charakterem mam podobnie, ale zamiast sentymentalności dodałabym u siebie coś innego. Nie wiem co, być może byłaby to "dokładność" albo inna cecha, która idealnie wpasowałaby się do mojej osobowości. A jeśli cofnęłabym czas to pojechałabym na koncert Zeppów, ale bardziej z tych lat 68'-73', kiedy głos Planta nie był zniszczony, notorycznie nie upijali się i nie grali trzygodzinnych koncertów, które wykańczały ich organizm. Tak, Zeppy są zespołem, który wiele dla mnie znaczy, pewnie tak samo jak dla Ciebie the Rolling Stones :)
OdpowiedzUsuńDzisiaj romansuję z historią, matematyką i utworami z nowego albumu HEY. Strasznie obawiałam się nowego materiału, ale jestem pozytywnie zaskoczona. Kiedy słucham "Bez chorągwi" czuję się jakby ktoś wymienił mi akumulatorki. I tu nie chodzi o tekst, muzykę, głos Kasi i inne czynniki, ale o CAŁOŚĆ. Wciąż mnie zaskakują i to jest piękne...
Z Led Zeppelin mam podobnie, ich muzykę kocham na tym samym poziomie co Stonesów, jednak Stonesi są mi znacznie bliżsi ze względu na fakt, że byłam na ich koncercie i wspominam go nieziemsko, a ponadto wciąż tworzą razem, wciąż wierzę, że zobaczę ich na żywo raz jeszcze (nie jestem entuzjastycznie nastawiona do fantastycznego reunion Zeppów. Nawet gdyby... nie, oni byli tak idealnie działającym organizmem z Bonhamem, że nie wyobrażam sobie, żeby ktoś mógł zająć jego miejsce, nawet jego syn. Chociaż w sumie jak zmarł Brian Jones Stonesi też przeżywali poważny kryzys i podnieśli się z tego...).
UsuńHaha, też czytałam tę listę Rolling Stone'a! I też była masa pozycji, z którymi bym się nie zgodziła. "Since I've Been Loving You" też należy do moich ukochanych utworów grupy i umieszczenie tego na 36. miejscu to po prostu jakaś farsa. Co bym dała na miejscu pierwszym..? Myślę, że "Dazed and Confused". Z tego co pamiętam też umieścili to dość wysoko, ale jak dla mnie to ewidentny geniusz. Chociaż z tego co pamiętam to oni chyba tego nie napisali? Przejęli chyba jako spadek swego rodzaju po the Yardbirds, ale Yarbirds chyba też się do autorstwa nie przyznaje.
Hey rzeczywiście jest jednym z niewielu polskich zespołów, które jestem w stanie zaakceptować, aczkolwiek nie jestem zaznajomiona z ich twórczością tak dobrze jak Ty. Na naszym rodzimym rynku najbardziej cenię Kazika Staszewskiego i Grabaża. Grabaża przede wszystkim za teksty. To, co dzieje się pod tym względem na ostatniej płycie Strachy na Lachy, "Dodekafonia", to jest po prostu śpiewana poezja, wyższy poziom tekściarstwa, wielka sztuka. Niedługo wybieram się na ich koncert.
Dla mnie każdy z członków Led Zeppelin jest niezastąpiony. Pamiętam jak czytałam wywiad z 1975 roku, w którym wypowiadał się John Paul Jones i mówił, że jeśli któryś z członków miałby odejść (a wtedy zespół rozpoczynał swego rodzaju kryzys), to Zeppy przestałyby istnieć. W pełni zgadzam się z wypowiedzią Johna, bo oni są materią, złączoną w jedną całość. A propos płyta z ich grudniowego koncertu z 2007 roku kosztuje w empiku prawie 90 złotych! Skoro tak, to dziękuję bardzo, ale poczekam. Nie jest to jedyna płyta, którą zamierzam sobie kupić, przecież mam wiele alternatyw zakupu...
UsuńJeśli chodzi o miejsce pierwsze to myślałam nad różnymi utworami: "Whole Lotta Love", "Stairway to Heaven", "Dazed and Confused" i ewentualnie "Kashmir". Dla mnie nietaktem jest, że "Ramble On" jest na piątym miejscu, podczas gdy "Dazed and Confused" leży sobie na trzynastym. Lubię "Ramble On", ale piąte miejsce jest przesadą. Albo zamykający pierwszą dziesiątkę "Misty Mountain Hop". Co on tu u licha robi? Proszę spakować walizki i iść do drugiej dziesiątki!
"Dazed and Confused" napisał folkowy muzyk Jake Holmes w 1967 roku. Potem tak jak napisałaś utwór przejęli the Yardbirds, a następnie Led Zeppelin. Było trochę szumu z prawami autorskimi, bo Holmes doceniał, że Page nadał utworowi "nową duszę", ale chciał, aby go wpisał do współautorów. Niestety nie stało się po myśli Jake'a, bo Jimmy nie spełnił jego próśb. Mam wiele ulubionych wersji tego utworu (na przykład z płyty "How the West Was Won", albo z nagrania z 1969 pod tytułem "Supershow"), ale najbardziej lubię tą z 1973 roku w Madison Square Garden; Nowym Yorku. Uwielbiam gdy po dwóch strofach Plant przytacza tekst hippisowskiej piosenki "San Francisco (Be Sure to Wear Flowers in Your Hair)" z elektryczną gitarą, która wyraża tęsknotę za czasami, kiedy dzieci-kwiaty chodziły po ziemi. A utwór o San Francisco śpiewał niedawno zmarły Scott McKenzie. Podsumowując ten utwór: uwielbiam to uczucie, gdy mam przed sobą tylko tą piosenkę i nic się więcej nie liczy.
Ja z kolei w porównaniu do Ciebie jestem mniej zaznajomiona z twórczością Grabaża. Być może znajdę więcej czasu na obcowanie z jego twórczością, ale póki co mam inne zespoły na głowie. Mimo to doceniam jego wkład w polską muzykę. Kiedyś też słuchałam Myslovitz, ale po odejściu Rojka to nie to samo jak kiedyś (a miałam ogromne marzenie wybrać się na ich koncert!) Pamiętam jak w lipcową noc wracałam z Warszawy do domu i leciał na Trójce dwugodzinny dokument o zespole Lenny Valentino (projekt Rojka z 2006 roku). Masakra, ten klimat, to powietrze, te gwiazdy. Teraz żałuję, że nie zostałam w Warszawie jeszcze jeden tydzień, bo fajnie spędziłam tam czas, no ale zawsze mogę spróbować w następnym roku. Spodobała mi się stolica, nawet nie wiem czemu :)
Okej, teraz idę odrobić biologię, obejrzeć za jakieś niecałe czterdzieści minut Lekko Stronniczych i przeżyć romans z przedmiotami humanistycznymi, bo jutro rozpoczynam trzydniowy maraton egzaminacyjny, rzecz jasna próbny. Buziaki!
Jej, tak strasznie Ci dziękuję, że mi powiedziałaś o tej wersji z San Francisco! Tak strasznie kocham ten utwór, to jedna z najbardziej na mnie oddziałujących piosenek. Nie potrafię nawet wyrazić słowami tego, co czuję, jak jej słucham, bo wydaje mi się, że wszystko byłoby w tym miejscu zbyt banalne. Trochę jednak z pewnością chodzi o tęsknotę za czasami, których w sumie nigdy nie zaznałam, ale które choć ciężkie, miały takie prześwity małej radości, jak właśnie ten utwór. Nikt już dzisiaj takich rzeczy nie pisze, co też sprawia, że jest on taki niesamowity. Jeszcze w tej chwili nie posłuchałam tej wersji "Dazed and Confused" o której mówisz, ale za chwilę to z pewnością zrobię (muszę być sama i się skupić w stu procentach do tego, a teraz jestem tak między kilkoma pracami domowymi i w trakcie pisania najgłupszego super-hiper-ważnego eseju świata, więc mój mózg jest całkowicie rozregulowany - wybacz więc ewentualny bełkot jaki w tej chwili pewnie wychodzi spod moich palców, bo ten esej wymaga naprawdę niewyobrażalnej dozy bełkotu ode mnie, oraz nie-polskość całego wywodu bo muszę chrzanić po angielsku na domiar złego :P). Ale jeszcze raz dziękuję, strasznie mi poprawiłaś humor tym znaleziskiem! Weź mnie tak zaopatrzaj takimi perełkami częściej :D
UsuńJak już jesteśmy przy Zeppelinach, to już chyba z Tobą poruszałam ten temat, ale dzisiaj cały dzień słuchałam sobie Live at the Geek, The Black Crowes i Jimmiego Page'a. Boże, jaki to jest genialny koncert! Szkoda, że tak strasznie niedoceniony. W ogóle, szkoda, że Black Crowes tak strasznie niedocenione. Oni są dla mnie takim ostatnim odpryskiem czystego, klasycznego rock and rolla w naszych czasach. Słucham paru innych współczesnych zespołów, jak wiesz wielbię wszystko co robi Jack White i Josh Homme, ostatnio też strasznie zajarałam się Black Keys. Ale to jest już wszystko takie bardziej innowacyjne, a ja jestem tradycjonalistką i uwielbiam najbardziej tego klasycznego rocka. Mój tata odkrył ich właśnie dzięki temu koncertowi z Page'm, bo kupił ze względu na niego. I o ile wiele zespołów mogłoby twórczość Led Zeppelin sprofanować, to Black Crowes podeszli do tego z należytym szacunkiem i w sposób tak wierny, że aż mnie przechodzą dreszcze jak słucham Chrisa Robinsona naśladującego Planta. No, ale trudno, żeby wyszło źle jak było wszystko pod kontrolą Jimmiego Page'a.
A wcześniej nie miałaś przyjemności odwiedzić, czy nie miałaś możliwości zasmakowania prawdziwego klimatu miasta? Ja całkiem lubię Warszawę, chociaż nie mogę tego powiedzieć w sumie o mieście jako całości, bo nienawidzę tych obskurnych blokowisk w landrynkowych kolorach, pomalowane przez jakiegoś idiotę, który myślał, że w ten sposób przykryje ich brzydotę. Ale są naprawdę urokliwe miejsca, które znajduje się dopiero, jak się przebywa w tym mieście dłużej. Ale pewnie tak jest z większością.
Koncert Jimmy'ego z the Black Crowes zobaczyłam kiedyś częściowo w telewizji, ale jak znajdę czas i przede wszystkim natchnienie to z pewnością obejrzę go od początku do końca! Zgadzam się z Tobą, że w ich żyłach płynie ostatnia rockandrollowa krew. Lubię ich rockowo bluesowe granie, a w szczególności pierwsze dwie płyty (nawet miałam na kasecie "The Southern Harmony and Musical Companion", ale teraz po niej zachowała się tylko okładka). Nie mogę powiedzieć o Jacku i Joshu, że nie mają w sobie pierwiastka geniuszu, ale oni już wywodzą się trochę z innym muzycznych korzeni. Owszem, słuchali bluesa, ale nie ograniczali się tylko do niego np. White inspirował się punkiem, hard rockiem. Jeszcze odnośnie the Black Crowes to dokładnie rok temu na YouTube znalazłam ich koncert z 2005 roku (w każdym bądź razie ten późniejszy, nie mylić z tym z 1990 roku, który również był ciekawy) pod tytułem "MTV Unplugged". Dla mnie to była perełka jak poznawałam ten zespół, jednym słowem: świetny!
UsuńSkoro tak ciągniemy temat o Zeppach, to dzisiaj napisałam o nich w rozprawce! Tak, w rozprawce (pozwolę sobie przytoczyć z już opublikowanych arkuszy) pod tytułem "Dlaczego współcześni twórcy w swoich dziełach chętnie odwołują się do tradycyjnych baśni, mitów, legend? Wskaż przykłady z literatury, filmu lub reklamy." W jednym z moich argumentów napisałam o Plancie, który uwielbiał książki Johna Tolkiena (przytoczyłam "Hobbita") na tyle, że napisał piosenki "Stairway to Heaven" czy "The Battle of Evermore". Pisałam też o Nietzsche i Doorsach (mit o Edypie). Trudno było przytoczyć lektury, trzeba było wiedzieć ponad poziom. Może jestem dziwna, ale to była jedyna rozprawka, która pochłonęła mnie do reszty i jestem z siebie zadowolona, bo pisałam o tym co jest mi bliskie. Jak to dobrze, że kupiłam książkę "Nikt nie wyjdzie stąd żywy". Co ja bym bez niej zrobiła?
Odnośnie Warszawy, to byłam na wielu wycieczkach w stolicy, ale nie poczułam tego bezpośredniego klimatu, czyli spacerowania po starym mieście i mostach o zmierzchu. To było coś, ta chwila, którą możesz zamknąć w swoich wspomnieniach, jak motyla w słoiku. Na wycieczkach tego nie doświadczyłam, nawet jeśli przewodnik fajnie gadał, to jednak nie było to tak namacalne jak pewnego lipcowego tygodnia :)
Och, co za przemiły temat! Serio, strasznie mi się podoba, chętnie bym sama coś takiego napisała. I naprawdę ciekawie wymyśliłaś z tymi przykładami aluzji do innych utworów literackich w utworach muzycznych. Sama uwielbiam ten motyw, który odnajduję w "Sympathy for the Devil" (Mistrz i Małgorzata Bułhakowa, moja ulubiona książka tak by the way - nie no generalnie to ja uwielbiam Rosjan chwytających się za pióro, no wszyscy tworzą cuda!) i "Master of Puppets" (Frankenstein Mary Shelley) - wprawdzie to nie odwołania do mitów czy legend, ale pereł literatury światowej, ale zawsze. Tak mi się przypomniało.
UsuńA jakbym miała przytoczyć jakieś lektury, to chociażby prosty przykład "Syzyfowych Prac", gdzie mamy aluzję do mitu o Syzyfie w tytule i przesłaniu powieści, przyrównaniu rusyfikacji narodu polskiego na poszczególnych poziomach edukacyjnych do bezowocnej i bezsensownej pracy Syzyfa toczącego kamień pod górę przez wieczność. Jeżeli chodzi o samego Tolkiena, chociaż wyobraźni mu nigdy nie będę ujmować i w ogóle złego słowa na niego nie dam powiedzieć, to warto pamiętać, że wiele stworzonych przez niego istot zamieszkujących Śródziemie nie było tylko wytworem jego wyobraźni, ale wydobytymi z różnych tradycji i połączonymi w całość legendami i mitami o strachach ludzkich. Ale serio, temat genialny :)
O, a Black Crowes unplugged nie słuchałam, muszę się przyznać (i muszę to również nadrobić). Przesłuchałam za to tę wspomnianą przez Ciebie wersję "Dazed and Confused" - moment, o którym pisałaś rzeczywiście jest cudowny, ale całość wykonania może trochę zmęczyć swoją długością. Oczywiście nigdy za mało dobrej muzyki, ale ja to wielbię jak np u Elvisa i Ramonesów zawsze mam taki niedosyt, jak skończę słuchać piosenki. Na "Use Your Illusion" Guns N Roses mam przesyt. No i tutaj to jeszcze może nie przesyt, bo w końcu to moje ukochane "Dazed and Confused", ale powiedzmy, że balansowanie na krawędzi mojej cierpliwości :D
Dziękuję, że przypomniałaś mi o "Syzyfowych pracach". Właśnie kolega z sąsiedniej klasy zastosował je w swojej pracy. Jest to jedna z moich ulubionych książek jakie przeczytałam w gimnazjum. Pamiętam, jak po raz pierwszy czytałam książkę Żeromskiego z zapartym tchem. Kiedy skończyła czytać, to nie ukrywam, że wzruszyłam się. Żal było mi Marcina, kiedy dowiedział się, że najprawdopodobniej już nigdy nie zobaczy Biruty. Podsumowując: książka jest taka prawdziwa, że jak czytasz ją, to wiesz, że kiedyś byli prawdziwi Polacy, z krwi i kości, czyli Borowicz, który przeszedł przemianę za sprawą Radka, którego bardzo polubiłam w "Syfyzowych pracach".
UsuńDzisiaj włączyłam sobie "Pearl Jam - MTV unplugged". Akurat w ich występie uwielbiam po stokroć utwór "Black", który dla mnie jest grungowym "Since I've Been Loving You" (ze względu na tematykę utworu, co świadczyć może coda w obydwu przypadkach). Jak Eddie śpiewa ostatnią strofę utworu, to masz wrażenie jakby przelewał swoje uczucia na każde słowo, każdą cząstkę tekstu. Właśnie to cenię u muzyków najbardziej, tą cholerną autentyczność, bo możesz grać wspaniałe solówki na gitarze albo najszybciej uderzać pałeczkami na perkusji, ale cóż z tego skoro nie oddasz w nich swojej duszy, emocji jakie ci towarzyszą, kiedy robisz to co kochasz. Wtedy taka gra jest bez sensu Jest pusta jak puszka po coca-coli, ponieważ nie ma tego co jest w niej najlepsze.
"Dazed and Confused" potrafi osiągnąć całkiem wielkie rozmiary. Najdłuższa improwizacja utworu Zeppów wynosi ponad czterdzieści pięć minut i zostało nagrane na koncercie w Los Angeles, 27 marca 1975 roku. Czy możesz wyobrazić sobie ile to jest czasu? Notabene jest to jedna godzina lekcyjna, a wersja piosenki, którą przesłuchałaś trwała prawie dwadzieścia siedem minut. Zawsze myślałam, że najdłusze wykonanie tej piosenki jest z koncertu z Nowego Jorku, a tu proszę jaka niespodzianka! Właśnie testuję swoją cierpliwość, ale prawdę mówiąc to jakoś nie mogę przegryźć się do Zeppelinów z połowy lat siedemdziesiątych i ich trzygodzinnych koncertów. Jeśli chodzi o Zeppów to lubię ich z pierwszych czterech płyt, a najbardziej to kiedy zapuścili brody i prowadzili folkowy tryb życia począwszy od strojów i życia na walijskiej wsi. Na koniec tego wątku dodam, że nie wiem czemu, ale gdy oglądam zeppelinowy film "TSRTS" to zawsze mam budyń na buzi, gdy widzę Jimmy'ego jadącego składakiem po szosie, pośród pięknego typowo brytyjskiego krajobrazu :)
Dzisiaj dowiedziałam się, że jutro piszę sprawdzian z historii i będę musiała zarywać do świtu, aby wykuć i przede wszystkim zrozumieć 60 stron książki. Myślałam, że porządnie się wyśpię i będę normalnie funkcjonować, bo przez ostatnie dni dałam z siebie wszystko, poświęcając się nauce (na tematy poboczne, bo na egzaminy dałam spokój, aby sprawdzić siebie) i gazetce szkolnej. Jednak już dostrzegam, że moja praca nie poszła na marne: gazeta, a w szczególności jej okładka jest bardzo chwalona, a wyniki próbnego satysfakcjonują mnie, które zliczyłam na podstawie zapamiętanych odpowiedzi (dla ciekawskich podam, że polski i historia z WOS po 85%, przyrodnicze 60%, matematyka 72%, angielski podstawowy 75% i angielski rozszerzony 82%). Nic nie powtarzałam (no dobra, tylko budowę rozprawki i maila), a tak to przed egzaminami przeleżałam oglądając Lekko Stronniczych, czytając książki i tradycyjnie słuchając rocka (jestem na 37 minucie słuchania "Dazed and Confused" i moja cierpliwość się wykrusza, ale jeszcze tylko siedem minut, i koniec).
Dzięki uśmiechowi jeżyka czwartek stał się dla mnie lepszym dniem:
http://www.youtube.com/watch?feature=player_embedded&v=qNEMsKOd86Y#!
Mam jeszcze pytanie z innej beczułki do Ciebie. Jakie mam kupić buty na zimę? Grunt, żeby były zarówno ciepłe, jak i modne. A może ty nosisz buty, które mi polecisz? ;)
UsuńJa miałam wiele lektur, które podobały mi się bardziej niż "Syzyfowe Prace". Sam temat i problemy podejmowane w tej powieści mi odpowiadają, ale sposób zaserwowania ich czytelnikowi już nie do końca. Ale może to kwestia mojej ogólnej niechęci do Młodej Polski...
UsuńTeż uwielbiam ten utwór Pearl Jamu, chociaż jako do zespołu mam co do nich mieszane uczucia. Absolutnie wielbię ich pierwszy album "Ten" - pokazali oni w nim narodziny geniuszu, uświadomili wszystkim niedowiarkom - oho, pojawia się zespół, który kiedyś będziecie porównywać z Nirvaną. Tam było "Alive", tam było "Even Flow", "Jeremy", "Porch" czy wspomniane "Black". Później jednak... Kolejne płyty rozczarowują. Rozczarowują brakiem innowacji, krążeniem w kółko... Brakuje świeżych pomysłów, nowych rzeczy. Ja wiem, i Vedder też pewnie wie, że "Ten" jest genialne, ale jak długo zespół może stać w miejscu? Oni robią to zbyt długo. Doceniam ich i naprawdę "Ten" umieszczam w zestawieniach najlepszych albumów bardzo wysoko, jednak jest mi przykro po prostu, że tak wielkiego potencjału nie zdołali wykorzystać i pewnie już nigdy nie wykorzystają. Ale trzeba przyznać, że rzeczywiście Eddie Vedder jest jednym z tych artystów, którzy w największym stopniu potrafią poruszyć swoim głosem, pokazać przez niego emocje. Mistrzem w tej kwestii jest chyba Cobain, rzekłabym... Chociaż jeszcze niesamowicie robi to Frusciante, o czym już kiedyś pisałyśmy.
To gratulacje, próbny poszedł Ci w takim razie świetnie - oby i na właściwym tak było, a nawet i jeszcze lepiej :)
W kwestii tych butów, to dla mnie zakup zimowych też jest zawsze wielkim problemem. Na tę chwilę mam coś takiego http://blog.deezee.pl/wp-content/uploads/2012/10/military-combat-boots-celebs41.jpg - można to znaleźć na allegro i ebayu, pod nazwą "military boots" albo "sztyblety". Jednak nie wydaje mi się, żeby było to najlepsze rozwiązanie na większe mrozy. Poza tym nie każdemu się to podoba - a jest bardzo w moim stylu, bo ja lubię taką rockową elegancję na luzie, że tak to nazwę. Na wielkie mrozy i wyjazdy na narty mam też EMU, ale tego nikomu nigdy nie polecę, bo nie dość, że brzydkie jak noc, noga wygląda w nich jak wielki baleron, to jeszcze strasznie śmierdzą jak przemokną (dlatego nie polecam na pluchę, a jeśli już to naprawdę na wielkie mrozy). No, ale zaletę mają taką, że naprawdę w nich cieplutko i strasznie są wygodne jak takie milusie kapcioszki.
Nirvany zazwyczaj słucham, gdy jestem mocno przeziębiona i leżę w łóżku z wysoką gorączką. Czasami mam wrażenie, że to trio z Seattle wciąga mnie swoją muzyką jak narkotyk, przez dłuższą chwilę przejmują mój umysł, po czym przestaję ich słuchać. Tak jest zawsze. Nirvana w moim przypadku przychodzi i odchodzi.
UsuńDzisiaj naszło mnie na Florence + the Machine i płytę "Ceremonials", którą nie licząc dzisiejszego dnia przesłuchałam dwa razy? Potem obejrzałam godzinne koncerty z Welch między innymi w Albert Hall. Lubię jak głos Florence wypływa z głośników, kiedy inne sposoby na poprawę humoru nie działają.
Właśnie dzisiaj dostałam część wyników z egzaminu. Z polskiego uzyskałam maksymalną ilość punktów z rozprawki i nawet przeczytałam swoje wypociny! Mina zgromadzonych uczniów była bezcenna, gdyż nie mieli pojęcia o czym napisałam :D Dalszą część wyników odbiorę jutro z matematyki i przyrodniczych, a pojutrze z angielskiego. Najbardziej absurdalne w całym egzaminie to były nasze wyniki. Uczniowie piątkowi zazwyczaj mieli 60% z egzaminu, a z kolei ci trójkowi potrafili mieć nawet powyżej 90%. Masakra jakaś. Na szczęście póki co nie wpisuję się w ten schemat, mając na myśli tych piątkowych uczniów.
Dziękuję za akapit o butach zimowych ;)
Jejku, jutro mam kartkówkę chemiczną z kwasów, mydeł i innych dupereli, które mają mi "przydać się" jak będę dezynfekować łazienkę od grzyba i bakterii! Dobra, dwie godziny przesiedzę i damy radę :)
Ja mam z Nirvaną bardzo podobnie. W ogóle to są też oni dla mnie jednym z najbardziej intrygujących zespołów tak pod względem przekazu, treści ich utworów. Pewnie już ci mówiłam, że to wiele dla mnie znaczy i ogólnie lubię (jak mam czas, och cóż to za piękne chwile) oddawać się muzyce w całości, kontemplować ją i filozofować (gdybym tylko miała taki sam zapał do poezji w szkole, jaki mam do utworów rockowych i malarstwa!). Nirvana nie należy do łatwych w odbiorze, nawet nie polecałabym nikomu słuchania Cobaina nie wiem, w tramwaju w drodze do szkoły. To rzeczywiście musi przychodzić fazami. Ale wiesz, ten fakt wzmacnia moje odczucia ogólnej irytacji i zażenowania dziewczynkami, które Nirvany kompletnie nie rozumieją, ale wieszają na ścianie plakat Kurta Cobaina bo był przecież taki hipsterski i smutny i popełnił samobójstwo. No żenada, a wierz mi że natknęłam się w swoim życiou na całą armię takich osób!
UsuńBardzo lubię Florence Welsh. Oczywiście nie te takie już super elektroniczne popisy świetnie nadające się na imprezkę w warszawskim klubie, ale właśnie płyta "Ceremonials" jest szczególnie przyjemna. Może nie wymieniłabym Florence + the Machine wśród wybitnie przeze mnie podziwianych zespołów, ale to taka miła wyspa na oceanie shitowego popu z radia, pozostawiająca wiarę, że ludziom zostało jeszcze trochę resztek jakiegoś muzycznego smaku, jeżeli im się to podoba...
To dziwne, że tym piątkowym tak słabo idzie, a tym trójkowym lepiej. Może to kwestia tego, że te testy wam robią bardziej na logikę niż wiedzę? Nie wiem, bo przyznam szczerze że nie wglądałam się w nie dokładniej. Jak wiesz ja pisałam jeszcze ten egzamin sprzed reformy. I tamten był moim zdaniem uwłaczający ludzkiej inteligencji jeśli chodzi o poziom niektórych zadań. Nie wiem więc, czy uw as jest teraz łatwiej czy trudniej, ale zdecydowanie bardziej mi się podoba pomysł rozbijania wszystkiego na wiele drobniejszych egzaminów. Moim zdaniem wynik z czegoś takiego jest w stanie w o wiele bardziej rzetelny sposób pokazać jakie są rzeczywiste umiejętności i potencjał ucznia.
Hahaa, jak ja się cieszę że nie mam chemii od dawna i nie rozumiem (i nawet nie odczuwam takiej potrzeby specjalnie) o czym do mnie mówisz :D
PS: słuchałaś Stonesów? :)
Tak, to całe hipsterstwo i hipokryzja. Ja z kolei bardziej natykam się na "zagorzałe" fanki Guns N' Roses niż Nirvany, które koniecznie muszą celebrować swój gust muzyczny na każdym kroku i mówić jaki to Axl jest przystojny! Tak samo ima moda z flagami (która u mnie jest na pierwszym miejscu w gimbazie). Chodzi sobie małolata z brytyjską flagą na piersi i myśli, że jest fajna. Wtedy zastanawiam się: "Byłaś tam, zwiedziłaś, odczuwasz silną więź z tym krajem z niebłahych powodów, czy może nosisz tą koszulkę tylko dla fajnego, hipsterskiego (?) wzoru?" Wtedy nie widzę problemu, ale jeśli dziewucha nosi spodnie na przykład na wzór amerykańskiej flagi i nie czuje nic do tego kraju, no to coś tu nie gra. I nie żebym była hejterem rodem z filmwebu, który przy każdym pierwszym lepszym filmie wystawia jeden na dziesięć możliwych punktów, ale czasami nie potrafię zrozumieć logiki myślenia ludzi. Świetnie to ujęłaś jeśli chodzi o Florence + the Machine. Dokładnie, jest to malutka wyspa na oceanie muzycznego shitu. Mimo iż, teraz zespół skierował się w stronę soulu i elektroniki, to robią to na dobrym poziomie i ponownie dali mi wiarę w świetną muzykę. Przytoczę jeszcze ciekawostkę odnośnie Florence. Otóż w jednym z wywiadów mówiła, że nie lubi słuchać muzyki przez MP3, iPody i tego typu nowinki muzyczno-technologiczne, które schodzą jak ciepłe bułeczki. Zdecydowanie woli wziąć stos płyt, Discmana i słuchać, słuchać, jeszcze raz słuchać. Coś w tym jest, bo ja też czasami wolę puścić sobie płytę, niż słuchać przez laptopa (np. czarny album Metalliki) :)
UsuńTak, testy są bardziej na logikę, a w szczególności matematyka i przyrodnicze. Wiadomo, że trzeba znać podstawowe wzory, ale jeśli brakuje Ci szybkiego rozumowania w tych przedmiotach, to na egzaminach gleba. Obecna minimatura ma swoje plusy i minusy. Plusem jest to, że wiesz co będzie (czyli wszystko, a nie tak jak dwa lata temu, że humanistyczny składał się z głównie z historii, a polski poszedł w siną dal) i właśnie tak jak powiedziałaś lepsze przedstawienie umiejętności ucznia. Minusy to trudno mi określić, ale z pewnością ilość stron w arkuszu. Z próbnego egzaminu z historii i WOS-u mieliśmy 21 stron! Co prawda połowa to były rysunki, ale grubość testu przerażała... W porównaniu do tegorocznych Olimpiad to egzaminy są pikuś! A dzisiaj spróbuję napisać opowiadanie na konkurs, bo polonistka tak mnie prosi, że za niedługo to będzie klęczeć ;)
Tak, słuchałam Stonesów, przez ostatnie dwa tygodnie. Jak dotąd przesłuchałam płyty "Beggars Banquet", "Exile of Main St." i "Let It Bleed". Która płyta podoba mi się obecnie? Chyba "Let It Bleed". Gimmie Shelter, Let It Bleed, You Got the Silver i You Can't Always Get What You Want zrobiły na mnie wrażenie :)
To nie masz chemii w klasie maturalnej? Ile masz w takim razie przedmiotów, bo chemia chyba nie poszła samotnie na ostrzał?
Ech, zapomniałam się podpisać :/
UsuńNie wiem czy już przytaczałam tę historię, ale do mnie podeszła kiedyś w szkole (jeszcze w gimnazjum) laseczka i się zapytała gdzie kupiłam tą świetną bluzkę (miałam z logo Stonesów) bo ona właśnie szuka wszędzie z tym świetnym i modnym (!) językiem! No aż się płakać chce nad ludzką głupotą. I tak, zgadzam się. W ogóle noszenie motywu union jacka to dla mnie jest pewnego rodzaju manifest i chociaż robię to sporadycznie, to jednak robię i ja to czytam jako manifest miłości do the Who, Stonesów czy Pistolsów, którzy wiele razy się do tego patriotycznego motywu w swojej twórczości odwoływali. Ogólnie dla mnie ubiór jest dość ciekawą kwestią, ponieważ pomimo tego, że wiemy, że nie powinno się oceniać ludzi po okładce i tak dalej, to tak naprawdę w wielu przypadkach jest nam to w stanie wiele o osobie powiedzieć! Chociażby fakt czy o to dba czy nie, mówi już o pewnym konkretnym stosunku do siebie samego i otaczającego świata. A może tylko ja odnoszę takie wrażenie, bo lubię się bawić modą i obserwować psychologię ludzi. W każdym razie dokładnie wiem o co ci chodzi z tymi flagami, bo pamiętam jak się irytowałam jak miałam z 13 lat i wszystkie starsze dziewczyny nosiły te obrzydliwe t-shirty I LOVE NY, chociaż nigdy tam nie były! Tak, frustrowało mnie to, bo zrobiła się jakaś idiotyczna moda z tak bzdurnej rzeczy, szmacianej koszulki dla azjatyckich turystów za 1 dolara.
UsuńJa też mam coś takiego z tymi płytami. W domu zdarza mi się słuchać muzyki z komputera tylko jak mi się bardzo nie chce wstać do wieży, ale ogólnie to preferuję słuchać całych albumów z niej, albo z tatą z gramofonu (kolekcjonuje winyle). Nawet na iPodzie muszę mieć pedantyczny porządek, nie ma mowy żebym nagrała jakiś jeden utwór z płyty, tylko wgrywam albumy w całości, z okładeczką, żeby stworzyć taką śliczną biblioteczkę :) Ale wiadomo, że z iPoda czy komputera to nigdy nie będzie to samo co z prawdziwej płyty, w takim pięknym opakowaniu, z książeczką i nalepką! Plus ta świadomość, że dzięki temu, że kupiłam "Black Album" na własność zamiast ściągnąć go z internetu, James będzie mógł kupić sobie piwo :D
"Let it Bleed" jest rzeczywiście genialna :)
Mam przedmiotów 6, ale nie wynika to z tego, że jestem w klasie maturalnej, tylko z tego, że w ogóle nie robię polskiego programu nauczania więc wszystko wygląda u mnie zupełnie inaczej :)
tez bym nie mogłą pracować w biurze - mimo, ze w czasie wolnym dużo czasu spoedzam przed komputerem ewnetulanie kartką i węglem w ręce...
OdpowiedzUsuńwidze, ze z polskieog jedziesz tak jak ja dwóje i tróje! choć nie, mi raz sie zdarzyło dostać -4 w tym roku! a przez całą podstawówkę i gimnazjum tak jak tobie, mówiono mi, ze mogę pisać itd... no cóż...
moimi nałogami jest na pewno muzyka i chyba jednym... jeśli mi odbierzesz Led Zeppelin IV albo Slayer Regin in blood to więcej mnie nie zobaczysz, że tak to ujmę. naprawdę. gdy tylko słyszę pierwsze dźwięki "Angel of Death" lub "Going to california" to mogę umierać. i z chęcia pojechałabym na koncert Stonsów... tak, cofnęłabym się w czasie... ile bym za to dała. gdy tak patrzę na swój mały, bo mały, ale próbuję regularnie go powiekszac, zbiór płyt to naprawdę zdaję sobie sprawę, ze najpierw kupuję te, które są dla mnie bardzo ważne, a potem dopiero te które są mniej.
ja jestem bardzo nerwową, niecierpliwą i ambitną dziewuchą. no i oczywiscie zpaomniałabym o upartości.
ech... to chyba tyle co chciałabym dodać.
dzisiaj romansuje z polskim, biografią Iron Maiden (którą notabene dostałam od przyjaciółki na urodziny) i nową płytą Aerosmith - takie powroty to ja lubię. słysząc "Street Jesus" po prostu mam przed opczami album "Rocks" i "Done with mirrors"... a potem biorę sie za Stonsów :)
Ja niby też... Ale ostatnio im więcej czasu spędzam przed komputerem (w szkole robię notatki na laptopie), tym bardziej odczuwam tego skutki - bolą mnie oczy i głowa wieczorami. Dlatego staram się to ograniczać na rzecz malowania, rysowania. Dzisiaj zrobiłam sobie wolny dzień i uporządkuję muzykę na iPodzie - wreszcie wgram sobie wszystkie płyty, które od tak dawna układały się na stercie w oczekiwaniu, aż znajdę na nie chwilkę :)
UsuńMi się nawet 4+ udało raz dostać, ale to było z wygłaszanego referatu. Z pracy pisemnej czasami dostaję 4, ale zazwyczaj tylko wtedy, gdy wokół tego oscyluje średnia całej klasy. Gdzie są te czasy, kiedy ja jedna dostawałam z wypracowania 5, a następna osoba po mnie kończyła z tróją? Nie wiem jak to działa i z tego co widzę to problem wielu bloggerów.
Led Zeppelin III i IV to dwa absolutne ewenementy. Niesamowite albumy. Ja mam tak z ich piosenką "Dazed and Confused" (czy tam nie do końca, ich, ale whatever, uznaję tylko ich wykonanie). Coś pięknego.
A jeśli chodzi o Ironów, właśnie też sobie dzisiaj ich trochę słucham wspominając ubiegłoroczny koncert :) W sumie poszłam wtedy na Sonisphere bardziej dla Motorhead, ale Iron Maiden pozytywnie mnie zaskoczyło :)
ja akurat uczuąc się ciagle mam muzykę włącząoną, ale nie skupiam sie na niej zbutnio... oj te skutki znam, znam. sama mam je codziennie.
Usuńja też nie wiem jak to działa, naprawdę, to dość dziwne, no ale cóż... bywa.
ja też uznaję tlyko ich wykonanie. a Custrad Pie to juz wgl, oczywiscie strasznie lubie Since I've Been Loving You. głos Planta jest tam nieziemski... masakra. naprawde, rozpływam się jak to słyszę.
ja, jako ze Iron maiden to zespół do ktorego mam naprawdę wielki sentyment i uwielbiam słucham praktycznie codziennie i jakoś nie mogłabym przestać. i widząc w prezencie biografię ich po prostu oszalałam. magia, magia. słuchałaś moze ich debiutanckiej płyty?
mnie też ciężko zdefiniować. nie da isę mnie określić w 3 słowach - oddając najlepiej mnie. wsyztsko składa się na kontrasty, potrafie być bardzo wrażliwa jeśli chodzi o mojego ojca i zarazem niezmiernie twarda co pokazuję codziennie. ale tacy ludzie są świetni, przyjaźn z nimi jest niesamowita - bo w sumie nie wiesz czego się spodziewąć.
UsuńTak to często mam, ale ja odczuwam wielką potrzebę interakcji z muzyką. W sensie takim ... hm, intelektualnym. Lubię, jak artysta ma coś więcej do przekazania niż tylko pobrzdąkanie w gitarę (dlatego tak strasznie gardzę większością zespołów ukrytych pod szumną nazwą "indie rock"). I lubię sama się domyślać co to jest. Zawsze to jakiś trening kreatywności, no i języka angielskiego, który jest moim najważniejszym przedmiotem i wkrótce może się stać językiem ważniejszym niż ojczysty :)
UsuńRolling Stone Magazine ostatnio opublikowało na swojej stronie fajny ranking 40 najlepszych utworów Zeppów. Wiele jest tam pozycji, z którymi się nie zgadzam, jednak generalnie polecam zapoznanie się, bo ciekawa sprawa :) Since I've Been Loving You jest rzeczywiście genialne, ale ja właśnie tak sobie ostatnio przypomniałam (tutaj dyskusja z Tobą i Siekierą parę komentarzy wyżej skłoniła mnie do "fazy" na Ołowiany Sterowiec, bo w sumie dawno ich nie słuchałam), że zaraz po "Dazed and Confused" najbardziej kocham "In My Time Of Dying" ooooo jakie to jest genialne.
Możliwe, że słuchałam pojedynczych utworów, ale całej płyty nie. Mój tata ma ich całą dyskografię, a w mojej skromnej kolekcji znajduje się tylko "The Number of the Beast" i tę bardzo lubię.
widziałam ten ranking i naprawdę niektóre pozycje mnbie zaskoczyły, jak np Since I've been loving you na 36. więc pozdrawiam, ze tak się wyrażę. In my time of dying... boże... jak ja dawno tego nie słuchałam, naprawdę... czasami mam tak, że niektóre utwory słucha kilka razy pod rząd, a jednego nie umiem nawet do połowy przesłuchać bo mój nastrój mi na to nie odpowiada... chyba muszę nadrobić zaległości.
Usuńjeśli będziesz miała ochotę to polecam. "Phanotom of the opera" ma jeden z najbardziej niesamowitych riffów jakiekiedykolwiek słyszałam. wirtuozeria niesamowita (muszę zaznaczyć, ze ja po prostu kocham "popsiy" na gitarach). bardzo lubię The Number of the Beast, najbardziej chyba z tamet płyty uwielbiam zakańczający utwór Hallowed be thy nam.
hm... nie miałam tego na myśli jak to pisałam... ale po głębszym zastanowieniu stwierdzam, że dobrze to "zinterpetowałaś".
co ja napisałam, miałp być phantom, te o gdizes mi sie wpierdzieliło! XD
UsuńTak tak domyśliłam się, że to literówka ;) Z pewnością przesłucham. Ja też tak mam, że na niektóre utwory potrzebuję konkretnego nastroju, a niektóre wrecz są w stanie jakiś nastrój we mnie wywołać.
Usuńto dobrze, bo ja czasami pisze i w ogóle nie sprawdzam literówek (jak mogłaś się przeknoać wiele razy, zapewne w tym komentarzu też wystąpią :)). dokładnie też tak mam. czasami nawet na niektóre zespoły potrzebuję nastroju, zwykle są to mniej przeze mnie lubiane jak np. The Who, UFO, czy ZZ Top.
UsuńJa mam na przykład takie zespoły na konkretny nastrój albo do konkretnej czynności :D Na przykład matematykę odrabiam zawsze przy jakiś mocniejszych brzmieniach, na przykład Queens of the Stone Age czy Kyuss. A jak maluję to też są do tego konkretne zespoły, a nawet do konkretnych technik malowania się różnią :D Na przykład do takiej delikatnej akwarelki to uwielbiam solową płytę Pete'a Doherty'ego.
UsuńZazdroszczę Ci tych Stanów. No, może nie tyle Stanów, bo Stany jako takie nigdy mnie nie pociągały i są daleko w tyle na liście miejsc, które chciałabym odwiedzić, ale tych widoków, wspomnień i doświadczeń Ci zazdroszczę. Bo jest czego. A gdybym miała już do tych Stanów jechać, to chyba tak jak Ty wolałabym odwiedzić Wyoming, pewnie ze względu na ten typowo amerykański swojski klimat, bo ten cały Nowy Jork, Miami czy LA wydają mi się nieprzyjemne, niegościnne i wręcz odrzucające.
OdpowiedzUsuńI chyba też nie potrafiłabym pracować w żadnym biurze czy urzędzie - monotonia takiego życia by mnie zabiła, nie mówiąc już o tym, że ja nie nadaję się kompletnie do życia rodzinnego. Najchętniej spędziłabym całe swoje życie podróżując z jednego miejsca na drugie i może nawet mi się to uda - w czasie studiów chciałabym zrobić sobie kurs pilota wycieczek, a potem uciec na Bałkany, albo przynajmniej uciekać na Bałkany tak często, jak to tylko możliwe.
No i widzę, że nie tylko ja jedna miałam w szkole problemy z językiem polskim. Swoją drogą to ciekawe, z czego to może wynikać...
Rzeczywiście, te miasta są takie, jak Ci się wydaje. Szczególnie Nowy Jork. Muszę przyznać, że jak tam jechałam miałam konkretne oczekiwania. Oczywiście, najbardziej chciałam zobaczyć Wyoming i Arizonę, ale wiadomo, że żeby pojechać do Nowego Jorku nikt mnie nie zmuszał. Strasznie się rozczarowałam i teraz współczuję wszystkim, którzy marzą o podróży do tego miasta. Denerwuje mnie to, że w Stanach jest tyle niesamowitych miejsc, o których istnieniu większość ludzi nawet nie ma pojęcia! Monument Valley czy Bryce Canyon to tylko przykłady. Wycieczki autokarowe wiozą ich tylko highwayem do Las Vegas i nad Wielki Kanion (niczego mu nie ujmując, bo jest to miejsce doprawdy magiczne), w ten sposób nie da się poczuć prawdziwej Ameryki! Jeżeli chodzi o LA, tylko o tyle lepsze od Nowego Jorku że ciepło i piękne plaże (co bardzo lubię), pewnie tak samo w Miami, ale do Miami akurat nie zawędrowałam. I jakoś specjalnie mnie tam nie ciągnie. Z miast, do których mnie w Stanach ciągnie pozostał jedynie Nowy Orlean i Seattle.
UsuńTeż o tym myślałam! Pilotowanie wycieczek to mega ciekawa sprawa.
Rzeczywiście czytało się przyjemnie, artystyczna duszo :) Moja mama mieszka w stanach od piętnastu lat... uwielbia podróżować, ale do Wyoming jeszcze nie zawitała. Muszę ją namówić, a potem pooglądam sobie zdjęcia :D
OdpowiedzUsuńA odwiedzałaś ją tam kiedyś? Koniecznie, niech pojedzie! Dla mnie to takie niesamowite, że podróże po Stanach (wewnątrz kraju) wcale nie są tak kosztowne jak by się mogło wydawać ze względu na ogromne odległości spowodowane rozmiarami tego kraju. To dla mnie zaskakujące, że wielu Amerykanów mieszkających tam całe życie nie jest nawet w minimalnym stopniu świadoma naturalnego bogactwa kraju w jakim przyszło im żyć.
UsuńSerio masz dwóje i tróje? A wiesz, że ja też miałam? Dopiero jak wyszłam ze szkoły poziom mojego pisania znacznie się polepszył. Od momentu powstania bloga, polepszył się jeszcze bardziej. Więc pisz dalej bloga, on pomaga rozbudowywać myśli :). To lepsza szkoła niż sama szkołą :D
OdpowiedzUsuńTak, serio, nie żartuję :) A cała podstawówka i gimnazjum - ja miałam szóstki, reszta klasy dwóje, a więc była przepaść. Nie wiem, czy to kwestia nauczycielki czy mnie, ale wydaje mi się, że raczej się rozwijam literacko niż cofam, więc...
UsuńWina nauczycielki :). U mnie było winą klucza. Bo ja mam inne myślenie niż ci z kuratorium. I nie uznali mojego toku myślenia :(
UsuńTe klucze też potrafią być krzywdzące...
UsuńO, jak miło z twojej strony, że odpowiedziałaś. c:
OdpowiedzUsuńTAK! GUNSI! Chyba większość z nas ma podobne marzenia, no, nie oszukujmy się. A na pewno wielcy fani prawdziwego rocka. Wierz lub nie, ale Rose powiedział, że to NIE ON zaczął wojnę i W KAŻDEJ CHWILI JEST GOTÓW ZAŻEGNAĆ TEN KRYZYS. Wyobrażasz sobie?! Z resztą, co ja tu będę o Axlu, więcej informacji na moim muzycznym blogu, no.
AAAAAAA STANY! Boże, komentuję jak jakaś wariatka, koniec. Przez ciebie teraz mam niewyobrażalną ochotę pojechać do Parku Yellowstone, chociaż... w sumie zawsze miałam. Mimo wszystko - WIELKIE DZIĘKI. Teraz będę siedziała smutna w kącie i płakała nad moim losem, gdyż nie będę mogła prawdopodobnie spełnić mojego marzenia (oho, histeryczka przejęła kontrolę nad umysłem).
Malujesz? Świetnie! Znam niewiele osób, które zajmują się malarstwem. No, jeśli można powiedzieć, że ciebie znam. :)
Pozdrawiam!
Wiem, wiem, czytałam :) Czytuję Twojego muzycznego tylko nie zawszę komentuję - wielu ciekawych rzeczy się stamtąd dowiedziałam, za co Ci dziękuję :) Ja już nie wierzę w ich cudowne zjednoczenie. Z resztą po tym wszystkim co zrobił ten pajac nie wiem nawet, czy miałabym ochotę oglądać go na scenie (jeszcze z tym jego nowym imidżem pt. WELCOME TO THE JUNGLE, WE'VE GOT LOTS OF CAKES (i stąd piwny brzuszek i siedem podbródków), nawet z oryginalnym składem zespołu... Chyba tylko by mnie zirytował zamiast podniecić, aż ciężko uwierzyć, że to ten sam chuderlawy rudzielec w za dużej ramonesce i okularach policyjnych...
UsuńHaha, przepraszam jeśli mój wywód był dołujący :D Ale jeśli tak na serio to byś chciała czegoś więcej na ten temat się dowiedzieć, to w każdej chwili mogę sklecić jakiegoś posta bardziej rozbudowanego :) Ja kocham Stany jak mało kto, w szczególności West Coast :)
AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA STAAAANNNYYY, zareaguje jak poprzedniczka ;D Boże, to tak odległe marzenie.
OdpowiedzUsuńLubię czytać takie zabawy, mogę się dużo o Tobie dowiedzieć.
Co do pracy - nie wyobrażam sobie takiej monotonii. Przez jakieś 40 lat robić dzień w dzień to samo, to musi być straszne.
Dla mnie też było strasznie odległe, aż tu nagle informacja o wyjeździe spadła na mnie jak grom z jasnego nieba :) W przyszłe wakacje planuję uzbierać pieniądze na bilet do Arizony i polecieć na jesieni na parę dni :)
UsuńPS - dopiero zauważyłam, że mnie nominowałaś do zabawy w 7 faktów, obiecuję, że odpowiem, w kolejnym poście albo za dwa!
Oh, zabierz mnie w torbę, proszę, proszę, będę grzeczna!
UsuńNo spoko, czekam w takim razie ;)
No jasne że Cię zabiorę :D No, ale póki co zostaje mi odliczanie dni do wyjazdu do Włoch w ferie zimowe :)
UsuńNo ty masz maturę międzynarodową, ja jej nie mam, więc FCE mile widziane;)
OdpowiedzUsuńNo fakt :)
UsuńTak dokładnie się zgadzam, dlatego ja jako osoba, która chciałaby umieć rysować a potrafi tylko coś tam naszkicować nigdy się nie porównam do osób, które mają ten dodatkowy zmysł jak to określiłaś;)
OdpowiedzUsuńAle z pewnością masz wiele innych talentów :)
UsuńPrzeczytałam jednym tchem w nadziei, że wyszukam coś czego jeszcze nie wiem, ale tak dużo z Tobą już rozmawiałam, że wiele rzeczy wiedziałam. Nie zmienia to faktu, że wciąż mnie intrygujesz... Cholernie.
OdpowiedzUsuń:) W sumie mnie to cieszy, bo nie lubię jak zbyt łatwo jest mnie "rozgryźć" :)
UsuńGdyby można się było cofnąć w czasie to zdecydowanie poszłabym na koncert Doorsów w '68 na Bowl ;)
OdpowiedzUsuńStrasznie podoba mi się Twój wymarzony prezent. Wow, fantastyczny :D. Mogę go sobie od Ciebie pożyczyć? :P
Kurde, fenomenalnie z tymi Stanami. Tak strasznie chciałabym pojechać tam na kilka miesięcy i zwiedzić je tak wzdłuż i wszerz. Największe marzenie, więc szczerze zazdroszczę!
A proszę, pożyczaj :D
UsuńNiestety nie miałam aż kilku miesięcy a tylko jeden, więc podróż musiała być bardzo intensywna żeby zwiedzić wzdłuż i wszerz te kilkanaście stanów, które miałam przyjemność odwiedzić :) Ale moim marzeniem jest za jednym zamachem odwiedzenie wszystkich 50, taki wieeelki road trip! (Chociaż pewnie zanim to zrealizuję to będzie już 51 do zwiedzania jak sobie dołączą Portoryko :P)