Za co kobiety kochają seriale

Począwszy na "M jak Miłość", skończywszy na "Grze o Tron", seriale od dziesięcioleci przekuwają widzów do telewizorów, komputerów, czy... (dobra, nie wiem co to są te wszystkie ajpady i co się da na nich robić, więc skończę już tę wyliczankę). Każdy z nas ma przecież babcię, ciocię, przyjaciółkę od tasiemców po prostu uzależnioną. Mój tata (który sam namiętnie oglądał "doktora House'a" i "Janosika") twierdzi, że jedyną życiową aspiracją mojej chrzestnej jest obejrzenie kolejnego odcinka "Przepisu na życie". Cóż, może tak mocnymi słowami bym tego nie określała, ale jedno jest pewne: kobiety kochają seriale.
Co więc takiego jest w ciągnących się miesiącami filmowych seriach? 

1. Wielka Miłość
Gossip Girl, odcinek 18294613046 (weheartit.com)
Czy to Magda M. z Piotrem, czy Milagros i Ivo, Blair i Chuck, House i Cuddy, w niemal każdym serialu możemy wytypować parę na miarę Brangeliny. Oczywiście gdyby oni byli wreszcie razem, to serial by się skończył i pieniążki nie płynęłyby już do kas producentów. Dlatego trzeba im rzucić mnóstwo kłód pod nogi, żeby rozhisteryzowane nastolatki (i moja babcia) miały jak poobgryzać paznokcie i porozmawiać z teleodbiornikiem ("co ty robisz, idioto, przecież ty ją kochasz!"). Trzeba jednak pamiętać, że po tylu przeciwnościach losu jedno "przepraszam" i namiętny pocałunek nie wystarczą, by doszło do finalnego pojednania. Dlatego trzeba ruszyć w wyścigu o bardziej efektowne zakończenie. Szczyt Empire State Building (dobra, Blair się SPÓŹNIŁA), plaża i zachodzące słońce, szczyt alpejskiego lodowca w sytuacji zagrożenia życia - kiedy będzie przestrzeń kosmiczna? Mogę sobie gadać, wstrętna hipokrytka, ale jestem typową babą i sama to uwielbiam. I czy jest to czas uczuciowego uniesienia, czy depresyjne wpieprzanie lodów czekoladowych na dnie wszechświata - zawsze jest dobry dzień na pooglądanie nieszczęśliwej miłości, która mimo wszystko skończy się dobrze.

2. Intrygi, spiski, zdrady i tajemnice
The Borgias
 Serial nie byłby sobą gdyby nie obfitował w tego rodzaju perturbacje. Ktoś udaje, że stracił pamięć, inny pozoruje swoją śmierć, chociaż tak naprawdę ucieka z Arabskim Szejkiem do Zjednoczonych Emiratów Arabskich, ktoś jeszcze inny donosi anonimowo na najlepszą przyjaciółkę, żeby zniszczyć jej życie... ale to mało! Serialowi bohaterowie (nawet ci, których zaetykietowalibyśmy raczej jako "heroes" niż "villains") bez cienia skrupułów mordują, trują, czy powodują niewyjaśnione zaginięcie swoich oponentów. Cóż, tym z natury dobrym zawsze uchodzi to na sucho, bo przecież bronią honoru rodziny. Najfajniejsze jest to, że scenariusze seriali w których takich sytuacji mamy najwięcej, napisało samo życie, sama historia. "Rodzina Borgiów" mogłaby konkurować z "Plotkarą" o trofeum w konkursie na najbardziej niedorzeczny i skomplikowany bieg wydarzeń - z tym, że Borgiowie istnieli naprawdę i diabeł jeden wie, czy nie byli jeszcze bardziej zdemoralizowani niż pokazuje to serial. 

3. Idealizacja... cóż, wszystkiego co się tylko da
Żeby serial odniósł sukces, musimy go lekko podkolorować w stosunku do prawdziwego życia. Polacy przez lata oglądać mogli jedynie seriale o perypetiach szarych ludzi z peerelowskiej rzeczywistości, psa Szarika i dzielnego rozbójnika z Podhala. Nie dziwmy się więc, że gdy na ekranach telewizorów pojawiła się "Dynastia" i "Moda na Sukces", to natychmiast zrobiły niesamowitą furorę i podbiły serca naszych babć (niektóre wciąż wiernie śledzą losy Ridge'a i Brooke, moja na przemian z Chuckiem i Blair). Po raz pierwszy pokazano przepych, o jakim wielu nawet się nie śniło, jeśli nie mieli żadnego wujka mieszkającego na czarno w AMERYCE, najlepiej CZIKAGO. Co interesujące, bohaterów nie pokazywano w pracy - wydawać by się mogło, że cała ich egzystencja ogranicza się do pławienia się w swoim bogactwie i okazjonalnego wywoływania skandali towarzyskich. To jednak nie wszystko - nikt nie chciał by przecież oglądać serialu o brzydkich ludziach - każdy chce przecież pooglądać bożyszcza w telewizji. 
Telewizyjne sztuczki
Dlatego Chuck Bass nie może być tylko bogaty - to za mało! Trzeba jeszcze sprawić, żeby był nieziemsko przystojny, szarmancki, no i o charakterze nawróconego badassa, jaki kobiety kochają najbardziej. Moim ulubionym przykładem serialowego wykrzywiania rzeczywistości jest "Dynastia Tudorów". Serial niezmiernie wciągający i ciekawy, polecam każdemu (tu skończyłam z prześmiewczą wymową, przynajmniej w tym zdaniu mówię serio). W przyjemny sposób pozwala przyswoić sobie historię jednego z najważniejszych władców, jakich miała Anglia. Wydarzenia historyczne odwzorowane są w sposób wierny, mamy do czynienia z postaciami realistycznymi... no właśnie, czy aby na pewno? Cóż, nie mam nic przeciwko nieziemskiemu spojrzeniu Jonathana Rhysa Meyersa, ale chyba ktoś lekko przesadził obsadzając go w roli największego kaszalota jakiego znał świat. 

4. Mądrości życiowe
 O mądrościach życiowych wpajanych nam przez telewizję można by napisać długi i oddzielny post. Warto jednak zwrócić uwagę na fakt, że coraz więcej osób wynajduje sobie w serialach idoli, których w późniejszym życiu uparcie stara się naśladować. Która z fanatycznych wielbicielek "Plotkary" nie zadała sobie nigdy pytania What would Blair Waldorf do? niech pierwsza rzuci kamień. Seriale obfitują w życiowe mądrości, mniej lub bardziej przydatne - a ludzie kochają aforyzmy jak te Nathana z "The Misfits" - dzięki którym tarzamy się ze śmiechu po podłodze, i które nie raz wracają do nas zakopane raz w naszej podświadomości. 

5. Wylewanie hektolitrów łez
Nie martwcie się, nie ma co myśleć "jestem taka głupia, że ryczę oglądając seriale" - one zostały napisane po to, żeby baby wylewały na nich łzy (znam też osobników płci męskiej, którzy się do tego przyznają). Płaczemy z powodu romantycznego pojednania ukochanej pary, śmierci (bywa, że domniemanej) ulubionego bohatera, bezradności zakochanej osoby. Gdy tasiemiec ciągnie się przez dłuższy czas, przywiązujemy się do pojawiających się w nim postaci niczym do osób, które znamy naprawdę, dlatego ich  przygody nierzadko wzbudzają w nas silniejsze emocje (nie mówię tu o "Modzie na Sukces", która pomimo tego, że na ekranach telewizorów gości od zarania dziejów, to na nikim nie robi już najmniejszego wrażenia pogrzeb Taylor czy 823751 ślub Ridge'a i Brooke). A kobiety uwielbiają wyć wniebogłosy przed telewizorem, przyznajcie się. Paradoksalnie to najlepsze lekarstwo na kiepski humor.


Nazwijcie mnie serialową maniaczką, kimkolwiek tylko chcecie - nie ukrywam swojej typowo kobiecej natury wielbicielki takich MAINSTREAMOWYCH zainteresowań. Chętnym z pewnością coś ciekawego polecę, jak i również ucieszę się dostając od was propozycje nowych rzeczy dla mnie, pod warunkiem, że nie jest to "How I Met Your Mother" ani "Seks w Wielkim Mieście" :) 
PS. Niestety będę mieć teraz dla bloga coraz mniej czasu. Postaram się odpowiadać na komentarze w miarę regularnie, ale nie wiem, czy uda mi się publikować więcej niż 1-2 posty miesięcznie. Musicie mi wybaczyć i pamiętać, że Dani California Rokendrolla opuszczać nie zamierza! 
PS2. Szablon po raz pierwszy zobaczyłam u Pani_Ka, jednak jest dość łatwo dokopać się do niego w internecie i zmodyfikować - niemniej jednak honory za wygrzebanie jego oryginalnej należą się powyższej osobie.

170 komentarzy:

  1. Nigdy nie zadałam sobie pytania "What would Blair Waldorf do" a obejrzałam wszystko co do tej pory było :P Chociaż Chuck'a - oczywiście uwielbiam, a np Sereny - nie trawię.
    Ja uwielbiam seriale i się do nich przyznaję. Raczej nie płaczę, ekscytuję się raczej wewnętrznie. Nawet ostatnie odcinki staram się dzielnie znieść. A było ich już bardzo dużo. Oglądam właśnie dużo i staram się być przykładną fanką, z domieszką fangirl (byleby bez przesady). Nie sądzę, że przyznawanie się do lubienia seriali jest fe. W końcu nic nie łączy ludzi tak bardzo jak wspólny mianownik w postaci np. Glee czy Firefly ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja nie trawię Sereny i Nate'a, bo są kompletnie bezpłciowi. Blair może być wstrętną zimną suką, ale jest przede wszystkim niesamowitą, intrygującą osobowością. Nate to cholerne flaki z olejem, człowiek bez charakteru, kompletnie niczego sobą nie reprezentuje. Dan jest w sumie ok, taki niezależny artysta, bohema, ale Blair zdecydowanie powinna być z Chuckiem!
      To ciekawe, że w sumie zaczęłam oglądać Gossip Girl tylko dla inspiracji modowych, bo namiętnie zżynam wszystko, co założy na siebie Waldorf, ale wkręciłam się w wątek, chociaż jakby tak o tym pomyśleć, to nie reprezentuje on wysokiego poziomu intelektualnego :D

      Usuń
    2. Wiem, ilość kosmicznych zbiegów okoliczności i nieporozumień jest zaskakujący :P Ja oglądam na zasadzie: jest fajnie, a jak nie ma nic lepszego to oglądam i tak szczerze to w sumie to lubię :D
      Może nie zżynam ale kwestie modowe też bardzo lubię. Chociaż w kwestii mody bardziej dla "szarych ludzi" wolę Pretty Little Liars

      Usuń
    3. No ja tak samo, oglądam żeby popatrzeć na faceta jakiego nigdy żadna kobieta na świecie nie będzie mieć (musieli stworzyć taki ideał, no nie wytrzymam! I Chuck musi być chyba takim dość uniwersalnym ideałem, bo jakby mi ktoś kazał z marszu wymienić jakiego bym chciała faceta, to raczej bym rzekła, że zbuntowanego rockmana z gitarą i paczką czerwonych marlboro w kieszeni ramoneski).
      Ja mam podobno dość wyrazisty styl ubierania się, chociaż zupełnie odmienny od tego, co by się mogło wydawać - nie, nie noszę koszulek z zespołami, krzyży i podartych jeansów :D Właśnie zżynam z Waldorf bardziej.

      Usuń
  2. Seriale, seriale, seriale, mam koleżankę w klasie, która serialami żyje i ogląda ich chyba z 40! Sama jakoś kręcę nosem na seriale z prostego powodu - chroniczny brak czasu. W tygodniu zero wolnego, w weekend tylko tyle żeby przeczytać książkę, bo to owocniejsze niż wpatrywanie się w ekran komputera. Ale oglądam, a jakże - "Borgiów", kiedyś "Dynastię Tudorów", ale wymiękłam i rzuciłam, wiernie czekam na czas po-maturalny żeby nadrobić przyszłokwietniową "Grę o tron", czekają mnie nowe odcinki "Covert Affairs" i choć Jaia i Simona wykończyli, to Eyal i jego hebrajski dalej mnie przyciągają, poza tym CIA, Mossad, MI-6 - miodzio! Poza tym chyba "Julia" i "Desperate Romantics", ale to miniserial. Dużo? Mało? Wystarczająco żeby na chwilę przy wypracowaniu z polskiego oderwać się od życia :) Potrzebujemy tego :D

    Pozdrawiam!
    M.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O matko, nie wiem, jak ona daje radę się w tym wszystkim połapać, jeśli ogląda aż 40 :D Ja zazwyczaj oglądam seriale fazami - teraz mam fazę na "Grę o Tron" i oglądam wszystko co powstało do tej pory w tym zakresie bez mącenia sobie w głowie perypetiami Chucka i Blair, chociaż że zaczęły wychodzić nowe odcinki ostatniego sezonu Plotkary - po prostu przyjdzie na to czas :)

      Usuń
  3. Mam takie zaległości w tych wszystkich serialach, że aż wstyd ;)
    A Milagros i Ivo, to były czaaaaasy! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taak, pamiętam jak oglądałam z babcią w wakacje, chyba z 4 lata pod rząd, więc znałam wszystkie odcinki na pamięć :D I za każdym razem byłam tak samo przerażona, jak Milagros myślała, że Ivo jest jej bratem :D

      Usuń
    2. Ze znajomością fabuły to u mnie akurat trochę gorzej (zresztą ile ja wtedy mogłam mieć lat, z siedem, osiem? :D), ale nigdy nie zapomnę krzaczastych brwi Glorii, hahah :D I jak kiedyś stworzyłam w Simsach (oczywiście, w Simsach 1) całą rodzinę z Federikiem na czele.

      Usuń
    3. Haha, ja chyba akurat ich w Simsach nie tworzyłam, ale to była świetna gra :)

      Usuń
    4. Była, żałuję, że już jej nie mam :(

      Usuń
    5. Haha, mi się coś nie chce zainstalować. kilka razy próbowałam jak byłam chora (nie, nie czuję, że z tego wyrosłam! :D) ale coś nie działało. cóż, pozostaje Need For Speed na PS2.

      Usuń
    6. I ten ograniczony wybór ubrań i fryzur, przez co większość moich rodzin wyglądała tak samo :D Pamiętam, że zawsze kiedy byłam chora, grałam w Koziołka Matołka. :O

      Usuń
    7. Ja za czasów mojej największej fascynacji Simsami, to ściągałam sobie z internetu takie zarąbiste fryzury :)

      Usuń
    8. To ja pamiętam, jak miałam Simsy Balangę i wszędzie ustawiłam jakieś klatki do tańczenia, co do dziś wypominają mi moje kuzynki, które miały wtedy może z cztery, pięć lat i z tamtego okresu pamiętają tylko te klatki, hahah :D

      Usuń
    9. Haha, a no taaaak, ja miałam dodatek ten z czarowaniem i nigdy nie zrobiłam żadnego zaklęcia nawet bo nie umiałam, i mojemu tacie kazałam grać :D to samo z dodatkiem "Gwiazda", też nie umiałam Sima wypromować na celebrytę. Hahaha, to były czasy.

      Usuń
    10. Ja ogólnie jestem kiepska we wszystkich grach. Zanim zajarzę, o co chodzi, co i jak, to mija naprawdę sporo czasu. ;)

      Usuń
    11. JA mam za to dużo determinacji, żeby wygrywać :) I nie tylko w grach :)

      Usuń
  4. seriale, seriale i jeszcze raz seriale... czy tylko aj ich nie oglądam? :> choć... moze TRUDNE SPRAWY I DLACZEGO JA sie zaliczają :d

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Serio? Ale z wyboru, czy nie masz czasu na to?
      Haha, ja jak jestem chora i nie chce mi się zmusić do żadnego intelektualnego wysiłku to też włączam wymienione przez Ciebie pozycje :D

      Usuń
    2. naprawdę. nie oglądam prkatycznie w ogóle telewizji :)
      ja to nałogowo ogladam, uwuielbiam to!

      ja też! genialne jest! *.*

      Usuń
    3. Ja telewizji prawie też, seriale oglądam w internecie albo na dvd :)

      Usuń
    4. ja nie, jakoś... hm... nie ciągnie mnie to do tego.

      Usuń
    5. Zawsze to jakaś odskocznia od rzeczywistości :)

      Usuń
    6. no w pewnym stopniu tak. osobiście wole filmy, ale tylko i wyłąćznie horrory i biograficzne :)

      Usuń
    7. na pewno Koszmar z Ulicy Wiązów, Ptaki, Psychoza.

      Usuń
    8. O, to już widzę jakie klimaty Ci pasują :)

      Ja wolę współczesne thrillery psychologiczne. Lubię Aronofskiego, bo ryje psychę. I nie, nie chodzi mi tylko o Requiem dla snu, które wszyscy znają (ale i tak mu to nic nie ujmuje, bo niezły film), ale przede wszystkim Pi - świetny film, absolutnie. Ale najbardziej na świecie kocham geniusz Tarantino! Niewiele osób go rozumie, część lubi, bo nie wypada nie lubić Pulp Fiction, ale ja go darzę czystą bezgraniczną miłością za niepowtarzalny styl.

      Usuń
    9. o tak, Tarantino jest genialni. uwielbiam go, je go filmy też.

      Usuń
    10. Bękarty Wojny rozwalają system.

      Usuń
    11. byłam na tym w kinie i bardzo mi sie podobało. no i grał Brad Pitt, a jego też dosć lubię:)

      Usuń
    12. O rany, ja to go uwielbiam. Kiedyś, gdy znałam go tylko z "Mr and Mrs Smith" uważałam, że to tylko taki overrated lowelas. Potem, jak zapoznałam się z "Fight Clubem", "Przekrętem", "Tajne Przez Poufne", "Benjaminem Buttonem" i Bękartami właśnie, stwierdziłam, że to wielka strata, że on nie dostaje oscarów, bo za te pięć filmów definitywnie mu się należały!

      Usuń
    13. nie oglądałam Fight Club, niestety... mówią, ze zajebiste, a ja jakoś nei mam czasu się za to zabrać. bo albo po raz kolejny ogadam Batmana z lat 80 albo biorę sie za jakiś beznadziejny horror, który ryje mi psychikę jak np. "opona" lub ogladam trudne sprawy na yt. po prostu... brak mi motywacji i czasu na obejrzenie tego filmu.

      Usuń
    14. Musisz koniecznie! Jest nieziemski.

      Usuń
    15. jak znajdę chwilę czasu to na pewno, moze na długi weekend :)

      Usuń
    16. Ja wtedy chyba coś sobie poczytam. Tak dawno nie czytałam dla własnej satysfakcji..

      Usuń
    17. ja też bym chciała coś poczytać, coś dla sibeie,biografie czy coś, ale niestey nie bd mieć czasu. wyjeżdżam do Warszawy.

      Usuń
  5. Jejku, kiedy znajdę czas, aby nadrobić zaległości?

    "Dr. House'a" skończyłam oglądać na początku lipca, cztery sezony "Skinsów" przetrawiłam między drugą połową lipca, a pierwszą połową sierpnia, "Grę o Tron" zaczęłam na koniec sierpnia, ale obejrzałam z niej tylko trzy odcinki. "CSI Miami" czasami w niedzielę trafię, pod warunkiem, że mam wolny wieczór...

    Teraz bardziej lubuję się w polskich filmach lat 60., czyli nic innego jak "Pociąg", "Jowita" i "Lekarstwo na miłość". Uwielbiam zanurzyć się w ten czarno-biały obraz. A i jeszcze "Niewinni czarodzieje" Wajdy! Bazyli i Pelagia są cudowną parą, do tego jeszcze ta jazzowa muzyka, którą stworzył nie kto inny jak pan Krzysztof Komeda!

    Dani, co ostatnio słuchasz? Bo mnie z kolei naszło na Pink Floyd, Możdżera, Nosowską i Syda Barretta :)

    I pomyśleć, że jutro mam cztery testy... (no przecież, miałam się uczyć!)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja uwielbiałam House'a na samym początku. Jednak po 3-4 sezonach to przestało być już świeże. To znaczy jego żarty, jego cynizm, wciąż powtarzające się "You Can't Always Get What You Want" Stonesów i epizody z przychodni wciąż były ok, to te przypadki przestały już zaskakiwać. Obejrzałam chyba do połowy ostatniego sezonu i w sumie nie wiem czemu przestałam. Pewnie kiedyś skończę z czystej ciekawości jak tam się skończyło z Cuddy, ale z pewnością nie dla przypadków lekarskich.

      Jeśli chodzi o Skinsów, miałam na nich mega fazę w gimnazjum. Pamiętam, że tylko wpieprzałam kulki Nesquika i oglądałam non stop. Ale tylko te pierwsze 4 serie. Ostatnio z ciekawości włączyłam coś z 5 i było to wybitnie kiepskie.

      "Grę o Tron" zaczęłam właśnie w tym tygodniu i już kończę pierwszy sezon. Chyba przeczytam książkę, na bazie której to powstało, bo lubię takie klimaty fantasy, a ile razy można czytać Władcę Pierścieni! (swoją drogą Tolkiena wielbię okropnie, kurczę, prawdziwy geniusz. A do tego świetna robota filmowców jeśli chodzi o ekranizację. To wszystko razem jest tak epickie, po prostu klasyka).

      Ja pomimo tego, że jestem staroświecka w wielu poglądach (głównie jeśli chodzi o sztukę i muzykę, a więc dwa najważniejsze aspekty mojego życia), do większości czarno białych filmów (polskich) jeszcze nie dojrzałam. Póki co jestem na etapie przekonywanie się do amerykańskich klasyków z tamtych czasów :)

      Ostatnio tak jak Ci pisałam jakiś czas temu - całą moją uwagę pochłania Josh Homme. Mój tata też go uwielbia i zamówił ostatnio (bo nie da się nigdzie w Polsce tego dostać) 10 nagrań Desert Sessions na 5 płytach - to taki poboczny projekt Josha, nie wiem czy o nim słyszałaś. Bardzo przyjemne, szczególnie sesja 9 i 10, gdzie podśpiewuje sobie z PJ Harvey, no coś cudownego. Pod koniec postu dałam link do jednej z moich ulubionych piosenek Desert Sessions.
      Do Pink Floydów ciągle się zabieram, ale jakoś nie mogę odtworzyć całej płyty. Od czego powinnam zacząć? The Wall?
      Oprócz tego ostatnio mega faza na Neila Younga, kurczę, kocham wszystko co robi ten człowiek.

      O matko, poczekaj, teraz jesteś w pierwszej liceum? Czy ostatniej gimn? Ja mam jutro tylko jedną klasówkę na szczęście, ale też jak widać nauka nie idzie najlepiej :)

      Usuń
    2. Jeśli chodzi o House'a to do piątego sezonu był dla mnie znośny. Najbardziej nudził mnie siódmy i ósmy sezon. Mimo wszystko jest jednym z moich ulubionych seriali.

      Obecnie jestem uczennicą trzeciej gimnazjum (i to jakiego gimnazjum)! Teraz rozpoczyna mi się okres, kiedy z prawie każdego przedmiotu mam testy z pierwszych działów. Dzisiaj miałam tylko trzy, ponieważ zaczęliśmy dyskutować z polonistką o przełożenie sprawdzianu. W końcu dopięliśmy swego. Prócz tego półgodzinna kartkówka ze słownictwa angielskiego oraz genetyczny test z biologii. Pisałam też Olimpiadę Historyczną, która nie należała do najłatwiejszych.
      Na dodatek dziś dostałam wyniki z Olimpiady Literatury i Języka Polskiego, którą pisałam tydzień temu (dzięki mojemu kochanemu kuratorium, które zamiast przenieść olimpiady na koniec października/początek listopada, to oczywiście najlepiej wcisnąć termin dziewiątego października i zadzwonić w przeddzień OLiJP informując z uśmieszkiem na twarzy). Zabrakło mi tylko TRZECH punktów, aby zakwalifikować się do następnego etapu! Wystarczyło tylko przepisać rodzaje powieści (historyczna, fantasy i współczesna), które zapisałam po drugiej stronie tabeli. Mocno się zdenerwowałam, wiesz? Przez prawie miesiąc starasz się, aby osiągnąć to, nad czym tak bardzo mocno ci zależy. Nie udało mi się - poległam też na gramatyce, nawet nie z mojej winy - pytania były tak pisane, że nie mogę powiedzieć co autor miał na myśli; przykładowo: podaj oboczność w wyrazie "listopad". Okej, próbujesz na wszystkie sposoby, ale nic ci nie wychodzi. Gdyby autor (czytaj: kretyn) napisał, że mam podać słowo "listopad" w miejscowniku, miałabym jeden punkt. Albo miałaś uargumentować, jaki wpływ ma >>poezja komputerowa<< z podanej definicji na przyszłość. Pierwsza moja reakcja to było rzucenie pod nosem karkówką i różanymi wiązankami, które nie poprawiały sytuacji w jakiej się znajdowałam. Dani, powiedz mi po jaką cholerę mam to uargumentować, skoro to jest głupie. Po prostu głupie. Ogólnie olimpiada przebiegała w tematyce jesiennej, no ba, nawet wiersz podany do interpretacji był o tematyce jesiennej (z którego opracowania miałam prawie max, gdyby nie błąd językowy)! Tak bardzo żałuję, że się nie dostałam. Bardzo ciekawe były tematy prac dotyczące teatrologii (!) i językoznawstwa. No cóż, wychodzi na to, że do niektórych rzeczy nie mam szczęścia. Muszę przestać użalać się nad sobą, bo widzę, że nie ma to sensu... Z resztą, kiedyś te olimpiady wydawały się bardziej hmn... lepiej skonstruowane, a teraz straciły swego rodzaju klasę. Zaczynam popadać w kompleksy jeśli chodzi o naukę, tak jak trzy lata temu. Motywacja - otóż to!

      Chyba też skuszę się na Desert Sessions, skoro występuję PJ Harvey, której może nie jestem idolką, ale mam do niej spory szacunek, mając na uwadze muzykę jaką tworzy. Obecnie odliczam dni do nowej, jak dotąd niezatytułowanej płyty Hey. Mam nadzieję, że będzie to coś równie dobrego jak na poprzednich krążkach, ale jak zwykle mam obawy i podejrzenia.

      Usuń
    3. Pink Floyd z pewnością jest grupą, która w pewien sposób mnie ukształtowała i kształtuje do dziś, a więc:

      1) "The Piper at the Gates of Dawn" dobry psychodeliczny album z Barrettem na czele; mają kilka perełek takie jak: "Lucifer Sam", "Interstellar Overdrive" czy "Pow R. Toc H."
      2) "A Saucerful of Secrets" Barrett pogrążony w dragach, zmyka na margines; jego miejsce zajmuje Gilmour; nadal psychodelicznie
      3) "Ummagumma" tytuł zaczerpnięty ze studenckiego slangu oznaczający nic innego jak stosunek płciowy; płyta pełna eksperymentów
      4) "Atom Heart Mother" kiedyś uwielbiałam tą płytę, a teraz prawdę mówiąc to boję jej się (akurat kiedy zaczęłam jej słuchać, spadła na mnie z zaskoczenia ciężka sytuacja, a dokładniej śmierć); pierwszy raz użyto orkiestry u Floydów, a ponad dwudziestominutowa suita jest niesamowita; za to okładka jest... bycza!
      5) "Meddle" album mile mi się kojarzący, zawierający "Echoes" - utwór, którym jesteś nasycona w każdej minucie jego słuchania (polecam wersję z "Live at Pompeii with Director's Cut")
      6) "Obscured by Clouds" słabo pamiętam ten album, miewam luki w pamięci
      7) "The Dark Side of the Moon" płyta, która jest wg mnie najlepsza jeśli chodzi o Pinków (możecie się ze mną nie zgadzać, ale kiedy słyszę "Time", "Money", "Us and Them" i końcowe "Eclipse" to mam wrażenie, że żyję w lepszym świecie)
      8) "Wish You Were Here" hołd dla Syda - szalonego diamentu
      9) "The Wall" wiesz, prawdę mówiąc nie wiem czy dorosłam do tego albumu czy nie, ale...
      10) "The Division Bell" muszę przyznać, że jest dobry, a "High Hopes"... Trzeba go po prostu posłuchać

      Od czego zacząć? Masz dwie opcje: albo idziesz albumami chronologicznie (tak jak ja robiłam, analizując erę Barretta i Gilmoura) lub wpierw słuchasz "Ciemną Stronę Księżyca" i dopiero słuchasz chronologicznie albumy. Z Pink Floydami jest tak, że oni Cię niespodziewanie atakują, przebywają z Tobą pewien czas (długo bądź krótko), a potem odchodzą i znowu kółko... Niektórych albumów do tej pory nie przesłuchałam ("Animals" i "The Final Cut"), ale jeszcze za nie się zabiorę! Teraz słucham soundtrack wyżej wymienionego zespołu dla filmu "More" i brzmi wybornie. Do uzupełnienia zobacz jeszcze film "Live at Pompeii" z reżyserskim cięciem i tworzenie się albumu "Dark Side..." (zerknij do YouTube). Nagranie w Pompejach ukazuje ich szczytową formę i również pracę nad "Dark Side...". Mam nadzieję, że pomogłam ;)

      Wow, ale dużo tego. Mówiłam już, że uwielbiam Gilmoura?

      Usuń
    4. O rany, dziękuję Ci strasznie za tę wyczerpującą recenzję! Aż sobie zapisałam i wydrukowałam, żeby wrócić do tego jak znajdę chwilkę. Wyobrażasz sobie, że mam tyle roboty, że nawet nie mam czasu zgrać sobie jednej, czy dwóch płyt na iPoda? A taką mam straszną ochotę na Death Magnetic Metalliki... W ogóle teraz właśnie mi powrociła nich wielka faza i tylko siedzę i gapię się na kostkę do gitary Jamesa, którą wywalczyłam na ostatnim koncercie.

      Ja jakoś do polskiej muzyki mam lekką awersję. Nie wiem czemu. Nie lubię, jak brzmią słowa po polsku. Nie podobają mi się teksty, nawet jeśli zamierzone są do posiadania głębszego przekazu. Te po angielsku jakoś bardziej do mnie przemawiają.

      A co do tych olimpiad, to wiem dokładnie jak się czujesz. W trzeciej gimnazjum próbowałam swoich sił w geograficznej, fizycznej, chemicznej i z języka polskiego właśnie. Wiem, za dużo na siebie wzięłam, bo nie do końca zdawałam sobie sprawę z tego, co znaczy przygotowanie do takiego konkursu (dopiero w liceum jak poznałam osoby, które zostały laureatami to trochę to zrozumiałam). Wydawało mi się, że jestem tak mądra, że nie muszę się do niczego przygotowywać, podobnie jak w szkole (przez całe gimnazjum nie zajrzałam ani razu do książki - tylko z historii do własnych notatek, ale książki absolutnie - i skończyłam ze średnią 5.8). Skończyło się tak, że z olimpiady z polskiego i fizyki zabrakło mi po 1 (!!!) punkcie do następnego etapu, z chemii i geografii około 3-4. Byłam na siebie taka zła, bo był to dowód na to, że jakbym poświęciła się jednej a dobrze, to pewnie osiągnęłabym sukces. Chociaż historię kocham najbardziej, to nie wzięłam w niej udziału bo za bardzo się stresowałam, że zrobię błąd i moja ukochana nauczycielka zobaczy przy sprawdzaniu :D Wiem, głupie, ale z historii przez całe gimnazjum nie miałam niższej oceny niż 5. Nawet w liceum niżej niż 3+ się nie zdarza, że się tak pochwalę :)

      Usuń
    5. Nie ma za co. Ostatnio sporo recenzji piszę między innymi w szkolnej gazetce (w której skromnie mówiąc jestem redaktorką naczelną). Dzisiaj też napiszę recenzję, tym razem lektury, którą omawiam na języku polskim. U mnie z kolei włączyła się faza na "Rock and Roll" Led Zeppelin, kiedy szłam na na przystanek (pięć minut drogi) i "Welcome to the Jungle" Guns N' Roses, gdy wychodziłam z zajęć wychowania fizycznego :)

      Nasz język jest o tyle, jak to nazwać... trudny i skomplikowany. Nawet w samej wymowie dla nas rodaków, bywa ciężki. Na przerwach jak nudzi mi się z M. to wymyślamy zdania, które są ciężkie w wymowie np. "Jola lojalna - Jola nielojalna". Gdy uczyłam się w weekend zapuściłam sobie na odtwarzacz dwie płyty Klanu, a ściślej mówiąc "Mrowisko" i "Gdzie jest człowiek" (polski rock psychodeliczny i progresywny, niektórzy twierdzą, że to "polski Pink Floyd", ale ja się pod tym nie podpisuję - czuć w ich muzyce taki pierwiastek kultury słowiańskiej, polskości, która ewoluowała naszą muzykę, a to że grali podobną muzykę gatunkowo co Floydzi to cóż z tego; to są dwie różne grupy). Dawno nauka nie sprawiała mi takiej satysfakcji. Ostatnio chyba taki stan ducha czułam niecałe trzy lata temu, gdy pod koniec roku przygotowywałam się na sprawdzian z historii i uczyłam się na niego, aż pięć i pół godziny! To było coś niesamowitego. To ja też się pochwalę, bo ostatnio mam szczęście do zdobywania punktów, kiedy sprawdzam punktację w teście. Z polskiego i angielskiego w ten sposób udało mi się podwyższyć sobie ocenę o jeden stopień, dzięki czterem punktom :)

      Jejku, też Ci współczuję. U mnie nauczyciele mówili, aby nie brać pięciu przedmiotów jednocześnie, bo nie jesteśmy maszynami, dlatego każdy z chętnych brał sobie jedną bądź dwie. Za każdego ze znajomych trzymaliśmy kciuki, ale nikt się nie dostał do następnego etapu. Matematyczna skomentowała w ten sposób: "Nie dziwię się, że nikt się nie dostał, skoro się nie uczycie". Owszem, ale nie uogólniajmy! Ze swojego gimnazjum znam wielu fantastycznych ludzi, którzy w różnych dziedzinach są nieźli, a to, że zabrakło im punktu, to świadczy tylko braku szczęścia. Nadal utrzymuję się w przekonaniu, że polecenia skierowane do ucznia są źle skonstruowane. To samo tyczy się nowych egzaminów gimnazjalnych z matematyki. Mają sprawdzać nasze logiczne myślenie, a nie podstawę programową, phi...

      Tak sobie myślę, że jak będę mieć średnią powyżej 5.0 to będzie dobrze, a nawet i lepiej (poziom w moim gimnazjum wbrew pozorom jest bardzo wysoki, ale większość sobie odpuszcza, bo im się nie chce i edukacja jest zbędna). Papiery chcę złożyć do V LO w Lublinie i prawdę mówiąc tam właśnie najchętniej siebie widzę, na profilu humanistycznym (polski, historia, wos).

      Wiesz, jak tak sobie myślę to olimpiada uświadomiła mi, że fajnie jest poszerzać swoją wiedzę. Przynajmniej wiem kiedy była bitwa pod Maratonem i pierwsze Igrzyska Olimpijskie :)

      Usuń
    6. Nie chodzi mi do końca o język w sensie gramatycznym czy o samo brzmienie. Jakoś dobór słów, nasza składnia, polski wydaje mi się strasznie... sztuczny. Dziwne, nie? Gdy słucham muzyki zwracam na teksty szczególną uwagę. Lubię widzieć, jak artysta otwiera w nich przed nami swoją duszę - po polsku te teksty nie mają takiego głębokiego emocjonalnego znaczenia. Kurczę, nie wiem. Moja mama ciągle powtarza, że wkładają mi jakieś bzdury do głowy w tej szkole (nie robię polskiego programu, jeśli pamiętasz. Mamy duży nacisk kładziony na zachodnią kulturę). Rzeczywiście, w pewien sposób to sprawiło, że jestem uprzedzona do polskości. Widzę same wady tego kraju i nie wyobrażam sobie tutaj mojej przyszłości. Nawet język zaczął mi już przeszkadzać.
      Nienawidzę polskich tłumaczeń. Odkąd zaczęłam czytać praktycznie wszystkie książki w oryginale (jeśli oczywiście powstały w kraju anglojęzycznym) dostrzegam jak strasznie kaleczy się wszystko tym okropnym tłumaczeniem! Nie da się przetłumaczyć kulturowej różnicy, nie da się przetłumaczyć emocji, które zrozumiałe są często tylko w języku autora - to samo z klimatem, atmosferą. Tak więc rzeczywiście żywię awersję do języka polskiego, a mój styl wypowiedzi i pisania im bardziej rozwija się w angielszczyźnie, tym bardziej kuleje w języku natywnym. Chociaż polski i angielski w szkole mamy na wyrównanym poziomie (na angielskim nie ma słówek i gramatyki tylko literatura i interpretacje),pomiędzy moimi ocenami z jednego i drugiego widnieje przepaść.
      Ale wiesz, podejmując temat tłumaczeń, jest chyba jedno, które zasługuje na szczególną uwagę i wybija się ponad wszystko. Z polskich artystów poza Riedlowym Dżemem i wyczynami Grabaża, bardzo podziwiam i często słucham Kazika. Dzięki mojemu tacie wpadła mi w ręce dość mało znana płyta jego autorstwa - piosenki Toma Waitsa. Tego to uwielbiałam od zawsze i początkowo podeszłam do krążka trochę sceptycznie, bo jak to można Waitsa profanować. Okazało się, że Kazik odwalił kawał dobrej roboty tam. To niesamowite, że zaaranżowano kilkanaście utworów narodowego barda Amerykanów na polski z taką finezją, gracją, szacunkiem. Teksty nie zmieniły znaczenia nawet w minimalnym stopniu, poruszają tak samo jak te oryginalne, które swoją drogą są bardzo poetyckie, bo Waits to taki poeta śpiewający bardziej. Coś niesamowitego, koniecznie posłuchaj.

      Usuń
    7. To prawda, że polska składnia jest okropna. Wydaje mi się, że nasz język jest nieplastyczny (chociażby z formą nazw żeńskich zawodów). Według mnie język angielski jest jakby to ująć jest łatwiejszy i zdecydowanie bardziej plastyczny, łatwiej się rozwija. Widzę, że nie tylko ja sądzę, że nasz kraj nie ma przyszłości (a przynajmniej dla mnie, bo jeżeli będąc humanistką i z góry zakładając, że będę bezrobotna, będę miała zasiłek o wartości 300 złotych to wolę przenieść się do takiej Norwegii, czy Finlandii, gdzie zasiłek przekracza średnią krajową Polski). Również nie znoszę polskich tłumaczeń, a o dubbingu już nawet nie wspomnę. Jak mam oglądać film to w ostateczności wybieram polskie napisy, a jak są angielskie to biorę te drugie (jestem wzrokowcem i lepiej mi się uczyć jak coś widzę, a gdy dodatkowo słucham to już w ogóle jest dobrze ;P). Zastanawiam się czy mam dalej kontynuować język niemiecki, czy zmienić go na inny (np. hiszpański). Co robić???

      Jejku, pamiętam jak przez ostatni rok wszyscy moi znajomi słuchali Dżemu: na ognisku, podczas jazdy rowerem, wszędzie! Mnie również to dopadło, ale po pewnym czasie przestałam, bo ileż można. Nawet pod koniec roku szkolnego nauczycielka od zajęć artystycznych puściła nam film o Riedlu i spółce, aby umilić nam czas :)

      Tom Waits, Tom Waits... Może z jego twórczości usłyszałam dwa utwory, a tak to nic więcej. Ale chętnie też zobaczę aranżacje Kazika, którego darzę sympatią, bo Kazik to nie tylko artysta, lecz także stan umysłu dzięki jego głębokim utworom. Jego piosenki, do tej pory kojarzą mi się z jedzeniem czereśni w moim sadzie :) Lubię też Roguca z Comy. Również jego teksty mocno do mnie docierają. W ogóle jest pozytywnie świrnięty, choć Comę słucham od czasu do czasu.

      Właśnie odsłuchałam album "Obscured by Clouds" Pink Floyd. Przedsmak przed "The Dark Side of the Moon". Mamy rok 1972 i Floydzi wydają już ósmy (!) studyjny album z muzyką filmową do filmu "More". Utwory i melodie bardziej spontaniczne, prostsze, posiadające więcej luzu, niż na innych utworach, z optymistycznymi akcentami. Dla relaksu można spokojnie puścić. Lubię ten okres kiedy Pink Floyd grał koncert w Pompejach w amfiteatrze, gdy sami byli w szoku, jak udało im się zwieść cały sprzęt i rozstawić go.
      Odnośnie filmu zrealizowanego o nich w Pompejach to lubię gdy reżyser zadaje Gilmourowi pytanie: "O czym jest ten film?" Gilmour wpada w śmiech, nie może go opanować po czym mówi: "Sam powinieneś wiedzieć. Przecież jesteś reżyserem!" Po takich kwestiach po prostu wymiękam. Albo gdy reżyser zadaje pytanie Watersowi, który w międzyczasie pali papierosa i robi kółka z dymu: "Czy jesteś szczęśliwy kręcąc ten film?". Waters odpowiada pytaniem "Co to znaczy szczęśliwy?". Reżyser zadaje kolejne pytanie: "Dobrze, więc czy myślisz, że to jest interesujące?". Waters odpowiada: "Co to znaczy, interesujący?". Obydwoje wybuchają śmiechem. Jest wiele takich scen, które mają wyjątkowe poczucie humoru, nawet absurdalne dla tego filmu np. gdy jedzą ostrygi. W przeciągu tygodnia obejrzałam go dziesięć razy i nie znudził mi się, dlatego koniecznie zobacz, jak będziesz miała na nich ochotę :)

      Usuń
    8. Ja robię tak samo, najczęściej oglądam filmy w oryginale :) Bardzo lubię przysłuchiwać się różnym akcentom w angielszczyźnie i je później naśladować. Lubię też zauważać, jak aktorzy próbują te akcenty naśladować. Dlatego uwielbiam na przykład "My Fair Lady", gdzie Audrey Hepburn wykazuje się wielkim talentem naśladując najpierw cockney, a później najpiękniejszą angielszczyznę jaka tylko może być, sama przy tym wszystkim będąc belgijką. No cudo.

      Uwielbiam te takie wstawki z wywiadów między piosenkami w koncertowych dvd. Najbardziej kocham te z "Shine a Light" Corsese, koncertu Stonesów. Poprzeplatał utwory fragmentami wywiadów sprzed paru dekad i uwielbiam, jak pyta młodziutkiego Jaggera ile wydaje mu się, że Stonesi jeszcze pociągną, a on odpowiada, że to bardzo ciężko przewidzieć, ale najprawdopodobniej z rok :)

      Usuń
    9. No przecież... Pamiętam jak był casting do roli tytułowego bohatera "House MD". Pan Hugh Laurie przyszedł tam całkiem z przypadku, po czym dostał wiadomość, że dostał rolę. Jak później wyczytałam w przeprowadzonym z nim wywiadzie, nie spodziewał się, że przez te osiem lat przydarzy mu się taka przygoda. Co najciekawsze jest Brytyjczykiem z krwi i kości, a jego amerykański akcent (którego nauczył się specjalnie do "House'a") uwielbiam i jest mistrzowski. A propos wiesz, że przy "Housie" pracowało, aż tysiąc osób? Niesamowite.

      Haha, cały Jagger. Ja z kolei nie mogę zrozumieć, że po takiej ilości wysłuchaniu płyt, przeczytaniu tekstów utworów i ich opisów, recenzji i różnych biografii oraz obejrzeniu filmów z Led Zeppelin, nie mogłam trafić na ich wywiady. Dopiero dzisiaj natknęłam się na wywiad w brytyjskiej telewizji z 1970 roku w którym Bonzo z Robertem rozmawiają o swoim sukcesie - pierwsze miejsce w rankingu najchętniej kupowanych płyt na świecie.

      I pomyśleć, że jutro mamy poniedziałek. Przeraża mnie to, ale na szczęście jadę na wykład dotyczący II Wojny Światowej, więc liczę na to, że miło spędzę czas :)

      W którymś komentarzu przeczytałam, że masz obsesję na punkcie notowania, dlatego chciałabym zadać Ci pytanie: "Na jakiej zasadzie sporządzasz notatki, masz określony sposób w jaki tworzysz je i ile zajmuje Ci to czasu?" Ostatnio mam z tym mały problem, ponieważ czasami mam wrażenie, że przepisuje cały tekst z książki, a nie potrafię się skupić na najważniejszych rzeczach, bo dla mnie wszystko wydaje się ważne.

      Dzisiaj pozytywnie słucham utworów Klanu pt. "Chcę być ptakiem rock and rollem", "Epidemia euforii" i "Z brzytwą na poziomki".
      Cudownie, cudownie i jeszcze raz cudownie!

      Usuń
    10. Właśnie, Hugh Laurie też jest genialnym przykładem tej nauki akcentów i naśladowania ich! Ja kilka razy słyszałam, że mam do tego talent, ale nie potrafię robić tego spontanicznie. Mam na myśli, że muszę mieć zaplanowaną wypowiedź, którą wcześniej już usłyszałam w danym akcencie, żeby po prostu jak papuga (ale ponoś bardzo wiernie) powtórzyć. W ten sposób potrafię pokazywać stanowcze różnice pomiędzy British English i amerykańskim akcentem, oraz wypowiedziami amerykanów z południa i z północy. Do tego jeszcze Włosi i Rosjanie mówiący po angielsku mi się udają :D A po polsku też kilka umiem :)

      Ej serio, ja też nie widziałam żadnych starych wywiadów z Led Zeppelin. Dopiero jakieś te z naszych czasów, z poczciwymi rockowymi dziadziusiami.

      I jak tam się wykład podobał? :)

      Sporządzanie notatek zajmuje mi masę czasu, bo uczę się praktycznie tylko z nich. Bardzo rzadko muszę sięgać do książek. Coś co opanowałam najlepiej to dokładne notowanie każdego słowa nauczyciela podczas wykładu (jeśli takowy prowadzi, bo jeśli wypowiedź jest przerywana co pięć sekund jakąś idiotyczną dygresją to się rozstrajam) i to zachowując kaligraficzny charakter pisma, czytelność i przeróżne ozdobniki ułatwiające późniejszą naukę, tytuły, podtytuły, klamerki, przypisy. Do niedawna robiłam to wszystko ręcznie, teraz przerzuciłam się na laptopa żeby mniej męczyć dłonie, których potrzebuję potem w domu do malowania :) Jeśli chodzi o notowanie z książek, to czytając daną książkę zaznaczam w niej wszystkie istotne w jakiś sposób fragmenty i klasyfikuję je. Na przykład załóżmy, że mam książkę o Stalinie, to robię sobie kategorie: polityka zagraniczna, polityka wewnętrzna, dojście do władzy i np jakieś bardziej precyzyjne w stylu kolektywizacja, opozycja (czystki) i propaganda. Każda kategoria ma przypisaną swoją fiszkę, którymi oznaczam książkę. Dopiero po przeczytaniu jej (lub potrzebnego mi fragmentu) wyciągam kartkę i długopis, albo otwieram Worda i zaczynam sporządzać notatki aspektami, a więc nie chronologicznie od początku książki, tylko z uwzględnieniem kategorii. Czytam podkreślone fragmenty i potem parafrazuję je z pamięci - w ten sposób duo się uczysz już przy sporządzaniu notatek. No i co, to chyba cała filozofia :)

      Usuń
    11. W takim razie muszę przyznać, że masz talent (chociaż nie słyszałam Twojego naśladownictwa akcentów). U mnie z angielskim, lekka gleba aczkolwiek ostatnio się przykładam i widzę rezultaty.

      Tak to prawda - dużo jest współczesnych wywiadów z Led Zeppelin. Ostatnio trafiłam na konferencję prasową odnośnie tzw. testamentu rocka pt. "Celebration Day" czyli koncert na O2 Arena w Londynie z 2007 roku. Jednak po dziesięciu minutach znudziło mi się słuchanie, bo nie miałam natchnienia i w ogóle byłam zmęczona po siedmiu godzinach lekcji, ciężkich lekcji jak na wtorki przystaje.

      Dzisiaj nawet przypomniałam sobie, dlaczego Zeppelini nie byli chętni do udzielania wywiadów: otóż tą wzmiankę przeczytałam na stronie rock.w3h.net, w której było napisane, że media (a w szczególności krytycy muzyczni) byli początkowo źle nastawieni na ich muzykę, nie rozumieli całego zainteresowania i zamieszania wokół nich, a przede wszystkich publiczności, która uwielbiała ich (lecz gdy nazywali się wcześniej The New Yardbirds to nie było kolorowo, bo fani czuli się oszukani i część z nich się obraziła: myśleli, że usłyszą muzykę charakterystyczną dla The Yardbirds, a tu niespodzianka; jednak gdy zmienili nazwę to z publicznością było o niebo lepiej i nikt ich nie mylił z prototypem zespołu). Przez to się zrazili do udzielania wywiadów, więc skupili się bardziej na tym co robią najlepiej.
      Na szczęście byli też i tacy dziennikarze, którzy byli przeciwieństwem tych wyżej wymienionych: byli ciekawi nowej supergrupy zbudowanej na gruzach the Yardbirds (w końcu hard rock z inspiracjami bluesa i później folku, mocne riffy Page'a, dynamiczna perkusja Bonzo, charakterystyczny sposób gry na basie Jonesa i wokal Planta, który uwielbiam i pochłaniam w całości, nie mógł przejść całkiem obojętnie) oraz chwalili i podziwiali ich debiut (czyli zeppelinową "jedynkę"). Strona, w której znalazłam ciekawostkę już nie istnieje od czerwca tego roku, nad czym potwornie ubolewam (była to prawdziwa kopalnia wiedzy o rocku, a jeśli chcesz to możesz wejść przez archive.com i poszukać troszkę informacji). Mimo to ciągle szukam i szukam, kopiuję i zapisuję, po czym obrobię i będzie co czytać. Smuci mnie fakt, że nie mogę dokopać się do biografii Beatlesów i Zeppów. No, ale trudno...

      Poniedziałkowy wykład był znośny. Sporo ludzi, całkiem przyjemnie się usłuchało o nieprzyjemnych i trudnych tematach, jednak pierwszy pan za dużo gadał i zdarzyło mi się przysnąć, przez co nie wiedziałam o co chodzi. Trochę się nauczyłam i zrozumiałam historię, a na końcu poszliśmy na pączki :)

      Jak Ci mija weekend? Śnieg spadł!

      Okej, czyli tytuły, podtytuły i przypisy. Tworzenie fiszek do wyżej wymienionych. Czyli całość opiera się na kategoriach i fiszkach. Już rozumiem. Dziękuję :)

      Usuń
    12. Ja swoją wiedzę o rocku czerpię przede wszystkim z książek. Mój tata ma wielką encyklopedię rocka (niestety powstały tylko dwa tomy i czekamy na to, co będzie po literze K), dwa tomy po dobre tysiąc stron. Ja mam odpowiednik, już w całości, od A do Z po angielsku. Do tego mam antologię najciekawszych artykułów z Rolling Stone'a w oryginale i ogólnie jak tylko mogę to kupuję przez internet nowe i stare wydania. Do tego kopię non stop na ich stronie internetowej, ogólnie Rolling Stone jest genialny, polecam http://www.rollingstone.com/ wielu ciekawych rzeczy można się dowiedzieć i angielski poćwiczyć :)
      Do tego skarbnicą wiedzy jest sam mój tata :) No i mamy jeszcze kilka biografii poszczególnych osób, Richardsa, Kiedisa, Popa.

      Jak tam mój weekend? Jak zwykle masakra ze szkołą. Mam w tym tygodniu olbrzymią klasówkę z matematyki, która chociaż jest tylko z jednego działu to sprawdza wszystkie matematyczne umiejętności jakie kiedykolwiek zdobyłam. Siedzę więc i rozwalam coraz to nowe zadanka, rzygając już dosłownie na te rzędy cyferek i znaczków wychodzące spod mojego długopisu. Ale postanowiłam, że napiszę to najlepiej w klasie!

      A śnieg, jak ja tego nienawidzę. Jeszcze jak na złość śniły mi się dziś wakacje, plaża, drinki nad basenem i palmy. Wstaję rano i żyć się odechciewa.

      Usuń
    13. Wow, sporo tego jest. U mnie w domu czym mogę się pochwalić to przede wszystkim wielką encyklopedią bluesa, którą uwielbiam! Jak mam wolny czas to sięgam po nią i czytam ją. Mam też mały stosik gazet, coś na wzór "Najbardziej wpływowi muzycy bluesa". Każda gazeta poświęcona jest jednej osobie. Znajdziesz tam B.B. Kinga, Dixona i Hendrixa. Tych osób jest chyba dwanaście, ale dokładnie nie pamiętam. Gazety oczywiście w języku angielskim. No i też wielka kolekcja płyt, która kiedyś była trzymana w dwóch szufladach od łóżka, które służą do chowania pościeli, ale najwyraźniej znalazły inne zastosowanie (teraz leżą na półkach). I jestem też posiadaczką dwóch płyt winylowych: Pink Floyd "Dark Side" i Breakout "Modlitwa". W garażu jeszcze leży ogrom płyt winylowych, nawet Led Zeppelin IV, która na jednej stronie okładki jest napisana w języku rosyjskim, a na drugiej w oryginale. A z takich rzeczy, które miło wspominam to obraz Jamesa Deana. A propos mój tata jest fanem Dream Theater i ostatnio jak byliśmy w empiku mieliśmy kupić na trzech płytach dwa koncerty i album z utworami z koncertu. Magazyn Rolling Stone bardzo lubię.

      Jejku, skąd ja to znam? Poniedziałek zaczynam od standardowej kartkówki ze słówkami angielskimi. Później mam spotkanie z aktorką i występuje w dwuosobowym skeczu, i trochę się martwię czy to wszystko dobrze pójdzie, bo dziewczyna z którą biorę udział najwyraźniej nie przyszła do szkoły i na próby, bo problemy zdrowotne i w ogóle z nią to duży miszmasz. Jak to pani Ce. nazwała: "Będzie w swoim żywiole i będzie improwizować jak na nią przystało". Na końcu poprawia biologiczna z genetyki. W środę mam sprawdzian z geografii. Wiem, że przeżyję, ale ja czekam byle do egzaminów, bo nie mogę zmienić swojego trybu życia. Już nawet moje posiłki wyglądają nieregularnie.

      Przez ostatnie trzy tygodnie nic mi się nie śni. Czarna, czasem granatowa pustka i to wszystko. Ostatnio stosowałam po szkole dziesięciominutowe drzemki i kondycja psychiczna i fizyczna o niebo lepsza. Już nie wspomnę o koncentracji, bo to tak piękne było, takie odrodzenie :)

      Wyszedł nowy Bond, mam ochotę na niego wybrać się, ale poczekam chyba na DVD (albo na gotową wersję w internecie, jak będę bardzo leniwa). Za to jutro obejrzę sobie Casino Royale. Po raz pierwszy, tak dla odmiany uciec od Warszawy lat 60. Polecam film "Drive" z Ryanem Goslingiem na czele!

      Usuń
    14. A ja mam sny codziennie i codziennie je pamiętam. Nawet, jak mam bardzo mało snu przez szkołę. Zazwyczaj moje sny się układają w bardzo spójne historie, nie tylko obrazy, dlatego wraz z surrealistami głęboko wierzę w istnienie drugiej rzeczywistości w naszej podświadomości :)

      Usuń
    15. Tak, coś w tym jest... Podświadomość!

      Co mogłabyś mi polecić z Rolling Stones? Mam na myśli płyty, koncerty, utwory i tego typu.

      Usuń
    16. ALBUMY:
      1)"Exile on Main Street" zdecydowanie mój ukochany. Pierwsza płyta Stonesów jaką dał mi tata, mówiąc, że jeśli mi się to nie spodoba to znaczy że nic ze mnie już nie będzie :D Ale spodobało się, bo jest genialne. Każda kolejna piosenka, wszystko jako piękna całość, której można słuchać godzinami. Rocznik 72, cudeńko. A i wiem, że lubisz Rolling Stone'a, to oni często robią te swoje rankingi, miewają w nich bardziej trafne lub mniej stwierdzenia, ale warto zauważyć,że "Exile" umieścili na 7 miejscu listy 500 najlepszych albumów wszech czasów, pierwszy w zestawieniu album Stonesów.
      2) "Beggar's Banquet" to moja druga ulubiona. Z 68, a więc troszkę starsza, jeszcze z udziałem tragicznie zmarłego Briana Jonesa, w sumie to ojca całego zespołu. Już początek genialnym "Sympathy for the Devil" (nie czytałam nigdy żadnych cudzych interpretacji tego tekstu, ale jak dla mnie to ewidentne odniesienie do Mistrza i Małgorzaty, książki, którą wprost uwielbiam, na równi z tym utworem!) sugeruje, że będzie to płyta nadzwyczajna.
      3) "Some Girls" pochodzi już z późniejszego powiedzmy okresu, bo 1978 i moim skromnym zdaniem powoli zwiastuje koniec ery genialnych płyt Stonesów i początek ery "nagrywamy coś nowego, gdzie zdarzają się pojedyńcze dobre utwory, ale i tak na koncertach gramy stare przeboje". Też zaliczana do Stonesowych klasyków, bardzo przyjemna.
      4) "Flowers" z '67, wyjątkowo uroczy album, nie wiem jak go inaczej opisać. kojarzy mi się z mega pozytywnymi emocjami, hipisami i włosami obciętymi na "miskę". To tu były genialne "Have you seen your mother baby", "Mother's Little Helper" czy "Ruby Tuesday". Polecam gorąco na poprawienie humoru.
      5) "Let it Bleed" - tym zamknę to moje zestawienie, chociaż jest jeszcze kilka albumów godnych polecenia, ale "Let it Bleed" musi być wspomniane KONIECZNIE, bo zawiera jedną z moich najukochańszych Stonesów: "You Got the Silver". Cóż, pewnie kocham ją tak strasznie dlatego, że wykonuje ją Keith Richards, którego geniusz moim skromnym zdaniem przerasta tego idiotę Jaggera po tysiąckroć i do dziś się nie mogę nadziwić jak to się stało, że oini tyle lat zesobą wytrzymali (chociaż podobno teraz już nie jest tak dobrze). O tym utworze jeszcze wspomnę, ale z ciekawych na tej płycie to jest jeszcze oczywiście "Midnight Rambler", "You Can't Always Get What You Want" i cudowne "Gimme Shelter", które teraz tak pięknie na trasach koncertowych wykonuje pani Lisa Fisher.


      Usuń
    17. KONCERTY:
      1) "Shine a Light" Martina Scorsese: chociaż generalnie kocham Stonesów przede wszystkim za ich dorobek z przesżłości, nie można pominąć koncertu z 2008 (chyba, albo 2007. jakoś tak), a raczej w sumie filmu, bo koncert był zrobiony w tym jedynie celu, ale i tak. Nakręcony cudownie, rzadko można gdzieś spotkać tak genialne ujęcia. No i do tego wstawki ze starych wywiadów, o których Ci już wspominałam. Tutaj powrócę do wspomnianego "You Got the Silver" - ten genialny utwór Keitha właśnie tutaj chyba został wykonany najlepiej w historii. Sam głos tego geniusza opowiada tu całą historię jego życia (gorąco polecam biografię tego pana). Coś niesamowitego. Moim zdaniem jedna z najlepszych rzeczy, jakie dał mi kiedykolwiek Keith, to właśnie ta piosenka w tym wykonaniu.
      2) "The Rolling Stones American Tour 1972" - na tym koncercie podobnie jak na powyższym byłam w kinie i zrobił na mnie ogromne wrażenie. Polecam zapoznanie się z nim dopiero po dokładniejszym zagłębieniu się w twórczość Stonesów, bo repertuar zawiera przede wszystkim przeboje stare (to dość logiczne), a pozbawiony jest większości tych najbardziej komercyjnych, które powstały trochę później. A najlepiej to w ogóle obejrzeć go po przeczytaniu wspomnianej biografii Keitha, bo tak genialnie obrazuje wszystko, co Keith tam pisał o amerykańskich trasach! Klasyka.
      3) "The Rolling Stones Live on Copacabana Beach" - ten koncert z kolei podobnie jak dwa powyższe mam na dvd i mogłabym oglądać na okrągło. I nie chodzi tu tylko o setlistę. Niesamowite są okoliczności w jakich odbył się ten koncert. 18 lutego 2006 roku Stonesi zagrali ZA DARMO na tej sławnej plaży w Rio. Nikt nigdy nie jest w stanie odgadnąć za pierwszym strzałem chociaż w najmniejszym stopniu, ile osób coś takiego zgromadziło: PÓŁTORA MILIONA. Tak, to nie żarty. A największy koncert, na jakim byłam, to 100 000! Nie wyobrażałam sobie takiego tłumu w jednym miejscu do czasu jak zobaczyłam to dvd. Coś niesamowitego.

      DODATKOWO:
      1) Obejrzyj koniecznie teledysk do "Love is strong", bo jest absolutnie genialny, tak jak sam utwór. To był jeden z późniejszych prześwitów Stonesów :) Ale cudowny.
      2) Polecam wszystko związane z Keithem Richardsem, od jego biografii po solowe krążki (niestety tylko dwa), ze szczególnym naciskiem na "Main Offender", a z niego koniecznie przesłuchaj i obejrzyj teledysk do "Wicked As it Seems"!!

      Mam nadzieję, że pomogłam :) O Stonesach mogłabym mówić i mówić :)

      Usuń
  6. Kurcze, ciężko jest mi teraz połapać się na tym blogu ;p
    Ja seriali nie oglądam. Jak byłam młodsza, to nałogowo pochłaniałam "M jak Miłość". Obecnie przed telewizorem zasiadam tylko raz w tygodniu - w sobotę o godz. 20.10 aby obejrzeć "Bitwę na głosy" bo jest w niej moja idolka ;) Nie lubię tasiemców, ale za to moje przyjaciółki - że aż awww, kochają :D

    Zapraszam na nową ;)
    zapomniane-lzy.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja w telewizji to w ogóle nic nie oglądam. Wszystkie seriale znam z internetu i dvd :)

      Usuń
  7. O jej teraz mam mało czasu i raczej z kryminalnych oglądam tylko CSI, bo to w moim typie bardzo, trochę chmeiczno-biologicznie, życiowo i ogólnie jasne i klarowne;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No właśnie, również ze względu na to Twoje zafascynowanie chemią i biologią Breaking Bad byłoby dla Ciebie idealne. Bo warto wspomnieć, że ten facet z rakiem angażujący się w przemysł narkotykowy z zawodu jest chemikiem :) Serio, wróć do tego kiedyś, jak znajdziesz chwilę. Połączenie kryminalnych zagadek z chemią i kartelami narkotykowymi na południu Stanów, coś niesamowitego.

      Usuń
  8. No mój stosunek do seriali znasz i to na prawdę zabawne, że napisałyśmy o tym samym (choć dziś już u mnie nowość widnieje na stronie)... Cóż ,postanowiłam totalnie oddać się nauce i oglądanie tego jednego serialu, który lubię staje się trudnością, ale nie odpuszczę sobie;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też, po prostu tyle ile ja pracuję w tym roku, to przez całe życie się nie napracowałam (w sensie szkoły). Po raz pierwszy uczę się na bieżąco i nawet coraz częściej robię prace domowe w dniu, w którym były zadane, a to wielki sukces. Przez to wszystko paruje mi mózg, więc przynajmniej raz na dwa tygodnie muszę wyjść z domu na całą noc ze znajomymi. Doszło już do paranoi, w której mamy ochotę świętować przeżycie każdego kolejnego dnia w tej szkole :D Ale cóż, mam nadzieję, że się opłaci i już za rok będę do was pisać z Wielkiej Brytanii :)

      Usuń
  9. Ja nie oglądam telewizji, po prostu nie mam na to czasu. Czasami siostrzyczka przyniesie jakiś ściągnięty film, ona na tym lepiej się zna, ale seriale? Jedyny pamiętny dla mnie to Skinsi ;) I to tylko dwa pierwsze sezony, kocham całą obsadę, paring Sid&Cassie...
    Ale tak poza tym, to, wybacz kochana, ale wolę się więcej nie udzielać, bo wyjdę przy Tobie na wariatkę, jak nie gorzej ;)
    Poza tym, tak jeszcze napiszę, że ciesze się, że w końcu się odezwałaś, maturzystko ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja telewizji też już teraz prawie nie, seriale wszystkie w internecie albo na dvd mam. Skinsów też bardzo lubiłam, sezony 1 i 2 są niezastąpione, ale 3 i 4 mają też swój specyficzny klimat i są super. Te późniejsze to już jakaś kompletna porażka, widziałam tylko kilka odcinków.

      Czasu rzeczywiście bardzo mało, ale postaram się chociaż minimalnie tu poudzielać :*

      Usuń
    2. Te późniejsze odcinki wydają mi się robione na siłę, nic praktycznie z nich nie pamiętam ;)

      Cieszę się, ale też rozumiem. W końcu czeka Cię wiele pracy przed studiami w Wielkiej Brytanii ;)

      Usuń
    3. Trzymaj kciuki, żeby to rzeczywiście doszło do skutku :)

      Usuń
  10. Też jestem typową kobietą, oglądam te wszystkie głupie, oprawcowane według tego samego schmatu seriale, przeżywam ich problemy i ekscytuję się kolejnymi perypetiami Chucka i Blair czy (o zgrozo!) Klausa i Caroline (Vampire Diaries, wtf?!). GG i Grey's Anatomy mogłabym oglądać ciągle, w kółko i bez końca, i nikt mi nie powie, że jest lepszy sposób na doła niż kilka odcinków Greysów, bo nie ma!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie, na doła pomaga mi oglądanie seriali strasznie (najlepiej to jak nie jestem w danym momencie na diecie i mogę jeszcze powpieprzać przy tym orzeszki albo czekoladę - teraz pozostaje mi owsianka z odtłuszczonym kakao, swoją drogą genialna, bardzo polecam), od razu zajmuję sobie głowę problemami Blair i Chucka, zamiast moimi własnymi i jest mi lepiej :)

      Usuń
    2. Hmm, ja kiedy jestem na diecie i potrzebuję wsparcia psychicznego (czyli +/- co jakieś 2 tygnodnie) pytam ludzi o ich oceny z ostatniej klasówki z biologii (okropne, wiem), to zawsze mi poprawia humor :devil:.
      Zauważyłam, że kilka komentarzy wyżej pytałaś o coś ciekawego Pink Floyd - polecam płytę "Animals" - nie ma lepszej, żadne "Dark Side..." czy "Wish..." nie może się z tym równać. Masterpiece. Floyd jest takie specyficzne, naprawdę słucha się tego fazami, jak już się zacznie, to nic innego nie wchodzi, tylko to.

      Usuń
    3. Haha, biologia jest moim koszmarem, pewnie zapytanie mnie o moje oceny z tego przedmiotu też poprawiłoby Ci humor :D Jestem totalnym przeciwieństwem ścisłego umysłu. Ale bardziej w sensie, że nie sprawia mi to przyjemności, a wręcz denerwuje, taka matematyka, biologia czy chemia (o zgrozo, pozostały już tylko dwa pierwsze). Jakimś dziwnym cudem jednak niewiele mi trzeba by matematykę załapać i chyba mam do niej po prostu jakąś wrodzoną awersję, pomimo tego, że właściwie to mi całkiem nieźle idzie.

      Dobrze, a więc tak jak tam kilka komentarzy wyżej napisałam - postaram się zabrać za to, co mi polecacie, bo w tej chwili to nie jestem w stanie wykrzesać nawet odrobiny czasu. Muzyki słucham tylko w drodze do szkoły, to smutne. Na szczęście nie mam nigdy problemu z kupowaniem płyt bo mój tata jest niespełnionym rockmanem i nie ważne co wymyślę, on to ma.

      Usuń
    4. Mam jedną koleżankę, której tata też kolekcjonuje wszystkie możliwe płyty. Zabawne jest to, że mają oni naprawdę malutkie mieszkanko i te płyty są po prostu WSZĘDZIE. Mój tata natomiast kolekcję miał niezłą, ale większość dobrych płyt powynosił do samochodu, a stamtąd jakimś dziwnym cudem się rozeszły. Pech.
      Dla mnie najgorszy przedmiot jaki można wymyślić to WOS (na szczęście już nie mam <3) i geografia. Nigdy z niczym nie miałam takich problemów jak z tymi 2, chociaż kiepsko jest też z polskim (zdania na +/- 70 słow to chyba moja specjalność).

      Usuń
    5. Ja na szczęście na geografii uczę się o głodujących dzieciach na świecie i napierdzielaniu się o ropę naftową, tak się cieszę, że nie mam typów skał, gleb i stolicy Trynidadu i Tobago (chociaż znam, bo się nauczyłam dla zaspokojenia własnej żądzy wiedzy :D)

      Usuń
    6. Tak, głodujące dzieci, urbanizacja, turystyka, takie przyjemniejsze to były w 2 klasie (tylko dzięki temu skończyłam geografię z 4), natomiast 1 to cudowne tabelki na 12 stron z roślinności pustynnej, gleby, typy jezior <3, sama słodycz po prostu. Na szczęście w tej chwili mój kontakt z geografią kończy się na sprawdzeniu na mapie gdzie dokładnie jadę na wakacje, a przeciwko temu akurat nic nie mam:)

      Usuń
    7. Ja tam całkiem geografię lubię, mam na rozszerzeniu nawet i same piątki i czwórki, że się tak pochwalę :) A jaki profil?

      Usuń
    8. Bio-chem <3 Najcudowniejszy profil na świecie, chociaż był moment, kiedy byłam pewna, że jedyna przyszłość dla mnie to historia, ale od tamtego czasu sporo się zmieniło.
      W biologii najbardziej lubię to, że wbrew temu, co uważają wszyscy, naprawdę nie trzeba się jej dużo uczyć, ot wystarczy zrozumieć procesy i zapamiętać nazwy. Dużo lepiej wychodzę na takim połowicznym uczeniu się, niż kiedyś, kiedy uczyłam się na pamięć.
      Chemia natomiast to taki miły dodatek do biologii, reakcje, zadanka, pure pleasure, jak to ja mówię.

      Ale tak szczerze, to nie wyobrażam sobie innego rozszerzenia.
      A Ty? Geografia i...?

      Usuń
    9. Zawsze mnie fascynowały osoby z takim podejściem do biologii. Ogólnie, do przedmiotów ścisłych. Ja biologii moim umysłem ogarnąć nie potrafię. Chodzi o to, że ja się mogę tego wykuć na pamięć, ale nie potrafię tego zrozumieć, bo jakieś procesy zachodzące w komórce są dla mnie zbyt abstrakcyjne. Wszystkie mają dziwne nazwy, zupełnie jakby trzeba się było od zera uczyć nowego języka. Nie, zdecydowanie nigdy nie polubię biologii. Geografia, historia i angielski :)

      Usuń
    10. No angielski i historia to chętnie bym się zamieniła, ale o geografii to już pisałam kilka postów wyżej, NIGDY WIĘCEJ.
      Dla mnie w ogóle ogarnięcie biologii jako takie było czymś kompletnie abstrakcyjnym przez całe gimnazjum, bo to wiadomo, uczyłam się na pamięć, po kilka dni i zwykle kończyłam z 4 (nigdy mnie za specjalnie ta ocena nie satysfakcjonowała). Dopiero w LO, kiedy po prostu z dnia na dzień przyszło się nauczyć miliarda rzeczy, udało mi się jakoś dojść do takiego systemu uczenia się, w zasadzie bez uczenia, tzn. bardziej na zasadzie kojarzenia. Jak na razie się sprawdza, zobaczymy w maju jak to będzie.

      Lubisz może Jamesa Bonda? Dziś była premiera Skyfalla, coś cudownego <3

      Usuń
    11. W gimnazjum to jeszcze 6 miewałam z biologii, och kiedy to było. Ale niezależnie od ocen nigdy mi to nie sprawiało przyjemności. Mój umysł jest nakierowany na sprawy z kompletnie przeciwległego bieguna. Najbardziej na świecie kocham sztukę, mogłabym masowo pochłaniać książki na ten temat, a do tego wszystkiego muszę mieć czas na jakąś własną, praktyczną działalność, a więc farby, pędzle, znoszona flanelowa koszula.

      Właśnie ostatnio stwierdziłam, że to wstyd, że się kompletnie na tym nie znam i zaczęłam oglądać (póki co tylko te z Craigiem) i wybieram się na Skyfall. W sumie zachęcił mnie do tego trailer, w którym usłyszałam, że będzie tam grał Javier Bardem którego uwielbiam za rolę w "To nie jest kraj dla starych ludzi" braci Cohen. Niesamowity aktor. Obejrzałam więc Casino Royale i Quantum of Solace i jutro idę do kina na Skyfall :)

      Usuń
    12. Casino Royale był cudowny, natomist QfS tak średnio do mnie trafił, poza jedną strzelaniną w jakimś budynku już za bardzo nawet nie pamiętam o czym to było.
      Bardem w Skyfall genialny, bez niego to nie byłby ten film, miażdży, wbija w fotel, ogląda się to po prostu z otwartymi ustami.

      Jakoś zawsze miałam pecha do plastyków/artystów/malarzy, mam ciotkę, która jest taka bardzo "artystyczna", żyje w nierealnym świecie,nikt nigdy nie wie o co właściwie jej chodzi, w gimnazjum pani od sztuki to też była artystką całym sercem, z dziwnymi humorami, pomysłami (dziś malujecie malutkie czarne kropeczki na a3, bo poprzednia klasa mnie zdenerwowała), stawiająca 1 z uśmiechem psychopaty, w LO natomiast mieliśmy panią od WOKu, która stawiała zagrożenia, a na semestr chyba nawet była jakaś 1, gdzie u moich znajomych oceną wyjściową było 6.
      Natomiast bardzo lubię muzea, wystawy, kiedy nikt mnie nie pogania i nie wymaga jakiejś analizy obrazu "pod klucz".

      Usuń
    13. Jeszcze teatr. Kocham teatr, zawsze jak jestem w Warszawie obiecuję sobie, że pójdę do Romy, niestety nigdy jeszcze mi się nie udało :(

      Usuń
    14. Zgadzam się w stu procentach co do Bardema! Genialna rola, każdy aktor powinien marzyć o dostaniu czegoś takiego. Geniusz w przedstawieniu psychiki psychopaty, prawie zahaczający o performens Ledgera w "Mrocznym Rycerzu" (widać, że Nolan maczał w tym paluszki)! Ogólnie Skyfall mi się bardzo podobał, ale jednak było to jeszcze większe odbiegnięcie od konwencji bondowej niż Casino Royale i Quantum (w ostatnim czasie trochę sobie poszerzyłam moją wiedzę na temat Bondów bo mi się spodobało to bardzo :)). Nie tylko pod takim względem, że Bond łoi BROWAR, co się w głowie nie mieści, ale też samej fabuły, samego sposobu realizacji obrazu, nie jako filmu o Bondzie, a zwykłego filmu sensacyjnego, który bliżej niż do Bonda to ma do Batmana. Ale ja kocham jedno i drugie, także generalnie jestem zachwycona!

      Ja w Romie pierwszy raz byłam na "Kotach", potem na "Upiorze w Operze" 2 razy (niedługo ma wrócić na scenę!!!!!!!!!!!) i "Les Miserables" 3 razy, bo to było najpiękniejsze widowisko jakie było mi dane w życiu oglądać na deskach teatru, coś niesamowitego. Moja miłość do teatru jest też uwarunkowana tym, że raz jeden udało mi się zasmakować tego od tej drugiej strony i chwila, gdy kilkaset osób powstaje i wiwatuje tylko dla mnie, gratulacje po spektaklu, salwy śmiechu, jakie potrafiłam wywołać... nie do opisania. Kiedyś tam wrócę.

      Usuń
    15. Hmm, właśnie moje pierwsze odczucie w czasie oglądania Skyfall było takie, że to chyba film Nolana. Te kilka jego filmów, które znam są genialne (jak widzę cokolwiek związanego z Batman zachowuję się jak napalona 15-latka i to nie tylko ze względu na Ch. Bale'a, ale właśnie na geniusz tego filmu, tak innego od tego Burtonowego - Joker - geniusz zła, BANE! - mistrz!).W pewnym momencie, kiedy Bond z M zmieniają auto, miałam wrażenie, że za chwilę wyciągnie Batmobil z tego garażu i odjadą w siną dal xD
      Obiecuję sobie, że po maturze dokładniej zapoznam się dokładniej z filmami:
      1) Tarantino
      2) Nolana
      3) Allena,
      jako, że ostatnio b. lubię obejrzeć jakiś dobry film, ale niestety nie mam czasu!

      Jestem z Łodzi, więc najczęściej bywam w Nowym, nawet teraz 11 listopada idę na Kwartet, jestem naprawdę ciekawa tej sztuki: http://www.nowy.pl/spektakle/kwartet,135/. Poza tym czasem pójdę na balet, czasem jakieś komedie, moim marzeniem jest właśnie "Les Miserables" i chciałabym jeszcze zobaczyć "Wesele" Wyspiańskiego. Niestety nie bywam w teatrze tak często, jak bym chciała, raz, że nie ma kiedy, dwa, że nie ma z kim :(
      Ja nigdy nie odważyłabym się na wystąpienie przed szerszą publicznością. Już w gimnazjum (kiedy jeszcze dało się mnie zmusić do występów publicznych na jakiś akademiach, itd.) strasznie mnie to stresowało, więc jakoś się na to nie piszę. Ale sądzę, że to naprawdę niesamowite uczucie, stać przed tymi wszystkimi ludźmi...

      Usuń
    16. Mam z Batmanem dokładnie tak samo!! :D

      A jeśli chodzi o Tarantino i Allena:
      >>>> Tego pierwszego absolutnie kocham. Są trzy grupy ludzi, jeśli chodzi o odbiór twórczości Tarantino.
      1. Ci, którzy kompletnie tego nie rozumieją i im się nie podobają takie strzelaniny, krew i przekleństwa
      2. Ci, którzy kompletnie tego nie rozumieją ale zachwycają się, bo nie wypada nie uwielbiać "Pulp Fiction"
      3. Ci, do których Tarantino trafia idealnie w stu procentach w każdym calu, każdym słowem wypowiadanym przez swoich bohaterów, każdym gestem, który robią, każdą sceną, każdym ujęciem, absolutnie WSZYSTKIM. I ja nieskromnie podpisuję się pod tym.
      >>>> Woody Allen z kolei moim zdaniem ma tylko tych co nie rozumieją i im się nie podoba oraz tych co też nie rozumieją, ale się zachwycają. Jakoś nie potrafię sobie wyobrazić, żeby ktoś potrafił racjonalnie stwierdzić co jest takiego wspaniałego w tych jego filmach, bo zazwyczaj ogranicza się to do jakiegoś bełkotu niestety. Ja tego nie rozumiem i chyba nie zrozumiem już nigdy, bo od jakiegoś czasu filmy Allena omijam szerokim łukiem.

      Jeśli chodzi o reżyserów, to ja darzę wielką aprobatą i miłością Davida Finchera (Fight Club, Fight Club, Fight Club - cytaty z tego mogłabym recytować dniem i nocą) i braci Cohen (To nie jest kraj dla starych ludzi i Tajne Przez Poufne!), polecam! :)

      Usuń
    17. Ja Tarantino znam na razie (aż wstyd się przyznać!) tylko "Bękarty" ale za ten jeden film będzie moim nr 1 foreva po prostu. Nienawidzę, absolutnie nie znoszę przekręcania historii, ale to, w jakim stylu zrobił to Tarantino to jest po prostu masterpiece, a juz to, co w tym filmie zaprezentował Christoph Waltz, to jest po prostu nie do opisania. Miałam taką fazę kiedyś, że oglądałam "Bękarty" codziennie, ciągle, w kółko, mogę ten film cytować z pamięci o każdej porze dnia i nocy, a scena w knajpie (http://www.youtube.com/watch?v=vfiNVTPqWPY "Say auf wiedersehen to your nazi bulls" i jeszcze to jak Fassbender mówi "There's a special rund in hell reserved for people who waste good scotch", aaaa heaven, I'm in heaven!) to jest po prostu, no ja nie wiem, brak mi słów. Jeśli natomiast o Pulp Fiction idzie, to zbierałam się do tego filmu z 5 razy (minimum) i zawsze jest coś nie tak - a to płyta się zacinała, a to nie chciało odtwarzać się dalej, lektor był do luftu (w ogóle Tarantino + lektor to trochę porażka, to trzeba SŁYSZEĆ!), także początek znam na pamięć, a nigdy nie widziałam końcówki, ale muszę w końcu zebrać się i obejrzeć.
      Do braci Cohen też się zbieram już od jakiegoś czasu, ale teraz niestety potrzebuję filmów lekkich, łatwych i przyjemnych, bo już od tych wszystkich mądrości, biologii i zadań z chemii robi jajecznica z mózgu. Ostatnio mam fazę na te wszystkie komiksowe postacie, zaczęło się od Batmana (ale to już ze 3lata temu, tak myślę), potem Iron Man 1 i 2, teraz oglądałam Avengers, Thora (te mięśnie <3), Spidermana, i zaczęłam Capitan America, ale jakoś mi nie podeszło.
      Staram się tak gospodarować czasem, żeby w każdy weekend zobaczyć przynajmniej 1 film i iść na 1 imprezę, żeby się trochę odstresować. Jak na razie nieźle mi idzie xD

      Usuń
    18. Taak, co do "Bękartów" absolutna zgoda. Christoph Waltz, geniusz, ale też Brad Pitt mówiący "Arrivederci" jak Ojciec Chrzestny śni mi się po nocach! Mój ulubiony moment z kolei to przed samym wysadzeniem kina, jak leci piosenka Bowiego "Cat People" (Tarantino to ma w ogóle talent do wynajdowania genialnych soundtracków).

      A jeśli chodzi o lektora, to jest do luftu w czymkolwiek, a w Tarantino to już w ogóle. I tak ja się cieszę, że nie mieszkam we Włoszech. Mam tam rodzinę i często do nich jeżdżę, albo oni są u mnie i oglądamy włoską telewizję - ONI DO WSZYSTKIEGO MAJĄ DUBBING. WŁĄCZNIE Z MODĄ NA SUKCES. Moje serce zostało rozdarte na kawałki jak zobaczyłam reklamówkę Piratów z Karaibów, gdzie Jack Sparrow nienaturalnie cienkim głosikiem posługiwał się płynną włoszczyzną. HORROR.

      Oo, też bym tak chciała! Ja się staram odstresować jedną imprezą na miesiąc :D Gdzie te czasy pierwszej liceum, gdy co drugi dzień praktycznie się coś działo...

      Usuń
  11. Czuję się taka... odizolowana od reszty kobiet. Fanką seriali nigdy nie byłam, nie pociąga mnie taka miłość, która w większości przypadków ma małe szanse w realnym życiu, intrygi, gdzie każdy podkłada nogę każdemu, szczęśliwe zakończenia. Jestem mistrzynią przewidywania. W pierwszym odcinku wiadomo, jak to się skończy. Nie lubię, no.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo często da się przewidzieć, co stanie się dalej, ale mimo wszystko oglądam. Jest kilka seriali, jak Plotkara na przykład, czy Skinsi, czy The Misfits, które fabułę mają kompletnie niedorzeczną i oglądam je z czystej nudy i przyzwyczajenia do bohaterów. Z drugiej strony jednak mamy Borgiów i Tudorów, którzy oprócz rozrywki niosą też całą masę niesamowitej, nietuzinkowej wiedzy historycznej, którą mało kto posiada, z racji faktu, że w polskiej szkole nie omawia się dokładnie rządów Henryka VIII i jeśli tylko pada jego imię, to w kontekście reformacji i tego, że ten był gruby jak kaszalot i miał mnóstwo żon, które ciągle zabijał. Trochę bzdura, serial, jakkolwiek by władcy nie idealizował, przekazuje dużo mądrych treści :)

      Usuń
  12. Gotowe na wszystko, Chirurdzy, Prywatna praktyka, 90210, Gossip Girl... Idzie zwariować ale nie umiem się obejść bez bycia na bieżąco! :D Po zakończeniu Gotowych na wszystko normalnie żałobę przechodziłam :C

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, wiem co czułaś, ja tak miałam z Dynastią Tudorów :D Po śmierci Henryka miałam nadzieję, że jeszcze pociągną rządy dzieciaków, Edwarda, Krwawej Marii i Elżbiety I vel. Wiecznej Dziewicy, aż do końca dynastii, a tu rozczarowanie. Zasmarkałam cały pokój, wywaliłam tonę chusteczek, no czarna rozpacz po prostu!

      Usuń
    2. No bo jeszcze jak skończyli w TAKIM momencie to się nie da! Ale za to mogę Chirurgów i Gotowe oglądać na okrągło a i tak mnie pewne sytuacje wciąż będą śmieszyć tak samo, jak za pierwszym razem :D

      Usuń
    3. Ale rozczarowałam się Gossip Girl, nowym sezonem :(

      Usuń
    4. Tak? To nie mów mi, bo ja dopiero obejrzę jak skończę Grę o Tron.

      Usuń
  13. Ależ okrutne uogólnienie! Szczerze mówiąc, oglądam tylko "Kości".
    Swojego czasu lubiłam jeszcze "Pierwszą miłość", ale to już za długo trwa.
    I mój ulubieniec, który leciał jeszcze na FoxKids "Mroczna przepowiednia" ;)

    OdpowiedzUsuń
  14. Że też Ci się chciało tak szczegółowo o tym pisać :P

    Co się stało? Wszystkie uczucia okazały się kłamstwem, w jeden wieczór zdołał stracić dwie najbliższe osoby przez własną głupotę, został sam, i do dziś nie powiedział nawet przepraszam. Taka mini telenowela.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No długo nie pisałam więc zebrało mi się na taki obszerny post :)

      Usuń
    2. Dni się zlewają, cały czas mija, patrzysz a tu nic się nie zmieniło...

      Usuń
    3. Wow, gratuluję odwagi. Daj znać jak poszło.
      Ja napewno nie porozmawiam już nigdy..

      Usuń
    4. Nie chcę. Wiem, że to nigdy nie byłoby już szczere. I że pewnie mogłabym cierpieć bardziej. Poza tym, to On mnie oszukał, On przez własną głupotę okazał się zupełnym idiotą. Nie warto.

      Usuń
  15. ja uwielbiam Archiwum X:)są tajemnice, życiowe mądrości, iskrzy między głównymi bohaterami:)
    w końcu "trust no one:)"

    OdpowiedzUsuń
  16. Supernatural, The Vampire Diaries, Gossip Girl, White Collar, Being Human, Last Resort, Life Unexpected, Pretty Little Liars, Ringer, The Lying Game, Hawaii Five-0, Breakout Kings, Castle, Revenge, True Blood, Hellcats, Californication, El Internado, Lost Girl, Terra Nova, Blood Ties, House, Suits, Bones, Skins, The Dresden Files (...) jeśli mówimy o serialach to mogę ciągnąć temat bez końca, bo niech brzmi to tak bardzo płytko jak tylko jest to możliwe, ale jest to jedno z moich ukochanych zajęć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O matko, dziewczyno, jak znajdujesz czas na aż tyle? :P

      Usuń
    2. No właśnie rezygnuje z nauki xD Coś kosztem czegoś ;D

      Usuń
    3. Jest teoria, że w liceum można wybrać tylko 2 opcje z GOOD GRADES, SOCIAL LIFE i ENOUGH SLEEP. ja wybieram oceny i zycie towarzyskie, cóż, śpię po 3 godziny dziennie obecnie i jestem chodzącym trupem modlącym się BYLE DO PIĄTKU

      Usuń
    4. Hm... ja wybrałam jedną opcję, 4: komputer. Najgorsze z możliwych wyjść.

      Usuń
    5. Przez całą podstawówkę i gimnazjum nie wiedziałam, co to znaczy się uczyć. Wszystko przez to, że nikt mnie do tego nie motywował. Miałam same 6 ze wszystkiego przy minimalnym wysiłku. Dopiero w liceum zaczęła się harówka. Przez to musiałam ograniczyć bardzo użycie komputera. Strasznie mi brakuje długich dni spędzonych na blogu, na rozmawianiu z różnymi ciekawymi ludźmi, ale niestety teraz nie mogę już sobie pozwolić na taką labę - maturka puka do drzwi. I przyznam się bez bicia, że teraz się stałam istną fanatyczką. Żałuję każdej sekundy, której nie spędzam na nauce, a stosy moich notatek zapełniają już kilka grubych segregatorów. Mam obsesję na punkcie notowania. To chyba jakaś nerwica natręctw. Żałuję nawet czasu, który spędzam w szkole na nudnych lub źle prowadzonych lekcjach, dlatego często nauczyciel sobie coś mówi, a ja pod ławką powtarzam materiał (często z tego samego przedmiotu!) w swoim (szybszym) tempie. Masakra. Kiedy to się skończy.

      Usuń
    6. Chciałabym mieć tyle motywacji i uporu co Ty. Ja natomiast siedzę całe dnie przed komputerem, oglądam seriale, opieprzam się bez sensu, robię wszystko byle tylko się nie uczyć, a wiem, że jutro będę tego żałować. I w poniedziałek. I na sprawdzianie. I na maturze. I gdy przyjdą jej wyniki. I gdy wywieszą listy na studia. A mimo wszystko nie potrafię.

      Usuń
    7. U mnie bardzo silnie działa presja klasy. Mamy okropną atmosferę wyścigu szczurów. Gdybym pozwoliła sobie na spadek ocen, nie wytrzymałabym psychicznie ze względu na innych ludzi.

      Usuń
    8. A u mnie w klasie... Mimo najlepszej szkoły powiecie - nasza klasa po prostu toczy się do przodu.

      Usuń
    9. U mnie pozycja w rankingach całkowicie odzwierciedla atmosferę. Z jednej strony to fajnie, że otacza mnie tyle ambitnych osób, ale z drugiej, no ludzie.

      Usuń
    10. Mi osobiście przydałoby się trochę ambicji. A ranking... nie wiem co ta szkoła robi w jakimkolwiek rankingu po za absurdalnością.

      Usuń
    11. W ogóle ja nie lubię tych rankingów, wybitna jednostka może znaleźć się wszędzie, nawet w najgorszej szkole.

      Usuń
    12. Tak, masz rację. A taka szara ja mogę się męczyć w "najlepszej".

      Usuń
    13. Co chcesz robić w przyszłości?

      Usuń
    14. Najtrudniejsze pytanie świata. Mam milion pomysłów i nie wiem, za którego realizację powinnam się wziąć.

      Usuń
    15. To może być problem. Czy to nie najwyższa pora, żeby się określić? :) Może jakbyś znalazła sobie jeden, wymarzony cel, to i ambicja by się znalazła - tak było w moim przypadku.

      Usuń
    16. Chciałabym, uwierz chciałabym. Tylko nie potrafię wybrać tej jednej drogi, a weim, że to już najwyższa pora.
      A jak jest z Tobą?

      Usuń
    17. Najważniejsze dla mnie, żeby wyrwać się z tego kraju. W tej chwili skupiam całą swoją uwagę na rekrutacji na studia do UK.

      Usuń
    18. Też o tym myślałam/marzyłam. Ale finanse, mój angielski ani motywacja mi nie pozwala. niestety.
      Gdzie konkretnie?

      Usuń
    19. Mam kilka opcji i narazie nie chcę zapeszać. Nie martwcie się, z pewnością wam powiem, jak wszystko się uda :)

      Usuń
    20. No to czekam i trzymam kciuki :D

      Usuń
  17. Ja maniaczką serialową nie jestem. W czasie wakacji/ferii zaliczam większe zainteresowanie jakimś jednym serialem, ale to na krótko i nie przywiązuję się za bardzo do bohaterów. Obejrzałam ze dwa sezony Kości, House'a, The Big Bang Theory (ze względu na Sheldona) i Glee (ze względu na muzykę). Ani mnie nie wzruszają ani nie uzależniają. Typową 'babą' na pewno nie jestem, bo mam odruch wymiotny przy wszystkich bardziej romantycznych scenach, a głupota wielu najpopularniejszych seriali za bardzo mnie poraża, żebym mogła to oglądać. ;) Ale niech każdy spędza czas przy tym, co go najbardziej relaksuje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja nie lubię takiej oklepanej, typowej romantyczności jak dawanie róż, Paryż i zachody słońca. Są jednak rzeczy, które urzekają mnie ze względu na własne wspomnienia - na przykład w Gossip Girl motyw spotkania na szczycie Empire State Building - wzruszyło mnie to, bo sama miałam przyjemność tam być, a ogólnie wszystko co związane z moją podróżą do Stanów z tamtego czasu ma dla mnie sentymentalną wartość. Także łatwo jest mnie rozkleić jak się wie czym, o. I w większości przypadków są to rzeczy raczej nietuzinkowe.

      Usuń
  18. Pomimo tego, że jestem człowiekiem, który zamiast siedzieć przed telewizorem woli czytać, czy wyjść na spacer - są seriale, do których mnie ciągnie. No cóż, jestem przecież kobietą... Obejrzałam całych Skinsów, GG też oglądam, ostatnio wciągam się w "Switched at birth" (polecam). Ale tego pytania, "What would Blair Waldorf do?" nie zadałam sobie nigdy...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja zadawałam sobie to pytanie tryliard razy i wydawało mi się, że to całkiem normalne :D Może to dlatego, że od razu jak zaczęłam oglądać GG rzuciło mi się w oczy niesamowite podobieństwo charakterów. Mam tak samo okropny charakter jak ona pod prawie wszystkimi względami.

      Usuń
    2. Uwielbiam jej charakter! Denerwuje mnie czasem jak nikt inny, ale właśnie to sprawia, że jest tak cudowna. Pod każdym względem. I szczerze mówiąc... mnie z nią też wiele łączy. No cóż, przyznaję się bez bicia - bywam narcystyczna ;D

      Usuń
    3. Ja też! Nawet bardzo. Czasami siebie za to nienawidzę, ale jednak zdarza mi się mimo woli czerpać przyjemność z udowadniania ludziom, że potrafię coś zrobić lepiej, że jestem w czymś lepsza.

      Usuń
    4. Myślę, że to nie jest takie niezdrowe, jak mogłoby się wydawać. Są pewne granice, których nie możemy przekroczyć, ale dopóki mamy nad sobą kontrolę - takie podejście może nam wyjść na dobre.

      Usuń
    5. Prawda, w moim przypadku idzie to też w parze z wielkimi ambicjami.

      Usuń
  19. Przeważnie nie mam czasu na oglądanie telewizji, ale jest kilka seriali, które grubo przyciągają moją uwagę. "On ona i dzieciaki", "Jak poznałem waszą matkę" i od niedawna "Sons of anarchy" to dla mnie Trójca Święta, bez dwóch zdań.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To oświeć mnie co takiego wszyscy widzą w Jak Poznałem Waszą Matkę, bo mój umysł nie ogarnia tego fenomenu :D

      Usuń
  20. Też o tym pisałam, popularnosć seriali to niezła zagadka ;D http://wlosykolorublond.blogspot.com/2012/06/dlaczego-dziewczyny-kochaja-seriale.html
    Chociaż z jednej strony wiem, że te seriale mają w sobie dużo głupoty, z drugiej sama je oglądam - 90210, Plotkarę i The Walking Dead ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie The Walking Dead już któraś osoba mi o tym wspomina, chyba obejrzę jak skończę Game of Thrones

      Usuń
  21. Lubię seriale, ale w Plotkarze nic dla siebie nie znalazłam. Pierwsze dwa sezony były jeszcze w porządku, ale później zrobiła się z tego "Moda na sukces" dla młodzieży - każdy jest z każdym.
    Ale uwielbiam "Numb3rs". Nie wiem, czy znasz, a jeśli nie, to nie wiem, czy Ci się spodoba, bo ogólnie to jest o matematyce ;P "Touch" jest jeszcze bardzo fajny. Na razie wyszedł tylko jeden sezon; drugi ma być na wiosnę '13. I jeśli podobał Ci się "Lost" (nie wiem, jak jest), to może i spodoba Ci się "Flash Forward". Oczywiście nie zmuszam, poczytaj sobie o nich, popytaj ludzi i sama zdecyduj, czy masz na coś ochotę ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rzeczywiście, co do GG muszę się zgodzić, ja to od początku widziałam, że głębia fabuły nie jest specjalnie wielka, a potem było już tylko gorzej, jednak mam obsesję na punkcie zżynania każdego ciucha, jaki tylko założy na siebie Blair, więc wciąż oglądam :D

      Usuń
  22. Seriale oglądamy głównie wtedy, kiedy w życiu brakuje nam wrażeń ;)
    Jak jest ono wypełnione zazwyczaj nie ma na to czasu. No i jest różnica między dr. Hausem, z którego można się czegoś dowiedzieć, który ma jakąś puentę, a operą mydlaną, np. Pierwsza Miłość, które lubią towarzyszyć bohaterom w życiu, skoro to im więcej się przydarza.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No dokładnie. Mnie przerażają ludzie, których fascynuje "Na Wspólnej". Ja zazwyczaj wybieram seriale, z których można wynieść masę ciekwostek, jak na przykład "Dynastia Tudorów", przed obejrzeniem którego moja wiedza o Henryku VIII ograniczała się do tego że był gruby i miał dużo żon. To niesamowite, bo serial pozwolił mi wyrobić sobie opinię na temat tego człowieka i zachęcić do poszerzania swoich horyzontów w tej dziedzinie poprzez czytanie opracowań historycznych wszelkiego rodzaju.

      Usuń
  23. Nie wiedziałam, że dlatego kobiety lubią seriale. Oglądam seriale od czasu do czasu jak coś mi się natknie. Bardziej wolę przygodówki. Kiedy wszyscy lecą oglądać seriale ja wolę włączyć komputer. Nigdy nie oglądałam "M jak miłość", "Na Wspólnej" i o podobnym stylu seriali. Nudzi mnie to z lekka :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też nie lubię tych telewizyjnych tasiemców i wszystko oglądam na dvd albo w internecie :)

      Usuń
  24. No to mnie zainteresowałaś;)
    **
    Ja w tym roku również nieźle pracuję, na wysokich obrotach, pierwsza klasa owszem zaliczona, ale to w drugiej klasie odchodzi mi siedem głównych przedmiotów i trzeba mieć z nich super oceny, a że są to najtrudniejsze przedmioty to wszystko mówi samo za siebie;)
    Obiecałam sobie lekce robić od razu po szkole, uczyć się i o 22 już kłaść się spać, żeby rano być żywym, wyjątkiem jest piątek, w którym mogę sobie włączyć komputer a dopiero później odrabiam;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojej cóż za piękne życie :D Ja muszę siedzieć nad książkami na redbullach do 2-3 w nocy, a ze dojazd do szkoły zajmuje mi masakryczną ilość czasu, pobudeczka codziennie o 5:30, kawka do śniadanka, kawka w termosik i zabawa zaczyna się od początku...

      Usuń
  25. Niewiele jest seriali, które bym regularnie i namiętnie oglądała. Po prostu brakuje mi czasu. Oglądałam House'a, ale skończyłam gdzieś na przedostatnim sezonie, z powodu wspomnianego braku czasu, a także coraz bardziej przekombinowanej fabuły. Inny serial to "Skins", oglądany koniecznie w oryginale i z angielskimi napisami - cudowny mają tam akcent. Trzecim serialem, dość nowym, bo z 2010 r., jest Sherlock (sposób oglądania: jak wyżej; akcent chyba nawet jeszcze cudowniejszy, i ten głos głównego bohatera:)). Jak na razie czekam na trzeci sezon. No, i to chyba tyle. Od dawna noszę się z zamiarem zabrania się do "Dynastii Tudorów"; muszę w końcu to zrobić, bo dodatkowo mnie zachęciłaś. Co by tu jeszcze? Aha, nie licząc kilku uronionych łez ze dwa razy w życiu, nigdy nie płakałam przed ekranem - po prostu ciężko mnie czymkolwiek wzruszyć, nie jestem w ogóle sentymentalna.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja miałam ze Skinsami tak samo :) Pierwsze dwa sezony obejrzałam jednym tchem, ale że było to dość dawno, na kolejne musiałam czekać. Każdy odcinek oglądałam na Youtube w tragicznej jakości i bez jakichkolwiek napisów, żeby tylko dowiedzieć się, co będzie dalej :D I rzeczywiście ich akcenty to miód dla uszu, chociaż Cook (drugie pokolenie, sezony 3 i 4) był ciężki do zrozumienia, ale cudowny mimo to :D

      Usuń
  26. Po prostu wiem, że odbije się to na przyszłości miałam nie dawno ciekawe szkolenie. Na temat snu, redbulli właśnie i paru innych. Jedno po tym spotkaniu już wiem na pewno nigdy nie wezmę więcej redbulla ani powera ani burn ani innych napojów energetycznych do buzi. Nie dziękuję..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też wiem o wszystkich szkodliwościach tego, ale do połowy maja muszę wieść taki tryb życia. Mój organizm po prostu jest przystosowany do zasypiania o 22-23 i siedzenie 4 godziny dłużej to niewyobrażalny wysiłek bez "wspomagaczy".

      Usuń
  27. Ty napisałaś elaborat, a ja się streszczę: z podanych przez Ciebie powodów większość seriali wycieka mi uszami i wychodzi bokiem :P Jeżeli zdarzy mi się oglądnąć coś z tego gatunku, to o zabarwieniu komediowym, żeby się odstresować, choć w tym wypadku też jestem wybredna. Zresztą dla mnie "Moda na sukces", to największa farsa wszech czasów. Starsze panie przeżywają, a ja brechtam w głos, ilekroć natrafię na jakiś urywek ^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, ale moja babcia się też z tego śmieje! Niby się pośmieje, pośmieje, poopowiada mi co tam słychać u Forresterów, ale jak przyjdzie co do czego to ona przecież wszystko wie! Więc to nie tak że się tylko z tego śmieje :D

      Usuń
    2. Mój rodziciel ma identycznie z "Klanem"... troszeczkę mi za niego wstyd :P

      Usuń
    3. Haha, o przypadkach Klanomanii w moim otoczeniu nie słyszałam jeszcze :D

      Usuń
  28. Hej, nie tylko kobiety lubią seriale! Sama znam przynajmniej kilku panów, którzy może nie oglądają "Plotkary" czy innej "Mody na sukces", ale za to namiętnie spędzali czas przy "Skazanym na śmierć", "Zagubionych" i paru innych produkcjach, których tytułów nawet nie pamiętam. ;-) Ja sama seriali oglądam bardzo mało, głównie dlatego, że brak mi czasu na życie, nie mówiąc już o tym, że generalnie niezbyt przepadam za oglądaniem czegokolwiek, nawet filmów. Ale i tak jest kilka produkcji, które lubię, jak chociażby wspomniane "Gra o tron" i "Rodzina Borgiów", no i "Wzór", o tak, "Wzór" to ja wprost uwielbiam. I - tak całkiem szczerze - po stokroć wolę seriale historyczne i kryminalne od tych wszystkich obyczajowych romansideł. Tyle tylko, że żadnego serialu tak naprawdę nie oglądam regularnie, ot - jak sobie przypomnę, jak mam ochotę i trochę za dużo wolnego czasu, co mi się ostatnio prawie nie zdarza. Ostatecznie wolę czytać książki, które w sumie też coraz częściej przybierają formę seriali - niekończące się sagi, jeden tom za drugim, jakaś taka dziwna tendencja. :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja mam tak samo.Zupełnie nie rozumiem co człowieka może pasjonować w "Na wspólnej" czy "Julii", to przecież zwykłe ludzkie rozterki, które każdy przeżywa na codzień... Ja właśnie podobnie preferuję seriale historyczne, kryminalne etc.

      Usuń
  29. Ja też przyzwyczaiłam się do zasypiania o 22-23 i staram się tak zasypiać bo wtedy gdy wstaję jestem wyspana, jedynym "dopalaczem", który czasem używam jest dla mnie piwo, ale ma ono wtedy inne zastosowanie;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Och, tęsknię za takimi czasami, teraz o 22 to się mój najbardziej produktywny naukowy czas zaczyna. A piwo to mnie raczej usypia niż dopala, wolę whisky :p

      Usuń
  30. Kocham seriale, teraz moim numerem jeden jest Breaking Bad. No cud. Po prostu cud.
    Padłam ze śmiechu przy tekście o kaszalocie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Breaking Bad jest przegenialne! Jeden z najlepszych seriali jakie widziałam. Chociaż im dalej w las, tym odcinki coraz słabsze, bo zdecydowanie bardziej podobała mi się produkcja na mniejszą skalę, bo uwielbiam ten wątek małych cwaniaczków na południu USA. jak mr. White staje się narkotykowym magnatem, to już mnie to tak nie rozczula, jeśli mogę użyć takiego słowa :D

      Usuń
    2. Jak leciało na Polsacie (w ogóle strasznie mnie wkurzyli, że wyemitowali tylko pierwszy sezon, "bo oglądalność była zbyt mała", no przepraszam bardzo, ale przy dwóch reklamach pierwszego odcinka na krzyż i dość późnych godzinach emisji, nie wiem czego się spodziewali) to po prostu zajmowałam telewizor i oglądałam jak wariatka. Pierwsze odcinki najlepsze :) Zgadzam się całkowicie :D

      Usuń
    3. Emitowali to w Polsacie? Serio?? wow. Ja wszystko obejrzałam w internecie. No, ale moim zdaniem rzeczywiście oglądalność mogła im siadać, bo Polsat ma trochę inny target audience. Wiesz, moja babcia ogląda Polsat bo jest Pierwsza Miłość i brazylijskie telenowele, Breaking Bad by jej za bardzo nie wciągnęło :D

      Usuń
  31. Z tej strony Flight z www.parostatkiem-w-piekny-rejs.blog.onet.pl
    nastąpiła zmiana teraz jestem Bronx z www.ju-es-ej.blog.onet.pl
    Proszę o zmianę w linkach!
    PS: zaczęłam działać w sprawie SAT-ów;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ok, zaraz zmienię :)
      I jak? Z tego co się orientuję, powinnaś pod koniec drugiej klasy mieć większość napisaną. Im wcześniej się za to zabierzesz tym lepiej - można do każdej części podchodzić ile razy się chce i liczy się najlepszy wynik :) Zorientuj się też w kwestii czesnych, bo mnie to one od Stanów odstraszyły i przełożyły moje przeprowadzkowe plany na po studiach (tu zostanę przy Europie, ale nie Polsce) - większość uczelni życzy sobie między 25-40 tysięcy dolarów za rok, co jest dość absurdalne, ale takie życie.

      Usuń
  32. A ja się przyznam bez bicia, że od lat oglądam właśnie "M jak miłość", a na studiach ze współlokatorką w akademiku zaczęłam oglądać... uwaga: "Modę na sukces". Reszty nie komentuję, studia zrobiły mi wódkę z mózgu :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Haha, mnie też to już niedługo czeka :) Co studiujesz?

      Usuń
  33. Co do piwa to racja czasem pobudza czasem usypia, to zależy chyba od nastroju człowieka normalnie;)

    OdpowiedzUsuń
  34. Nie, właśnie jak się okazuje nie muszę mięć ich napisanych pod koniec drugiej klasy, tam rekrutacja trwa od maja, do końca stycznia w trzeciej klasie muszę mieć je napisane, a najlepiej jakoś tak jesienną porą żeby w razie czego mieć szansę powtórzenia ich n i później trwa już cała aplikacja, z resztą wszystkiego się dowiem dokładnie gdy się spotkam z tą kobietą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale wiem, że najlepiej nie odkładać tego na ostatnią chwilę, bo w ostatnim czasie kilkorgu moich znajomych wszystko się właśnie przez to odkładanie sypnęło.

      Usuń