Bajka o supermanie, czyli po co komu idol

Pojawienie się na świecie kultury masowej zapoczątkowało ciekawe zjawisko - narodziny kultu jednostek publicznych. Ci bardziej czy mniej utalentowani, obdarzeni mniejszą czy większą urodą, idole pojawiali się najpierw tylko na srebrnym ekranie, szybko jednak również na wszelkiego rodzaju plakatach, w magazynach, aż wreszcie na kubeczkach, długopisach, podkładkach do myszy czy pincetach i szczoteczkach do zębów (widziałam całą serię przyborów kosmetycznych z Hannah Montana). 

I TY MOŻESZ BYĆ BOŻYSZCZEM NASTOLATEK
Pierwsze pytanie jakie nasuwa nam się na myśl, to co zrobić, żeby takim idolem zostać. I oczywiście pierwsza odpowiedź, jaka nam się na to nasuwa to... zostać sławnym. Gdy już młody adept decyduje się na rozpoczęcie tego wielkiego przedsięwzięcia, napotyka na swojej drodze pewien istotny niuans - chyba potrzebny jest do tego jakiś talent. Na szczęście zaraz potem jego oblicze rozjaśnia się, a nad głową pojawia się kolorowa chmurka z napisem EUREKA! W dwudziestopierwszowiecznej popkulturze rzeczywiście wydawać by się mogło, że talent powoli staje się tylko niezbyt konieczną dekoracją do sławy. Poprzez wszelakie radia czy muzyczne telewizje zasypywani jesteśmy dokonaniami coraz to nowych "artystów", które to sprowadzają się w większości przypadków tylko do wykonywania skomponowanych przez kogoś innego utworów, wyśpiewywania cudzych słów, często nawet cudzym głosem (bo przecież bez komputerowej przeróbki nie będzie brzmiało "nowocześnie" i piniążki do kieszonki nie wpadną). Tym sposobem droga do wiecznej chwały w oczach trzynastolatek wydaje się być troszkę mniej kręta i stroma, oczywiście pod warunkiem, że możesz poszczycić się nienaganną aparycją i w miarę często wypisujesz bzdury na Twitterze

SUPERMANI Z CZASÓW DZIECIŃSTWA
Pozostawiając jednak tę pesymistyczną wizję świata powoli konsumowanego przez otaczanie uwielbieniem przedziwnym, scenicznym marionetkom (zdobyłabym się tutaj na interesujący przykład, ale wybaczcie, ja się na tym SERIO kompletnie nie znam),  przejdźmy do mniej fatalistycznej części tego wywodu. Pamiętam, że jak byłam małą dziewczynką, idol był dla mnie czymś w rodzaju supermana - nadczłowieka. Kompletnie nie ogarniałam swoim małym móżdżkiem, że taki człowiek z krwi i kości gdzieś po świecie sobie chodzi (w ogóle czas i przestrzeń bardzo długo pozostawały dla mnie pojęciami abstrakcyjnymi i na etapie fascynacji Celine Dion, mojego pierwszego muzycznego zauroczenia, zwykłam powtarzać z niezrozumieniem pytanie, czy ona sama płynęła na Titanicu i stąd ta inspiracja do napisania piosenki - a cóż, to ciekawa interpretacja artystyczna). Dlatego moich ulubieńców przez długi czas traktowałam trochę jak bohaterów mitów greckich. I wiecie co,wydaje mi się, że w dużym stopniu na tym się kształtowała moja osobowość - na obserwowaniu tych niedoścignionych ideałów i staraniu się dorównać im - stąd pewnie moja dzisiejsza ambicja, i upór w dążeniu do celu. Oczywiście mówię tutaj tylko o inspirowaniu się postaciami z popkultury, bo wiadomo, że dla większości dzieci, niezależnie od tego czy się rodziców słuchają czy nie, mama i tata są potężnym autorytetem. 


FASCYNACJE DZISIEJSZE
Ja wiem, że wiele osób może uznać to za infantylne i głupie, ale ja wciąż mam swoich idoli i rezygnować z tego nie zamierzam. Oczywiście nie mówimy tu o ślepym kulcie na miarę fanek Justina B. (chociaż zaczynam się zastanawiać jak przypomnę sobie, że przecież JESTEM w stanie wystać kilkanaście godzin w upale bez wody i pożywienia, żeby znaleźć się na koncercie najbliżej barierki jak to tylko możliwe. A później wpadam w histerię na miarę hot13, która właśnie się dowiedziała, że Kristen rzuciła Pattinsona, jak słyszę na żywo "Passengera". Ale dobra.). I nie chodzi mi tu tylko o muzyków (ani tylko o żyjące osoby, ani tylko o osoby nie-fikcyjne). Odnajduję inspiracje przede wszystkim pośród wielu artystów z przestrzeni wieków - mam swoich mistrzów, których podziwiam. Chciałabym być kolorystką jak Delecroix i JMW Turner, ale niestety wciąż tkwię na etapie pedantycznego rysunku. Gdybym nie obrała sobie za autorytety takich malarzy, z jakimi to zrobiłam, zapewne moja twórczość wciąż stałaby w miejscu. Dlatego wydaje mi się, że odnajdywanie jakichś upragnionych wartości w osobach publicznych może mieć również swoje korzyści, tak długo, jak nie ma nic wspólnego z paranoją i czystą, ludzką głupotą :) 


A na koniec idol, który nie traci swego statusu, poruszając serca młodych niewiast nieprzerwanie już od sześciu dekad!


54 komentarze:

  1. Wydaje mi się, że naprawdę coś w tym jest - wystarczy mieć parcie na szkło, a talent.. jakoś sam się zrobi, najczęściej elektronicznie. Albo i nawet obędzie się bez tego ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A to smutne, że tyle naprawdę utalentowanych osób pozostaje przez to niezauważonych...

      Usuń
  2. Faktycznie, w dzisiejszych czasach, żeby się wybić nie talent jest najważniejszy, ale umiejętność robienia szumu wokół siebie. Jeśli nie jest o kimś głośno, zapomina się o nim.

    OdpowiedzUsuń
  3. Każde pokolenie ma swoich idoli, a że dzisiaj są tacy, jacy są, to naprawdę przykro mi się robi. Na szczęście zawsze są wyjątki.
    Potrzebujemy idoli, żeby się nimi interesować i inspirować.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja lubię przejmować idoli od zapomnianych już pokoleń :)

      Usuń
  4. wiesz... to wszystko zależy w sumie od środowiską w jakim się znajdujemy.... nie wydaję mi się, by np. na scenie rocka powstawały zespoły, które talentu i pomysłu na siebie nie mają - ale mogę się mylić. jednak dzisiejsza popkultura jest okropna... zero talentyu, dupa, cycki - tyle sobą niektórzy reprezentują, to aż woła o pomstę do nieba. a moim idolem w dzieciństwie był Presley... potem mi ją przeszło na niego troszkę, ale niedawno znowu do niego wróciłam... a wszystko przez dziadka :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj proszę Cię, oczywiście że tak!! To są te wszystkie pseudorockowe zespoły, które dzisiaj lasują mózg polskiej złotej młodzieży. Coldpleye, Killersy, Kooksy - czy toto ma jakiś pomysł na siebie? Moim zdaniem nie. Jedyny pomysł takich zespołów opiera się na tym, że próbują trafiać do publiczności przez opowiadanie jaką to grają głęboką, rockową muzykę, a tak naprawdę kompletnie się na tym nie znają, bo grają pop, i to dość słaby.

      Ja Elvisa kocham też od zawsze :)

      Usuń
    2. to dobrze myślałam. osobiscie nie za bardzo interesuje się tymi nowymi zespołami rockowymi, bo jak słysze że Coldplay to rock to no... odechciewa mi się wszystkiego. oni tylko dobrze potrafią gadać. dobrzy są w gębie, że tak to ujmę.

      Elivs jest dla mnie niesamowity... a jak słyszę You were always on my mind to no.. :)

      Usuń
    3. Tak, ja też nie za bardzo ogarniam kto jest kto pośród tych "młodych gniewnych".

      Elvisa zawsze najbardziej kochałam "Heartbreak Hotel" i tak się wzruszyłam jak wyczytałam w biografii Keitha Richardsa, że ta piosenka zmieniła jego pogląd na muzykę w młodości... :)

      Usuń
    4. nie rozumiem za bardzo tego... ale skoro ludzie tego słuchają, to moze to az takie okropne nie jest? nei wiem, i chyba przkeonac si enie chce.

      też jak to czytałam to się wzruszyłam! tez to abrdzo lubie *.*

      Usuń
    5. Ja Ci powiem chętnie, dlaczego ludzie tego słuchają. Ponieważ ludzie lubią iść na łatwiznę. A takie słuchanie bez sensu nie wymaga wysiłku intelektualnego, który męczy przecież.

      Usuń
    6. W sumie... faktcyznie, amsz racje. ludzie rzadko kiedy chcą się wysiliać, a przecież posłuchanie czegoś co ma większy sens i nie za peirwszym razem wpada ucho jest zbyt nużące, czyż nie?

      Usuń
    7. No niestety. Dlatego tym bardziej mnie irytuje, jak ktoś twierdzi, że muzyka to całe jego życie, a słucha masówki wciskanej nam zewsząd na siłę.

      Usuń
  5. Miałam na myśli Elvisa na koniec :D Z motywem Supermana mi się te Warhole podobają po prostu :)
    Fakt, niekoniecznie musi być sławny, ale tak jak napisałam z tymi rodzicami - chciałam poruszyć tylko temat uwielbienia osób publicznych.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja tam lubię muzykę pop ;) Oczywiście nie takiego Justina czy gejów z 1D, ale coś dobrego wśród ogółu zawsze się znajdzie ;)

    U mnie nowa, serdecznie zapraszam ;d
    Zapomniane-lzy.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W moim poście słowo pop nie padło, a jeśli poczułaś, że odnosiłam się do tego typu muzyki, to znaczy, że coś musi w tym być :)

      Usuń
  7. Matko, jak Ty potrafisz temat wyczerpać, to aż Ci tego zazdroszczę. Nawet nic nie muszę dodawać, do tego, co napisałaś. Nie wiem, jak to robisz, ale chcę się tego nauczyć O.O

    I a propos Kriten i Pattinsona - u mnie wpis o "Zmierzchu" ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najważniejsza umiejętność, jakiej nauczono mnie w mojej dość niekonwencjonalnej szkole to umiejętność napisania dowolnej ilości słów na dowolny temat. Tyle już bzdur napisałam na absurdalne tematy, więc jak mam jakiś, którego nikt mi nie narzuca, to idzie mi dużo lżej. 2 tysiące słów, 4 tysiące, 6 tysięcy? Proszę bardzo, na jaki tylko temat sobie życzysz, do wyboru dwie wersje językowe :)

      Usuń
  8. Zgadzam się z Tobą, też nie bardzo lubię kiedy ktoś mnie szybko rozszyfrowuje, w liceum co rusz słyszę, że no jest ze mną po prostu ciężko.
    Tymczasem u mnie pojawił się nowy post;)
    ju-es-ej.blog.onet.pl
    Trochę i historii - chyba Cię zainteresuje*;

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też wiele razy to słyszałam. Jednak wydaje mi się, że ostatnimi czasy się zmieniłam tak bardzo, jeszcze z dwa lata temu byłam dużo bardziej "oczywista", że tak to nazwę.

      Dzisiaj chcę nadrobić wszystkie blogowe zaległości i również napisać u mnie coś nowego :)

      Usuń
  9. Jak dobrze wiesz, mam swoje autorytety, a Marshalla miałaś okazję poznać w bodajże dwóch poprzednich postach. To dla mnie człowiek mocarstwo. Wiele czynników kształtuje naszą osobowością, w dzisiejszym czasie łatwo też można jednak być impersonal - dlaczego? Hehe, moda która ogarnia świat a każdy za nią podąża, sprawia, że się zatraca własny styl.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To okropne, jak ludzie potrafią zapomnieć o tym, kim są tylko po to, żeby podążyć za tłumem. Zawsze ciężko mi było to zrozumieć, bo odkąd pamiętam starałam się iść pod prąd. Dopiero w liceum mi to zapunktowało, bo nigdy wcześniej nie mogłam zaskarbić sobie niczyjej sympatii.

      Usuń
  10. Cholera, bardzo bym się chciała z Tobą nie zgodzić w kwestii tych dzisiejszych idoli, ale się nie da. I mnie smuci nie tyle to, że piszą o takich "artystach" w gazetach, ale to, że tak wielu ludzi uważa ich za faktycznych artystów, którymi przecież nie są (chyba że używamy tego słowa prześmiewczo, ale to inna bajka). Ech, współczesność... Nie mówię, że nie ma dzisiaj prawdziwych artystów, bo są, problem w tym, że się o nich nie pisze, nie pokazuje w telewizji i w ogóle się nie o nich nie mówi, nigdzie poza wąskim gronem wielbicieli. A przecież tacy artyści szczególnie zasługują na uwagę.
    Ale jak tak sobie teraz myślę, to dochodzę do wniosku, że ja nigdy idoli nie miałam. Owszem, byli ludzie, których bardzo lubiłam i podziwiałam (i w sumie nadal są!), ale żadnego z nich nie nazwałabym idolem czy w ogóle jakąś inspiracją, autorytetem. Ian Anderson, Mike Scott, Mark Knopfler, Jeff Lynne, tak żeby kilka nazwisk wymienić - to są dla mnie artyści cudowni, ich muzyka jest dla mnie sztuką, ale naprawdę nie wiem, czy mogłabym ich nazwać idolami. Ta relacja jest trochę... inna, tak mi się wydaje.
    Choć to może też zależy, jak się pojęcie idola definiuje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ciężko mi to zrozumieć szczerze mówiąc. Kultura popularna kiedyś składała się z prawdziwych osobowości. Każdy wiedział, kto to Elvis! A dzisiaj? Proszę, nawet szanujące się niegdyś tytuły jak Rolling Stone, widzę nagłówki "PSY pierwszym artystą z miliardem wyświetleń na Youtube!" Boże, ty to widzisz i nie grzmisz? MILIARD WYŚWIETLEŃ? Co 7 człowiek na świecie obejrzał to gówno, jeśli by tak sobie bezmyślnie przybliżyć (oczywiście zdaję sobie sprawę, że pewnie niejeden idiota napierdzielał to jak nienormalny bezmyślnie tłukąc łbem w górę i w dół 9138641 razy). Ciężko mi zrozumieć takie fenomeny...

      Usuń
  11. Właściwie nie wiem, jak rozumieć słowo "idol". W dzisiejszych czasach rzeczywiście nie trzeba wiele, żeby ludzie czytali o tobie plotki na różnych głupawych portalach, ale czy taką osobę można już nazwać idolem? Dla mnie idol to ktoś, kto ma ogromny talent i kogo niesamowicie podziwiam, szanuję. Czy ktokolwiek tak naprawdę podziwia tych wszystkich dzisiejszych celebrytów? Mnie się wydaje, że stoi za tym tylko jakiś rodzaj ciekawości, a podziwia się naprawdę wartościowe jednostki. Wielu ludzi po prostu nie ma więc żadnego idola, a to trochę smutne, bo to naprawdę niezwykłe uczucie zachwycać się czyjąś twórczością. Nawet nie próbować tego kogoś naśladować, tylko po prostu szanować i się zachwycać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z pewnością definicja tego słowa będzie inna dla mnie czy dla Ciebie, niż dla czternastolatki z plakatem One Direction nad łóżkiem.

      Usuń
  12. Nastąpiła u mnie ‘mała’ zmiana - adresu bloga. Zapraszam na wyjaśnienie. Od dzisiaj będzie można mnie znaleźć na http://everytime-fallen.blogspot.com/ . Za zamieszanie przepraszam.

    OdpowiedzUsuń
  13. super piszesz ;) masz wspaniałego bloga! będzie mi miło jeśli spodoba Ci się mój i również go zaobserwujesz ;))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślałam, że era słit komciów bez treści zakończyła się wraz z moją przeprowadzką na blogspota, a tu proszę, niespodzianka!

      Usuń
  14. Myślę, że dzisiaj społeczeństwo jest na tyle konsumpcyjne, że bez trudu połknie kolejną świeżo odpicowaną buźke-szczególnie ma to się niestety do dzieci i nastolaktów i tych wszystkich wytworów Disney Chanell itd.
    O, Elvis - akurat właśnie go sobie słucham w chwili obecnej ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja teraz też, bo uwielbiam jego świąteczne wykonania, takie jak White Christmas :)

      Usuń
  15. Wiesz, tak naprawdę zawsze zastanawiałam się czy w ogóle mam idola. Idol dla mnie to może zbyt mocne słowo, bo jakoś nie pamiętam, żebym specjalnie za czymś szalała - tak jak wspomniane hot trzynastki. Bardziej mi pasują słowa "autorytet" i "fascynacja". Swoje dzieciństwo spędzałam na oglądaniu dobranocek, czyli "Smerfy", "Kubuś Puchatek" i "Miś Uszatek" każdego tygodnia (a następnie dzielenie się w szkole relacjami typu: "Widziałaś co się stało Puchatkowi?" i "Nie lubię Ważniaka!") oraz na wypożyczaniu książek z biblioteki (gdybyś wiedziała jakim wtedy byłam molem książkowym)! Choć jakbym się tak zastanowiła to od zerówki uwielbiałam Robin Hooda - za jego dobroczynność, troskę o biedaków i umiejętność strzelania z łuku, która według mnie była czymś ekstra! Kiedyś Superman i jemu pochodne nie interesowały mnie i w tej kwestii prawie nic się nie zmieniło (bo jedynie spodobały mi się najnowsze produkcje z Batmanem i Iron Man, którego bardzo lubię). A jeśli chodzi o czytanie to "Harry Potter" był dla mnie odkryciem i z czystym sumieniem przyznaję, że ta książka była moją pierwszą fascynacją, która otworzyła przede mną świat książek. Satysfakcja z umiejętności czytania jest fajnym uczuciem i przeżyciem.

    Jeśli chodzi o muzykę to trudno mi określić ten jeden zespół który na mnie wpłynął, bo równie silnie wpłynęła na mnie Metallica, Led Zeppelin, Jimi Hendrix czy Pink Floyd i są we mnie tutaj mocno, wewnątrz mnie, w sercu. Brzmienia rockowe drzemały we mnie od zawsze (nawet i w życiu płodowym, bo tata bardzo dużo tej muzyki puszczał i do tej pory to robi, a jak była jeszcze kawiarnia to doskonale pamiętam jak usłyszałam riff "Smoke on the Water" i moment, gdy wchłaniałam te dźwięki, każde szarpnięcie strun gitary). Podsumowując wątek odnoszący się do Twojego wyczerpującego tematu to najbardziej wpłynęła na mnie muzyka, na prawie wszystkie aspekty mojego życia. A propos to wiesz o co chodzi z tym zakonem illuminatów i przemysłem muzycznym? Bo mnie śmieszy historyjka, że Bob Dylan i Beatlesi sprzedali duszę diabłu (nie mówiąc już o Gagach, Jacksonach i Eminemach)...

    Jejku, tak sobie siedzę na miękkim fotelu, piję herbatę po zjedzonym niedawno obiedzie, a tle rozpływa się głos Toma Waits'a. Nic mi się nie chce. Najchętniej wyszłabym na spacer, ale robi się śnieżnie i mroźno... Muszę przeczytać kolejną lekturę z podstawy programowej i jeszcze napisać do niej jakieś dwie prace. We wtorek pisałam opowiadanie dotyczące świąt do drugiej w nocy i dopiero dzisiaj doszłam w pełni do siebie. Nie wiem czy mi się uda, pisałam na siłę, pod wpływem QotSA i mojej ulubionej rozpuszczalnej. Po pewnym czasie miałam niespodziewane ataki euforii, jednak zdążyłam się w porę uspokoić, aby nikt się nie obudził i nawiedził mnie. Mimochodem zahaczyłam w opowiadaniu o Leszka Możdżera, "Last Christmas" i Forresta Gumpa. Sknociłam koniec, ale bardziej przypomina to notatkę z dnia czwórki licealistów, niż tekst o rodzince betlejemskiej. Przepraszam, że tyle się nie odzywałam, ale czas i obowiązki nie pozwalały mi na odpisywanie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja Supermana wplotłam do tego postu tak czysto dla dopełnienia jakiegoś stereotypowego wyobrażenia i takiej wizualnej spójności :) Bo przyznam szczerze, że znam go tylko z Warhola, bo żadnych komiksów ani filmów o nim nie widziałam :) A jeśli chodzi o rozwinięcie wątku takich idoli z dzieciństwa, moją faworytką była Mulan. Zawsze ją podziwiałam za to, że miała w sobie tyle odwagi żeby pójść na wojnę bronić honoru rodziny i schorowanego ojca.

      Mi też trudno określić jeden zespół, ale jedno jest pewne - muszę się z Tobą zgodzić, że muzyka oddziałuje na masę aspektów mojego życia. Muzyka pomogła mi się zdefiniować. Dzięki muzyce nie jestem nijaka, mam poczucie bycia kimś wyjątkowym (a to bardzo silny element mojej osobowości. Nienawidzę być taka jak wszyscy). Ciężko mi znaleźć również momenty mojego życia, które tej muzyki byłyby pozbawione, bo jest ona wszechobecna u mnie wszędzie. Strasznie żałuję, że nie potrafię na niczym grać, niestety przełożyłam nad to malowanie/rysunek, bo bez tego też nie potrafiłabym żyć. Wolę wyspecjalizować się w tej dziedzinie, zamiast bycia przeciętną w kilku.

      Ostatnio trafiłam w Warszawie do bardzo miłej knajpy (tak mi się skojarzyło z tym, że wspomniałaś o Waitsie), bo taka w sumie zapyziała dziura i w kółko na okrągło Tom Waits z głośników. Tylko szklaneczki whisky brakowało do szczęścia, więc sobie zamówiłam, a jeszcze cena była przystępna, dlatego odwiedzam to miejsce coraz częściej, bo atmosfera niesamowita :) Też muszę napisać takie opowiadanie! :D Haha, póki co jednak nie mam kompletnie pomysłu. Ale czuję, że zainspiruje mnie do tego Elvis, bo na święta jakoś zawsze przychodzi mi na niego faza (właśnie wkomponuję to w kolejny post, który właśnie tworzę!)

      Usuń
  16. Ja jakoś nie czuję takich "całkowitych" idoli. Mam kilka swoich autorytetów, ale od każdego z nich staram się zaczerpnąć coś innego. Jedna osoba ma świetny styl, druga podróżuje po świecie, trzecia świetnie pisze, kolejna tworzy genialną muzykę.
    Idol w dzisiejszych czasach to ktoś do oglądania. Ktoś na kogo uroczą buźkę się patrzy i podziwia, ile to pudru na niej jest. Nie na tym to chyba powinno polegać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, ja też od każdego biorę co innego i w ten sposób zbudowałam swoją troszkę schizofreniczną osobowość, dzięki której czuję się wyjątkowa, i lubię to :)

      Usuń
  17. użyję tu jednego ze swoich ulubionych cytatów: ''Myśl samodzielnie, kwestionuj autorytet''. bo czasami to wręcz niezdrowe, mieć idola.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po części się zgodzę, chociaż wielu wielkich nie zaistniałoby, gdyby nie posiadanie autorytetów.

      Usuń
  18. Odpowiedzi
    1. Żyję! Właśnie teraz na chwilkę zajrzałam zobaczyć, co się tu dzieje. To co mi się teraz dzieje w szkole to jakiś istny koszmar. Siedzę do 2,3 w nocy, chodzę jak ledwo żywe zombie - nawet nie do szkoły, ostatnio coraz rzadziej mam na to czas ;p Do zrobienia mam tyle super ważnych prac, esejów, do tego przygotowania do próbnych matur gotowanych nam przez nauczycieli nieustannie. Przydałoby się wydłużenie doby, bo 24 godziny to zdecydowanie za mało jak chce się mieć jeszcze czas na sen! Tylko napierdzielam Czarny Album i absurdalnie trudne zadanka z matematyki (Hetfield mnie zawsze jakoś motywuje do szybszej roboty, nie wiem czemu :D).

      Postaram się nadrobić wszystko i napisać coś we wtorek albo w środę, bo wtedy mi się trochę rozluzuje. A jak nie dam rady to z pewnością w przyszły weekend :) A tak od siebie jeszcze dodam, że całą tą szkolną masakrę rekompensuje mi jedna rzecz - QUEENS OF THE STONE AGE W POLSCE, czyli mój największy dream coming true. Wprawdzie przyjadą na Openera, którego atmosferę i target audience nie do końca toleruję, więc nie bywam. Ale teraz muszę pojechać, dla Josha! przy okazji pójdę sobie na Kings of Leon i Arctic Monkeys, ale to już bez kisielu w majtkach ;)

      Usuń
  19. Cudownie, że żyjesz, bo martwiłam się o Ciebie. Kochana, obiecaj mi, że zadbasz o siebie, dobrze? Twój organizm nie może bez końca w taki sposób funkcjonować. Przez jakiś czas może, ale nie nieustannie. Wyśpij się porządnie w święta! Współczuję Ci, że masz tyle roboty, ale wiadomo, że zapunktuje to w przyszłości. Też najchętniej wydłużyłabym dobę!

    U mnie od naprawdę dłuższego czasu miałam takie luźne dni, że krzyczałam z radości. W międzyczasie miałam próbne egzaminy, więc połowa zajęć mi poprzepadała. Miałam dużo czasu na pozostałe rzeczy na przykład na pisanie wywiadu z aktorem, który odsłuchiwałam i dalszym ciągu odsłuchuję na dyktafonie. Nagranie trwa godzinę, a obecnie zostało mi piętnaście minut do przelania na papier. Dzisiaj obejrzałam Hangover w celu polepszenia sobie humoru (co prawda tego chamskiego i głupiego, ale jednak humoru), a jeszcze wcześniej Salę Samobójców, który okazał się dla mnie gniotem na tyle, że minęłam środek filmu, bo nie wytrzymałam. Jeśli kogoś obraziłam to przepraszam, ale dla mnie to jest gniot, nawet jeśli widzom się spodobał, a że należę do mniejszości to trudno! Na polskie warunki może i jest dobry, ale mnie zanudził, że miałam ochotę rzucić talerzem pomidorowej w telewizor. Teraz koniecznie muszę ogarnąć sprawy ze szkolną gazetą, bo we wtorek mamy ją wydawać, a artykuły do makiet jeszcze nie wklejone, więc zajmie mi to mniej więcej cztery godziny.

    Wczoraj byłam w empiku i kupiłam sobie prezent pod choinkę, a dokładniej książkę pod tytułem "Światło i cień. Jimmy Page w rozmowach". Jeszcze jej nie przeczytałam, ale zapowiada się ciekawie. Ładna oprawa (choć książki nie ocenia się po okładce, ale jest solidna!), dodatkowo świetne zdjęcia i dodatki do każdego rozdziału (np. rozmowa Page'a z Beckiem, czy Page'a z White'em).

    Też słyszałam o Openerze! Według mnie może być ciekawszy niż w poprzednim roku. Obawiam się, że się nie wybiorę (fundusze mi nie pozwalają, a poza tym nie do końca jestem przekonana atmosfery jaka tam panuje). Jedynie na co chcę pójść w przyszłym roku to na festiwal Męskie Granie, a najlepiej na koncert Leszka Możdżera, koniecznie! Albo na zespół, którego nie znam, a który mnie pozytywnie zachwyci. Poza tym strasznie mnie ciekawi, kto zostanie dyrektorem artystycznym Męskiego Graniu. Zobaczymy :)

    A mogę na koniec zadać pytanie? Do jakiego liceum uczęszczasz? ;)

    OdpowiedzUsuń
  20. Znalazłam trochę czasu, aby poprzez zabawę napisać nową notatkę, w której po prostu wyrażam siebie. Zapraszam, jeżeli wśród świątecznego zgiełku znajdziesz trochę czasu.
    ju-es-ej.blog.onet.pl

    OdpowiedzUsuń
  21. Zmiany, zmiany, ciagle się ktoś zmienia. Mnie samo liceum po prostu odmieniło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może, chociaż wydaje mi się, że wiele czynników miało na to wpływ.

      Usuń
  22. Ja właśnie w liceum nie zdobyłam przyjaźni ze względu na to, że mam swoje ścieżki, oni by chcieli, żeby wszystko było albo białe albo czarne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak jest z większością tych fałszywych znajomości u mnie, ale dzięki swojemu byciu "pod prąd" poznałam kilka tych najbardziej wartościowych osób.
      Mam ich, a oprócz tego masę pozerów, którym mówi się cześć na korytarzu, chociaż wiem, że jak tylko się odwrócę, to obrabiają mi tyłek. No cóż.

      Usuń
  23. Mogłabym sie spytac skąd masz taki fajny szablon?:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jasne, pochodzi z tej strony, po przejściu drobnych modyfikacji: http://iksandi.com/ :)

      Usuń
    2. A mogłabym mieć taką prośbę, żebyś mi wytłumaczyła jak sie ustawia szablony z tej strony? Oczywiście jeśli masz czas;)

      Usuń
    3. Musisz ściągnąć plik XML, a potem wejść do swoich ustawień bloga, zakładka Szablon. W prawym górnym rogu "Utwórz/przywróć kopię zapasową". Wyświetla się okno, i opcja "Prześlij szablon z pliku na dysku twardym". Klikasz "Przeglądaj" i znajdujesz tam wcześniej zapisany na pulpcie czy gdziekolwiek plik szablonu XML. Następnie "Przekarz" i voila, szablon się załaduje. Pozostałe modyfikacje jednak trzeba już wykonywać ręcznie w HTMLu (na przykład treść kart u góry, usunięcie linków do Twittera i fb, co zrobiłam i inne kosmetyczne poprawki. To robiłam raczej metodą prób i błędów bazując na lekcjach informatyki pamiętanych z gimnazjum, więc w tym Ci rad nie udzielę żadnych i polecam z HTMLem ostrożność, bo czasem usunięcie w nim jednej kropeczki sprawia, że cała strona przestaje działać.

      Usuń