(Ciekawa) historia

Gdybym postanowiła zrobić serię badań statystycznych wśród społeczeństwa, zapytując o ich najbardziej znienawidzony przedmiot w szkole, prym wiodłyby z pewnością dwie nauki: matematyka oraz historia. Komu chce się przecież spędzać długie godziny nad zbiorem zadań, zastanawiając się, czy w danym przykładzie powinno być wykonane całkowanie, czy też może różniczkowanie? Z kolei w tym drugim przypadku... co i gdzie postanowiono; Rapallo, Locarno... Wersal? Bezpośrednie i pośrednie czynniki wpływające na Wybuch Pierwszej Wojny Światowej? Kto z kim i o co się w końcu kłócił?

W nienawiści do tych dwóch dziedzin nauki można jednak doszukać się dość rozbieżnych przyczyn. Jeżeli chodzi o matematykę - cóż, są ludzie rodzący się umysłami ścisłymi i wielu z nas, "zwykłych śmiertelników" nie jest w stanie tego przeskoczyć. Jest w tej dziedzinie pewien nieosiągalny poziom, który osiągnąć mogą tylko maksymalnie skupione jednostki, które nie tyle, że mają zamiast mózgu wielofunkcyjny, naukowy kalkulator, ale jeszcze używanie go sprawia im istotną przyjemność. W kwestii historii - jak dla mnie to, wybaczcie, czyste lenistwo. Był w moim życiu czas, że wykazywałam się owym lenistwem i historii przetrawić nie mogłam. Doskonale więc wiem, jakie wytłumaczenia stosują wszyscy historyczni-ignoranci. "Do niczego mi się to w życiu nie przyda"; "plączą mi się daty i nazwiska, trzeba je kuć na pamięć"; "kogo interesuje w którym roku rozpoczęła się Wojna Secesyjna?" - wymieniać można w nieskończoność, jak to wszelakiego rodzaju wymówki. W tej chwili jednak mogę z pełną świadomością swych słów nazwać się pasjonatką historii - zastanawia Was, skąd ta nagła zmiana?

The Borgias (Lucrezia and Cesare), season 2
Przełom miał miejsce za czasów gimnazjalnych. O nieludzkiej głupocie, która kierowała autora pomysłu rozdzielenia podstawówki i liceum czymś takim, można by napisać sto oddzielnych postów. Mam jednak nadzieję, że rozumiecie, co mam na myśli pisząc przeciętne gimnazjum. W przeciętnym gimnazjum spotkać możemy przeciętnych uczniów - a "przeciętny" jest określeniem niestety często wymienianym na lekko przygłupi. Nasza pani profesor (po dziś dzień jestem wdzięczna tej niesamowitej kobiecie za rozbudzenie we mnie historycznych pasji) nie miała w zwyczaju stresować nikogo wyrywaniem do odpowiedzi "pod tablicą", jednak często rzucała pytanie w klasę, a gdy nikt (oprócz mnie) nie sygnalizował znajomości odpowiedzi uniesioną dłonią, zwykła wskazywać losowego nieszczęśnika. Któregoś razu, podsumowując serię lekcji na temat Drugiej Wojny Światowej, zażartowała, iż ma nadzieję, że nikt już nie ma wątpliwości kto w owym konflikcie odniósł zwycięstwo. Widząc jednak niemrawe spojrzenia większości uczniów, kobieta wytypowała jedną z przeciętnych uczennic do stwierdzenia, kto wygrał rzeczoną wojnę. I chociaż na lekcjach pani profesor zawsze panowała grobowa cisza płynąca z szacunku do jej wiedzy i talentu do jej przekazywania - ten jeden raz wybuchnęłam głośnym śmiechem, gdy rozbrzmiała odpowiedź przeciętnej uczennicy polskiego gimnazjum: Niemcy, prawda? Mniej więcej od tamtej pory zaczęłam dostrzegać, gdzie leży riposta, na wspomniane "historia mi się do niczego w życiu nie przyda". Otóż przyda ci się, chociażby po to, żeby nie palnąć takiej bzdury. Im więcej słuchałam o tym, że Jan Gutenberg wynalazł pismo, a Michał Anioł był bohaterem jednej z biblijnych ksiąg, tym bardziej sama zagłębiałam się w historii - nie dla ocen, czy "podlizania się" ulubionej nauczycielce - wyobraźcie sobie, że wyłącznie dla zwiększenia własnej wiedzy i "obycia". I nie chodzi nawet o to, żeby każdy był w stanie wyrecytować dzienne daty co, kiedy i gdzie dokładnie miało miejsce do dwóch tysięcy lat wstecz. Ja sama mam swoje ulubione zagadnienia i epoki, do których nie należy na przykład średniowiecze na Ziemiach Polskich - bez bicia więc przyznaję się, że nie podam dokładnych lat władania Łokietka, chociaż śmiem zwać się pasjonatką historii. Od dzisiejszych ludzi oczekuję absolutnego minimum zainteresowania, ponieważ z przerażeniem odkrywam, że coraz więcej nastolatków nie odróżnia Bitwy Warszawskiej od Powstania Warszawskiego, oraz nie jest w stanie określić, w którym roku Polska odzyskała niepodległość (dobrze, jeżeli chociaż wiedzą, że było co odzyskiwać). Na koniec zdradzę Wam więc mój klucz do sukcesu - nie można historii uczyć się na słynnej zasadzie "3-ech Z-et" ("zakuć, zdać, zapomnieć"), a należy to robić dla siebie - wtedy sukcesy przyjdą same :) 

152 komentarze:

  1. Dla mnie historia jest czymś fascynującym, chociaż nie będę się tu rozpisywać dlaczego, bo byłoby to zapewne nudne. Chodzi o to, że historia jest nam potrzebna, jeśli nie chcemy popełniać pewnych błędów; jeśli nie chcemy wyjść w niektórych sytuacjach na idiotów; jest nam potrzebna, żeby pamiętać o - takich tam - bohaterach narodowych. Osobiście kuć na pamięć nie znoszę, za to lubię o niej czytać.
    A że wygrały Niemcy? Cóż, dobrze wiedzieć.

    Pozdrawiam
    Ferith, tu na pseries-serious ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też nie lubię kuć, bo tego to chyba nikt nie lubi, prawda? W każdym razie moją metodą jest przekształcanie suchych faktów na pasjonujące historie. Opowiadam sobie wszystko wymyślając jakiś niedorzeczny romans albo tajemnicze morderstwo, a historia kręci się wokół tego wszystkiego. W ten sposób daty i nazwiska same wchodzą do głowy :)

      Usuń
  2. Podstawowe fakty historyczne znać po prostu wypada; należy to do tzw. wiedzy ogólnej. Może teraz jeszcze nie, ale w dorosłym życiu możemy się spotkać z rozmowami na różne tematy i głupio byłoby przypadkiem popisać się zupełnym brakiem wiedzy. Zresztą, ja też historię bardzo lubię, chociaż bardziej jako pewne okresy, niż jako całość: uwielbiam czasy rewolucji francuskiej, Napoleona, II wojnę i czasy PRL-u. Wszystko, co się działo przed rewolucją, mniej mnie interesuje - no, może na starożytność patrzę łaskawszym okiem. Czytając książki historyczne - które są naprawdę ciekawe, jeśli ktoś się tym interesuje - przekonałam się, że to, czego musimy się nauczyć w szkole, to naprawdę kropla w morzu ogromnej wiedzy, jaka dodatkowo kryje się w poszczególnych zagadnieniach. Warto to sobie uświadomić i nie narzekać na nadmiar nauki, bo tej mamy naprawdę niewiele.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszystkie tematy, które wymieniłaś należą również do moich ulubionych :) Wszystko co było przedtem interesuje mnie w partiach i w różnych miejscach na świecie. Na przykład mam obsesję na punkcie Wojny Secesyjnej i Reformacji w europejskim kościele, oraz otaczających ją wydarzeniach. Jak w szkole jakiś temat specjalnie mnie zainteresuje, w domu pogłębiam sobie wiedzę czytając opracowania i książki. Niestety moich najulubieńszych tematów (Henryk VIII i Elżbieta I w Anglii między innymi) w poskiej szkole prawie się nie dotyka...

      Usuń
    2. O, Henryka i Elżbietę też lubię. Ja mam to szczęście, że moja mama jest historyczką, więc w domu mamy pełno tego typu książek, np. biografii. Czytałam wiele naprawdę fajnych i ciekawych.

      Usuń
    3. O jaa, zazdroszczę maksymalnie! Mój ta trochę podziela moją pasję i też trochę ma, ale domyślam się, że zbiór nieporównywalny. Poza tym mój tata lubi historię Polski od Jagiellonów do ostatniego króla, za czym ja akurat nie przepadam (poza tym ostatnim właśnie)

      Usuń
    4. Ja to w ogóle nie lubię średniowiecza, ci królowie strasznie mi się mieszają. Co do książek, rzeczywiście mam duży wybór, zawsze znajdzie się coś z okresu, którego akurat szukam; jednak najwięcej chyba mamy o II wojnie.

      Usuń
    5. Ale polskich historyków, czy różnych? U mnie w szkole o wszystkim się uczymy na historii z takiej bardziej europejskiej perspektywy niż polskiej. Niewiele mamy o historii naszego kraju, trzeba sobie wiedzę uzupełniać.

      Usuń
    6. W większości są to polscy historycy, ale trafiają się też czasem zagraniczni i ci zazwyczaj rzeczywiście niewiele mają do powiedzenia o sytuacji Polski.

      Usuń
    7. To prawda, chociaż miło się zaskoczyłam jak wpadła mi ostatnio w ręce książka o panowaniu Augusta III Sasa autorstwa Brytyjczyka.

      Usuń
  3. Powiem tak - kocham historię, ale jej nie umiem. Może to dziwnie zabrzmieć, ale niestety taka jest prawda. Ja coś przeczytam, czasami nawet dużo, jednak większość z tych rzeczy bardzo szybko zapominam. Niektóre rzeczy utkwią mi w pamięci, reszta niestety wyleci. Niewiele pamiętam z podstawówki, gimnazjum czy liceum (a w liceum dość solidnie się uczyłam). A szkoda, bo akurat z tego przedmiotu chciałabym bardzo dużo pamiętać :-(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo moim zdaniem to, co podają w szkole powinno się jeszcze zgłębiać. Nie ma czasu, żeby nauczyciel przedstawił wszystko co powinniśmy wiedzieć, żeby poukładać sobie coś w głowie i przez to utrwalić, trzeba więc ten czas znaleźć w domu. Ale rozumiem oczywiście, że nie dla wszystkich historia musi być najważniejszym przedmiotem :)

      Usuń
  4. powiem tak, u mnie ludzie nienaiwdzą dwóch przedmiotów: fizyki i matmy, bo historię wszyscy lubią, ba nawet się sami z siebie głębiej w nią zagłebiają - mamy bardzo fajnych nauczycieli, którzy genialnie nam to przekazują :)
    obawiam się, że społeczeństwo schodzi na psy. nastała era Internetu, zamiats się uczyc, wolą wiejść na (nie)zawodną Wikipedię i przepisać słowo w słowo (oczywiście nie wszyscy, mówię ogólnie).

    każdy ma swoje epoki itd, w których czuje się najlepiej. ja również tak jak ty nie wymienię lat panowania Łokietka, bo nie czuję się w tym najlepiej. wolę I i II wojne światową.

    wydaje mi się, ze dla niej to bez różnicy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O nasze pokolenie nie martwię się jeszcze tak bardzo, jak o pokolenie obecnych dzieciaków, które wychowują się na grach wideo, a umiejętności czytania i pisania powoli u nich zanikają...

      I i II wojna to również moje koniki :) Oprócz tego wielbię jeszcze secesyjną. Specjalizuję się jeszcze w upadku rosyjskiego caratu i reformacji w europejskim kościele. Ale moją najulubieńszą dziedziną historii jest z pewnością historia sztuki, o której mogłabym mówić i mówić :)

      Usuń
    2. zgadzam się, bo jeszcze nasze pokolenie jest w miarę, ale widzę, że rocznik '97 to totalny kosmos...

      ja lubię również te tematy o rozbiorach polski i odzyskaniu niepodległosći różnych państw. :)

      świetny amsz ten obrazek w tle! NO GENILANY *.*

      Usuń
    3. Owszem. Jak patrzę na narąbane jak drzewa dwoma piwami małolaty ze szlugiem w ręku, w bucikach na koturence i falbankowych spódniczkach to zbiera mi się na wymioty... Serio, czy te dzieciaki niczego ju nie mają w głowie?

      Cały dzień się z nim dzisiaj męczyłam, bo jest kolorowy i całkiem spory w oryginale :>

      Usuń
    4. ja puszczam tzw. fejspalma i przechodze dalej, bo szkoda mi nerwów na nich.

      genialny jest! naprawdę *.* strasznie mi się podoba! JESTEŚ MOIM MISTRZEM!

      Usuń
    5. To prawda, szkoda się denerwować. Jednak serio, jak myślę sobie, że gdy nasi przodkowie byli w naszym wieku, to szli walczyć za niepodległość Polski, to nie mogę przestać zadawać sobie pytania - kto by walczył w dzisiejszych czasach?

      Dziękuję :*

      Usuń
    6. ja też tak mam, wiesz... znajdą się wyjątki w młodszym pokoleniu, ale naprawdę... to rzadkość. nie wiem dokąd ten świat zmierza.

      nie ma za co :*

      Usuń
    7. Chociaż z drugiej strony zawsze młodzi się buntowali i była przepaść pomiędzy nimi a starszymi pokoleniami :)

      Usuń
    8. no tak, to wiadomo. no ale po co bunotować się w takiej sprawie? o ile można to buntem nazwać.

      Usuń
    9. Nie wiem, zawsze powodem buntu była chyba chęć udowodnienia, że nie są już dziećmi ;)

      Usuń
    10. no dobrze, ale dla mnie to i tak jest bezsens. niektórzy mają "naturę butnowniczą" inni tylko stwarzają takie pozory. dla mnie tak czy siak jest to głupie. przed czym oni się buntują? przed nauką w szkole? absurd.

      dziękuję, znam to! :) często słucham, aczkolwiek mi nastrój poprawia Sinatra albo Presley :)

      Usuń
    11. Nie wiem, każdy przechodzi swoisty rodzaj buntu.

      Usuń
    12. no cóż... może jestem zbyt głupia, by to zrozumieć Xd

      zależy jak dla kogo :) wiesz, niektórych dołuje np. jakiś utwór Metallici, czy no nie wiem kogo tam, a mnie wręcz przeciwnie. wszystko co innych "dołuje" mi daje kopa...

      właśnie mam Frusciante dwie, czy trzy siągniete płyty jego, przsłuchałam już jedną (Shadows Collide With People. z chęcią przeczytam jak działa na ciebie jego muzyka.

      Usuń
  5. Matma nie jest taka zła, a z historii kiedyś byłam dobra :p

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie, ja nie mówię, że matma jest zła - doceniam praktyczne zastosowanie wielu elementów tej nauki. I chociaż leniuchy również znajdują sobie wymówki, że logarytmy im się do niczego w życiu nie przydadzą, to jednak warto, żey sobie poćwiczyli, bo to tylko gimnastyka dla mózgu, a więc nie zaszkodzi a pomoże :)

      Usuń
    2. Ja się nigdy do niczego nie zmuszałam, dużo przedmiotów lubiłam :p

      Usuń
    3. A jakiegokolwiek nie? Albo mniej chociaż? :)

      Usuń
    4. Trochę mniej fizykę, ale miałam ją zdawać na maturze, ale potem okazało się, że jest mi niepotrzebna.

      Usuń
    5. Ja z fizyką (kiedy jeszcze ją miałam, bo teraz już nie ma) miałam dziwnie, bo w jakiś tajemniczy sposób zadania wychodziły mi prawie same.

      Usuń
    6. Z fizyką bywa różnie.

      Usuń
    7. Chodzi mi o poziom rozszerzony.

      Usuń
    8. Nie no o czymś takim to nie ma co gadać w moim przypadku :D

      Usuń
    9. Zdawałam dwa przedmioty rozszerzone na maturze.

      Usuń
    10. Ja mam 3 rozszerzone i 3 podstawowe.

      Usuń
    11. Ja miałam 2 rozszerzone ( te, które musiałam zdawać, żeby dostać się na studia ) i 3 podstawowe.

      Usuń
    12. Biologia chemia rozszerzona, polski, matma, język podstawa?

      Usuń
    13. No. Ale nie żałuję swojej decyzji tym bardziej, że planowano mi inną przyszłość :p

      Usuń
  6. Hm... Ciężka sprawa w moim przypadku z tą historią. Bo ja naprawdę nie mam pamięci do dat i nazwisk i może zabrzmi to śmiesznie, ale przez całe gimnazjum nie potrafiłam zapamiętać daty chrztu Polski i dopiero w liceum, gdzie trafiłam na prawdziwą kosę, udało mi się wpoić do mózgu te trzy cyferki.
    Osobiście nigdy nie palalam miłością do historii, chociaż nauczycieli od podstawowki po liceum miałam i mam cudownych, świetnie opowiadających i.... Robiących cholernie trudne sprawdziany. Wcześniej mówiłam jeszcze ok i wkuwalam, ale teraz historia kojarzy mi sie z mordega, gdyż na profilu bio-chem muszę wkuwać rozszerzony materiał. Tak, rozszerzony.
    Dlatego niezwykle się cieszę, że ten rok szkolny będzie jednocześnie moim ostatnim rokiem z historią. Mam nadzieję, że przerobimy jednak materiał o II wojnie światowej, choćby ten z miliardem dat do zapamietania, bo jest to mój ukochany temat, a we wcześniejszych szkołach zaledwie zahaczalam o początek i później w nowej szkole znów do starożytności (również ciekawego tematu) wracałam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozumiem, że nie dla wszystkich historia musi być najważniejszym przedmiotem, jak dla kogoś na biol-chemie na przykład. Trzeba jednak pamiętać, żeby się nie zapomnieć i nie wyjść w towarzystwie na ignoranta lub jeszcze gorzej - idiotę. W polskim programie do II wojny niestety nie dociera się często, chyba że nauczyciel ma ksztynę mózgu :)

      Usuń
    2. Znaczy, wiesz, to jednak wstyd by Polak, gdziekolwiek by mieszkał, pracował, za kogokolwiek by sie tam nie uważał, nie znał podstawowych rzeczy na temat historii własnego kraju i, trochę też krajów zagranicznych. Osobiście mam wypisanych na kartce, wiszącej nad moim biurkiem, kilkanaście najważniejszych dla mnie dat, które powinnam znac, by nie wyjść, jak to określiłaś - na idiotkę.
      Hm... To jak myślisz, jak skonczyliśmy w czerwcu cały temat o Napoleonie, to moglibysmy dotrzec chociaż do środka tematu o II wojnie? ;)

      Usuń
    3. Hmmm... to zależy ile macie godzin tygodniowo i jakim idziecie tempem, nie jestem w stanie powiedzieć. Ja mam historii 6 godzin tygodniowo i zaczęłam we wrześniu od rewolucji francuskiej, a skończyliśmy zaraz po Pierwszej Wojnie. Więc nie wiem...

      Usuń
    4. Nie, w życiu 6 ;)
      Chyba ze 2 lub, jak w pierwszej klasie trzy.
      Ogólnie nauczycielka nie grzebie się z materiałem, no, ale nie jestem pewna czy sie wyrobi, zwłaszcza, że moja klasa to kombinatorzy - każdy zrobi wszystko, by jak najmniej zostało podyktowane do zeszytu, dzieki czemu mniej będzie materiału do pytania lub odłożony termin kartkówki ;)

      Usuń
    5. No to szczerze mówiąc nie wydaje mi się, żebyście się wyrobili. Jakby były przed Tobą jeszcze dwa lata, to spokojnie. Ale w rok może być ciężko.

      Usuń
    6. No, rzeczywiście to chyba z cudem graniczy.
      Ech, szkoda, że nie może nas w takowy sposób ominąć ta ‘cudowna‘ wiosna ludów...

      Usuń
    7. Eee tam, nie jest taka zła :D

      Usuń
  7. Nie mogę, nie potrafię. Historia jako historia sama mnie tak nie przeraża jak potwory, które od samej podstawówki siedzą za biurkiem przy nauce tego przedmiotu. Gdyby uczył jej ktoś normalny i ten przedmiot okazałby się ok. Wiem to, bo miałam półroczne zastępstwo i nie narzekałam. Nauczyciel potrafi spieprzyć nawet najlepszy przedmiot.
    A matma jest ok.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Doskonale to rozumiem. Jak napisałam, przełom w mojej nauce historii nastąpił w gimnazjum, bo wtedy po raz pierwszy spotkałam się z nauczycielką z powołania. Niesamowita kobieta. Zawsze twierdziłam, że wiedza takich ludzi po prostu marnuje się w szkole. W podstawówce uczyła mnie kobieta terroryzująca klasę, która nie chciała nas niczego nauczyć, a jedynie zastraszyć. Koszmar.

      Usuń
    2. Typ kobiety o której wspomniałaś na końcu miałam w podstawówce, gimnazjum i mam w liceum. Jak już to full zestaw.

      Usuń
    3. Ojej, to rzeczywiście pech. Ja sama nie wiem, czy znalazłbym w sobie motywację gdybym nie natrafiła na tą świetną nauczycielkę w gimnajum. Po niejuż mi było wszystko jedno, bo pokochałam ten przedmiot. Ale teraz w liceum też mam świetną kobitę.

      Usuń
    4. W takim razie zazdroszczę na samą myśl, że za 2 tygodnie znowu wracam do ławki w pracowni historycznej ;p

      Usuń
    5. Haha ojej, a ile masz godzin tygodniowo? :>

      Usuń
  8. Dobrze mówi, polać jej!
    Przecież do czego potrzebna jest nam historia możemy się dowiedzieć czytając pierwszą stronę dowolnego podręcznika, o jak ładnie: ,,Przysłowie mówi, że historia jest nauczycielką życia. To dzięki jej znajomości wiemy, czemu nasz kraj ma dziś takie, a nie inne granice, rozumiemy, dlaczego państwa są silnie zróżnicowane pod względem stopnia rozwoju. Poznając przyczyny i skutki przeszłych wydarzeń, możemy przewidzieć, jakie następstwa będzie miał jakiś konflikt, ustawa itp. (...) Historia wskazuje, jakich błędów nie popełniać, zaznajamia nas z ludzką naturą i psychiką, dzięki czemu wiemy, jak jednostki i całe społeczeństwa zachowywały się w określonych sytuacjach i możemy przewidzieć, jak zachowają się w przyszłości." - jeśli komuś nie chce się przeczytać takiego przyjemnego wstępu, no to trudno, może dalej zlewać historię i uważać, że Niemcy wygrali drugą wojnę światową, a Karol Wielki był hieną cmentarną. Dokładnie, to po prostu lenistwo, polać jej jeszcze raz! :)
    Matematyka jest jakaś inna, w teorii powinna przydawać nam się w praktyce (ha, ha), a w pewnym momencie dochodzimy do absurdów. Większość matematyków uważa, że niektórych rzeczy uczymy się już właściwie tylko dla zasady, bo ciężko znaleźć ich zastosowanie w życiu szarego człowieka. Oj tak, biedni jesteśmy, szkoda, że ja nie mam takiego umysłu, który potrafi się skupić na cyferkach i jeszcze czerpać z tego przyjemność, brrr!
    Bardzo interesujący i wciągający post.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też kiedyś usłyszałam ciekawą teorię, że historia należy do nauk wyższych rangą, ponieważ nie jest do życia niezbędna (ok, liczenie czy podstawy medycyny TRZEBA znać), jednak uczymy się jej dla własnego rozwoju intelektualnego i przyjemności :) Taka prawda, nikt nikogo nie zastrzeli za brak wiedzy historycznej, ale może za to uznać za ignoranta...

      Są takie rzeczy, jak na prykład logarytmy czy całki, które rzeczywiście nie znajdują w świecie praktycznego zastosowania. Ja jednak wierzę, że wszystko to to tylko trening dla umysłu i dięki temu staje się on bardziej elastyczny i podatny na wiedzę. Takie tam, moje wytłumaczenie, żeby mi się lepiej siedziało nad zadankami :)

      Usuń
    2. Szkoda, że mnie taki argument nie przekonuje i matematykę traktuję dość obojętnie. Trening dla mózgu... Zresztą, wszystko zależy od dnia - jednego dostaję szóstkę z diagnozy, a drugiego nie wiem, ile jest dwa dodać dwa. Dzięki takiej sinusoidzie umysłowej mogę mieć cztery na koniec.
      Wydaje mi się, że całki są chyba potrzebne do matrycowania, a nie, to nie tu... W każdym razie, moja droga ciocia matematyczka tłumaczyła mi kiedyś, że całki są baardzo potrzebne i stanowią podstawę do jakiejś dziedziny wyższej matematyki, która z kolei jest potrzebna do czegoś tam... Brrr.

      Usuń
    3. Całki i różniczki są wbrew pozorom całkiem przyjemne. Ja mam właśnie taki problem, że rozumiem wszystkie te skomplikowane tematy, ale mam braki w podstawach, więc często zdarza mi się źle wyciągnąć przed nawias czy pomnożyć potęgi :>

      Usuń
  9. a u mnie znienawidzony był...w-f:D
    nienawidziłam gier zespołowych i biegania, choć sama w domu ćwiczyłam uparcie jogę i parę innych rzeczy. no po prostu zbiorowe męczenie stada małp mnie nie kręciło.
    za to matematyka-z tą miałam problemy, ale ją cholernie doceniam, nawet teraz na studiach, przekonałam się do całek, macierzy, bo matematyka jest fascynującym kluczem, choć dla mnie, pasjonata fizyki kwantwoej, stanowi głównie narzędzie, nie cel sam w sobie.
    a historię uwielbiam, pomimo tego że byłam na biol chem fizie sama z siebie hisotrię rozszerzałam. dlaczego? bo pozwala uczyć się na błędach, widzieć powiązania, logiczne następstwa i...kocham opowieści, a nauka hisotrii jest jedną wielką fascynujacą opowieścią:)
    a ignorantów masz coraz więcej w każdej dziediznie, niestety.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hhaha, u mnie tak samo! Denerwowały mnie te wszystkie testy, z których oceny wystawiano na podstawie jakichś idiotycznych tabel, które tworzono chyba w szkołach sportowych. Pamiętam, że przez całe gimnazjum moja wychowawczyni chodziła do wuefistki i wypraszała dla nie piątki, bo mówiła, że to wstyd, żeby TAKA UCZENNICA miała jakąś czwórkę na świadectwie - taa i to z wuefu :D

      Jak dla mnie zadanka matematyki to ciekawe ćwiczenie umysłowe. Nie ignoruję tego, mam z matematyki piątki i czwórki (3 LO zaczynam teraz), chociaż nazwałabym się raczej anty-ścisłym umysłem.

      Usuń
    2. no bo wf to była męczarnia, całkiem nieuzasadniona. owszem, sporot to zrowie, ale co to za sport w szkole. w podstawówce rozumiem, ale w lo? dlatego trzeba się było migac, zreszta, miganie samo wychodziło kolejnymi złamaniami:D
      wiesz, ja z matmy byłam zagrożona:D ale to przez konflikt z nauczycielem, długo by mówić. za dużo razy spotkałam go pijanego w barze. tak, byłam jeszcze nieletnia, a on młody, no nieważne. ale matma sama w sobie to pewnego odzaju królowa umysłu:)
      widzisz, ja jstem humanistką całkowitą:D a na biol chem fiz mi się zachciało:)

      Usuń
    3. Ja nie mam już wfu w liceum :)
      Ale to tak wyszło nieplanowanie ten profil, czy specjalnie? Mam kolegę, który też jest świetny z polskiego, historii i języków, do tego pięknie maluje i gra na fortepianie, ale poszedł na biolchem bo stwierdził, że tylko z medycyny będzie miał pieniądze. Cóż, głupie podejście jak dla mnie.

      Usuń
    4. jak to nie masz? mnie przez 3 semestry jeszcze na studiach męczyli:)
      i profil był specjalnie, chciałam iść na weterynarię i co prawda ostatecznie wylądowałam na medycznej, ale też jest dobrze-nawet lepiej:>
      poza tym stwierdziłam, że na profilu humanistycznym bedę się nudzić. zawsze fascynowała mnie biologia, chemia, pewna tajemnica życia, z czasem pokochałam fizykę, zwłaszcza kwntową, ale to już na studiach i w jej kwestii pomimo obliczania całkami nadal humanizuję, bo dla mnie tam tkwi cała filozofia:)
      a profil nie przeszkodził mi w zdawaniu rozszerzonej matury z polskiego i filozofii i byciu laureatem olimpiady z historii sztuki, także- nie narzekałam:)
      więc w kwestii twojego kolegii- na biol chem fiz nie poszłam dla kasy, bo po moim kieruku w sumie kasy dużo nie będzie, a właśnie z powodu zaspokojenia pewnej pasji, bo human byłby za łatwy, tego mogłam nauczyć się sama. a kto by mi w chacie pozwolił wysadzać laboratorium razem z kolegami i podpalać kitle płonącym magnezem:)

      Usuń
    5. Też kiedyś próbowałam swoich sił w olimpiadzie z historii sztuki, jednak podeszłam do tego zbyt frywolnie wierząc, że umiejętność interpretowania obrazów mi całkowicie wystarczy (z tej części pierwszego etapu miałam prawie maks) ...
      Nie mamy wuefu, bo ja nie uczę się w polskim programie tylko robię maturę międzynarodową :) Nasi wspaniałomyślni szefowie wpadli na pomysł, że przy 41 godzinach tygodniowo dowalanie nam jeszcze wuefu mijałoby się z celem :>

      Podziwiam tych, których tak pasjonuje biologia, serio. Ja mam straszny problem z takimi abstrakcyjnymi działami biologii, że tak to nazwę. Chodzi o rzeczy, których nie mogę zobaczyć. Komórki, tkanki oraz wszystko co ma jakikolwiek związek z chemią (to akurat wynika z tego, że od dwóch lat nie mam w ogóle tego przedmiotu) przychodzi mi bardzo ciężko. Mam świetną pamięć i potrafię się wykuć na pamięć całego działu z podręcznika (chociaż ogolnie nie jestem kujonem :>>), jednak to nie wystarcza na klasówkę, gdzie muszę umieć tę wiedzę zastosować. Nie jestem jakimś totalnym ignorantem oczywiście, ponieważ tego nienawidzę w żadnej dziedzinie, jednak biologia przychodzi mi naprawdę ciężko i ze względu na to, że robię tą międzynarodową maturę, do zdawania tego przedmiotu jestem po prostu zmuszona.

      Usuń
    6. a nie, jednak potrzebna tam i spora wiedza-daty, kierunki malarskie, architektoniczna...no trzeba być pasjonatem prawdziwym, żeby to wszystko chciało się ogarniać:) aaa no tak, miedzynarodowa wygląda inaczej, faktycznie.
      wiesz co? komórkę jeszcze zobaczysz- co więcej, nawet zobaczysz chromosomy. oglądałam pod mikroskopem na studiach. gorzej jest z fizyką, kwantami, kwarkami, fotonami, aihiliacją i innymi takimi zjawiskami:)
      biologia tak samo jak fizyka i chemia niestety albo stety nie są naukami, w któych starczy zapamietać. tam trzeba logicznie wiązać fakty.
      zmuszona?to tam się nie wybiera?

      a co do komentarza u mnie:)
      usprawiedliwia?ale ja nie chcę ich usprawiedliwać, bo nie muszę. moja moralność jest dość względna poza tym...co z tego, jeśli ktoś naprawdę chce to robić? bo są i takie przypadki. a seks nie jestn iczym złym, dla mnie jedynym złem jest tylko krzywda drugiej istoty. więc nikogo nie usprawiedliwiam:)
      btw- nawet jeśli idzie o usprawiedliwianie nigdy nie wiesz, co się w zyciu zdarzy. uczyć?co ci daje nauka? po większości kierunków studiów nie masz absolutnie pracy:D czasem masz chore dziecko a nfz nie zwraca za leki. czasem po prostu to decyzja po przyparciu do muru. naprawdę, różnie się w zyciu zdarza. więc nie można patrzęc tak szablonowo. powiem brutalnie-sama nie wiesz jeszcze, co cię w życiu spotka. ja tak samo, dlatego- nigdy niekogo nie potępiałam i potępiać nie będę. nie wolno nikomu. czy idzie o prostytucje czy nawet morderstwo.

      Usuń
    7. Wybiera się, jednak przedmioty są poustawiane w grupach, tak że przed matmą na przykład nie da się uciec. Biologia jest w grupie przedmiotów doświadczalnych z chemią i fizyką. Trzeba wybrać coś z tego, a jak komuś (tak jak mnie) wszystkie trzy przychodzą ciężko, to najczęściej pada na biologię jako najmniejsze zło.

      Usuń
    8. + rzeczywiście chyba patrzę na to trochę zbyt stereotypowo, jednak nie wyobrażam sobie prostytuującej się absolwentki Ivy League :) Nie mówię, że wszyscy od razu mają być geniuszami i iść na Harvard, jednak miałam na myśli to, że w prostytucji kończy wiele dziewczyn, które za młodu wolały pójść na szluga za szkołę niż wziąć do ręki książkę. Taka prawda.

      A co do 'potępiania', to może ja używam tego słowa w złym kontekście. Mam na myśli chyba bardziej pogardę. Gardzę zdecydowanie częściej niż skazuję na potępienie.

      Usuń
  10. Mnie to już dawno nie dotyczy coś takiego jak przedmioty szkolne. Jednak mimo tego że jestem humanistką zawsze lubiłam matematykę i o dziwo wcale nie byłam z niej kiepska.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też jestem raczej humanistką (jeżeli mamy podział tylko na humanistów i umysły ścisłe - bo jeżeli dodamy do tego jeszcze kilka mniejszych grupek, to nazwałabym się raczej umysłem asrtystycznym) i matematyki nie lubię, przyznaję ez bicia. Doceniam jednak ją jako naukę i nie ignoruję - muszę poświęcać na zadanka dużo czasu, czasem przy wielu redbullach i przekleństwach godnych szewca, jednak jestem w stanie wypracować czwórki i piątki.

      Usuń
    2. Matematyka jest takim przedmiotem, że trzeba ćwiczyć i rozwiązywać zadania.

      Usuń
    3. To prawda - bardzo niewiele osób rodzi się z takim matematycznym talentem. Większość przeciętniaków musi po prostu wyćwiczyć pewne rzeczy.

      Usuń
    4. Patrzę chociażby na moją klasę do której, co jak co, był jeden z najwyższych progów punktowych w mieście (jak nie w województwie całym), więc głupoli raczej tam nie ma, a na 30kilka osób takich matematycznych geniuszy mamy tylko trójkę :)

      Usuń
    5. A jaki to profil klasy?

      Usuń
  11. Nie lubię matematyki. Ale historię uwielbiam- może dlatego, że lubię wiedzieć o czym mowa i kim tak właściwie jestem. Dużo zależy od nauczycieli.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, nauczyciele mogą grać kluczową rolę, zwłaszcza w historii. To jest nauka, którą łatwo przekazać w nudny sposób... To tak jak są ludzie, którzy potrafią opowiadać (cokolwiek, nawet jak się bawili na wakacjach) i tacy, którzy nie robią tego zbyt interesująco. Nauczyciel od historii MUSI posiadać tę umiejętność.

      Usuń
  12. Zawsze lubiłam historię, z której nawet pisałam maturę. Uważam, że jest to dziedzina absolutnie elementarna, jej znajomość świadczy o człowieku. Co z tego, że ktoś pyszni się znajomością wszystkich dzieł Mozarta i Beethovena razem wziętych, skoro nie ma pojęcia o dacie Chrztu Polski na przykład? Według mnie to kompletny brak obycia. Jeśli człowiek deklaruje, że jest zafascynowany światem, powinien liznąć chociaż trochę jego dziejów. Podpisuję się oburącz pod Twoim postem :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie też czeka na maturze historia, ale pomimo mojej miłości do tej nauki tej matury chyba boję się najbardziej - po prostu za bardzo mi zależy i nie chcę zawaić ulubionego przedmiotu.

      Usuń
    2. Z doświadczenia powiem Ci, że im większe ciśnienie, tym gorszy efekt. Słono za to zapłaciłam, więc wolę przestrzec innych.

      Usuń
    3. No dobra, to postaram się mniej na to napierać.

      Usuń
    4. To trudne, ale wyjdzie Ci na zdrowie :D

      Usuń
    5. Domyślam się :)
      Jestem na etapie walczenia ze sobą, żeby stosować się do rad innych ludzi, a nie robić wszystko po swojemu :)

      Usuń
    6. Indywidualiści mają z tym problem, ale uwierz, że czasami się opłaca :D Kiedy matura?

      Usuń
    7. Już za 9 dni klasa maturalna wita :>

      Usuń
    8. "It's the final countdown" :D

      Usuń
  13. A ja się nie zgadzam co do historii. To czy rzeczywiście jest niezbędna jest rzeczą dyskusyjną. Tak naprawdę można by nauczać w szkole czegoś naprawdę przydatnego, np. rozwiązywać chociażby głupie PIT-y albo mówić na temat funkcjonowania społeczeństwa z prawnego punktu widzenia, o tym do czego mamy prawo, o tym jak pisać listy motywacyjne, jak znaleźć pracę i wiele innych rzeczy, zamiast wpajania w głowę czegoś o obiadach czwartkowych, setnej z kolei wojny kogoś tam z kimś tam, informacji o kilku "starożytnych", masy nieprzydatnych dat, których po ukończeniu szkoły 95% uczniów nie pamięta i całej historycznej reszty. Ale tak przecież można powiedzieć o każdym przedmiocie. Polski system edukacji jednak nie jest idealny, jest wiele lepszych moim zdaniem, w których ludzi kształci się w ściśle określonych dziedzinach, a nie z wszystkiego po trochu. Nasza metoda przynosi mierne efekty.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mogę powiedzieć, że historia jest równie niezbędna co umiejętność liczenia czy czytania, jednak jest to wiedza dodatkowa, która nie boli, a jedynie punktuje. Dla laików daty są nieprydatne, zgodzę się - nasz system nauczania ma wiele wad. W mojej szkole stosuje się inne metody, trochę bardziej zapożyczone z zachodu. Na historii akurat wymaga się od nas umiejętności tworzenia składnych i poprawnych merytorycznie tekstów na tematy historyczne: porównań, rozprawek i tym podobnych. Trzeba wiedzieć, co się kiedy wydarzyło, jednak nikt nie prosi o dzień miesiąc i rok Pokoju w Brześciu Litewskim. Wydaje mi się, że to o wiele przystępniejszy dla uczniów sposób nauki historii.
      To, o czym pieszesz przypomina mi amerykański system nauczania, miałaś na myśli właśnie to? Specjalizacja w konkretnych dziedzinach, zamiast Każdy powinien mieć możliwość wyboru interesujących go przedmiotów, które rzeczywiście mają mu się w życiu przydać. Z tego co mi wiadomo jednak, w większości stanów "historia USA" jest obowiązkowa podobnie jak angielski.

      Usuń
  14. Prawda ;) Ja bardzo lubię historię, wybrałam ją też do zdania na maturze i.. poszło mi dobrze, bo uczyłam się sama dla siebie a i po prostu mnie to interesowało ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też będę zdawać na maturze :) Strasznie jednak mi zależy, bo głupio by było zawalić ulubiony przedmiot.

      Usuń
  15. ooooo tak nic mnie tak nie wkurza jak praca w grupie pod czas gdy zawsze jest jakaś osoba, która tylko się przygląda, jeżeli o mnie chodzi nad każdą grupą powinien stać nauczyciel i pilnować, żeby sprawiedliwie ocenić.

    Wiesz co do wesel. Pojawiają się na nim generalnie ludzie dorośli, którzy kojarzą tą muzykę, a nawet jeżeli nie znają to wiem po sobie, że można i tak się świetnie zabawić nie znając słów. Jak mówiłam ja sama osobiście odstaję od tradycji i często fantazjuję o jakimś świetnym ślubie innym po prostu. Ale bądź co bądź zabawa musi być. Nie wymagam odświętnych kreacji, więc przeciwnie widziałabym moich bliskich w zwykłych ciuchach, najlepiej dżinsach i z rozluźnionymi mordkami, gdzieś bawiącymi się na plaży na boso z hawajskimi kwiatami, bez żadnych ceregieli i oficjalności. Albo na szczycie wieżowca florydzkiego ot co;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie. Pamiętam jak raz miałam taką sytuację w gimnazjum, że mieliśmy zadany do domu wielki projekt z WOSu (a ja zawsze przesadzam z robieniem wielkich projektów), a mi akurat do grupy dostały się największe nieroby w całej klasie. Po kilku próbach namówienia ich do rozpoczęcia pracy (trzeba było robić poza szkołą), zabrała się za to sama, 10 godzin malowałam reprodukcję obrazu Picassa nawiązującego do tematu (alkoholizm) i męczyłam się z robieniem prezentacji. I ten jeden raz tak strasznie napracowałam się nad tym wszystkim, że wprost powiedziałam nauczycielowi jak wyglądał podział pracy w grupie. No cóż, z tydzień byli obrażeni że dostali jedynki, ale wkrótce musiało i im przejść.

      Ja akurat jeśli chodzi o kreacje to jestem potworną suką (spórzmy prawdzie w oczy) na takich imprezach. Razem z mamą siadamy w jakimś strategicznym miejscu i obsmarowujemy wszystkie kobitki od góry do dołu - lub chwalimy, jeśli zdarzy im się ładnie ubrać :D

      Usuń
  16. Jestem w szkole na profilu historycznym i tak jak ty mam swoje ulubione zagadnienia i epoki, już ci chyba mówiłam, że im bliżej czasów współczesnych tym bardziej lubię historię, ze względu na wojny toczone w XIX czy XX wieku. Aczkolwiek bardzo lubiłam się uczyć o epoce mykeńskiej o teatrze Greckim, nawet odwiedziłam z zaciekawienia miejsce powstania pierwszego teatru, lubię średniowiecze, ze względu na układy polityczne i wojny o ziemię choć sama też nie znoszę uczyć się o władcach i zapamiętywać kto po kim.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja lubię się uczyć o średniowiecznych konfliktach. Kurczę, kiedyś wojny to było coś mniej nieludzkiego. Okej, zabijano się, jednak rycerze posiadali honor, jakieś zasady. Nie strzelano do siebie bezmyślnie, nie było środków masowego rażenia. Lubię jeszcze reformację w kościele europejskim i wydarzenia z nią bezpośrednio związane, z naciskiem na powstanie kościoła angikańskiego (Henryk VIII należy do władców, na temat których mam najbardziej szczegółową wiedzę i lata akurat jego panowania jestem w stanie wyrecytować nawet wyrwana z głębokiego snu, podobnie jak lata zawierania związków małżeńskich... sześciu).

      Usuń
  17. Mnie liceum totalnie zniechęciło do nauki historii. Trafił mi się taki wymagający profesor, że nie miałam ochoty się tego wszystkiego uczyć, a przecież powinno być wręcz przeciwnie. Mając kilka przedmiotów na rozszerzeniu musiałam rezygnować z poważnej nauki niektórych i stwierdziłam, że wolę nauczyć się jakiś wzorów i sposobów rozwiązywania zadań z matematyki, chemii czy chociażby fizyki. A historii w końcu uczyłam się tylko wtedy, gdy musiałam - "aby zaliczyć"...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zauważyłam, że zadziwiająco często powodem nenawiści do jakiegoś przedmiotu jest nauczyciel. Mają oni znaczący wpływ na to jak postrzegamy ich przedmioty.

      Usuń
    2. Coś w tym jest. Nawet najgorszego przedmiotu aż chce się uczyć, jeśli tylko nauczyciel chce jakoś w tym pomóc.

      Usuń
    3. Bo czasem odnoszę wrażenie, że niektórzy to przychodzą do tej klasy tylko po to, żeby wyładować na uczniach swoje frustracje.

      Usuń
  18. Scenka rodzajowa, klasa druga humanistyczna, lekcja rozszerzonej historii, koniec roku. Osoby dramatu: profesor, ja, koleżanka, klasa, kolega.
    Opis pozwalający lepiej zrozumieć sytuację: koniec roku, do rozdania świadectw zostało 3 dni. Profesor rozmawia z klasą luźno na temat historii i jej dylematów, jako, że zakończył już pracę z podręcznikiem. Dyskutują o rozterkach XIX-wiecznej młodzieży wobec brania udziału w powstaniach, bądź dążenia do niepodległości drogą pozytywistycznych ideałów i pracy.
    Prof.: A wy? Poszlibyście walczyć w powstaniu o niepodległość, wiedząc, że możecie zginąć, albo zostać zesłani, czy jednak wspieralibyście polską społeczność pracą i pomocą ubogim.
    Klasa: …
    Prof.: No? - odwraca się w stronę koleżanki, która w gimnazjum uważała, że “wojna jest taaaaaka romantyczna” - a ty za kim byłabyś?
    Koleżanka: Za Polakami
    Ja wykonuję teatralnie trzask ręką w czoło
    Prof.: Dobrze, ale za powstańcami czy za Poznaniakami (jako, że w Poznaniu kwitła praca organiczna i tam powstała cała idea)
    Koleżanka: No, za Polakami!
    Kolega: : Ale oni wszyscy byli Polakami!!!
    Koleżanka z wyraźnie głupią miną: hę?!
    - KONIEC -

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hahaha, uwielbiam takie smaczki prosto z klasy! :D

      Usuń
    2. Uznałam, że to będzie najlepszy komentarz do tej notki. A jesteśmy klasą dość... oryginalną, więc takich smaczków mam garście. Do tego kilka z biblioteki publicznej, sklepu i mogę zakładać własny teatrzyk :D

      Usuń
    3. Haha, no to rzeczywiście. Tylko nie z kukiełkami, bo się boję! :)

      Usuń
  19. Moje znienawidzone przedmioty to wok i pp. :D Matmę lubię, wielką satysfakcję sprawia mi trzaskanie zadanek. :) A z historią to u mnie dziwna sprawa. Lubię o niej czytać, a mojej pani profesor mogłabym słuchać godzinami, ale żeby specjalnie się uczyć to niekoniecznie. Może to dlatego, że nieważne ile czasu na to poświęcam i tak dostaję słabą ocenę. Jakoś nie wierzę w to, że historia to coś dla mnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nigdy nie miałam woku, i z tego co wiem raczej mnie to nie czeka, jednak z tego co słyszałam, to taka historia sztuki - a nad brakiem tego przedmiotu ubolewam najbardziej na świecie, bo to połączenie moich dwóch największych hobby sztuki z historią :)

      Usuń
    2. Haha, z takiego woku, jaki ja miałam uciekłabyś z krzykiem. Jestem pewna, że mogłabyś tę kobietę wiele nauczyć.

      I to takie denerwujące, kiedy jedni na siłę muszą męczyć się na jakimś przedmiocie, a inni go nie mają chociaż by chcieli. :D

      Usuń
    3. Może nie wiem, co mówię, bo nigdy nie miałam woku :P Ale tak jak mówię, jeśli to rzeczywiście historia sztuki, no to nie wiem czego się tu bać :D

      Usuń
    4. Z tego, co wywnioskowałam ze szczątkowych informacji z lekcji i po przejrzeniu podręcznika masz rację, to chyba coś w ten deseń. :) Sam przedmiot wydawał się być ciekawy, ale wykładanie go już niekoniecznie.

      Usuń
    5. Rozumiem, więc problem tkwił w nauczycielu...

      Usuń
  20. Historia, mimo wszystko, jest cholernie potrzebna, ale potrzebna mnóstwo czasu, żeby to wszystko ogarnąć. Dla chcącego nic trudnego, ale... no właśnie, dla chcącego. Ja za historią coś ostatnio zaczęłam przepadać, pomimo okropnych nauczycieli z przeszłości. W gimnazjum niczego się z historii nie nauczyłam (pojedyncze fakty, które przyswoiłam dzięki przeleceniu podręcznika z nudów), ale za to znam kilka opowieści z życia wziętych mojej pani z historii.

    W mojej (hiszpańskiej, tym razem) klasie było kilka "małych wpadek". Moja koleżanka do tej pory nie rozróżnia Busha od Kennedy'ego.

    Jeśli chodzi o mnie... szczerze? Mam braki, wiem o tym. Ale mam też chęci, żeby je nadrobić.

    ~Antisocial. Piszę z mojego muzycznego bloga.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ciekawi mnie bardzo jaki macie program nauczania historii w Hiszpanii? O czym się uczycie - historia Europy in general, szczególny nacisk na Hiszpanię? Jak to wygląda?

      Usuń
  21. Ja nie lubiłam Historii i Fizyki. Fizyka za nic w świecie nie chciała mi wejść do głowy i nie rozumiałam faktu, że ucząc się miałam jedynki. Nawet nie pamiętam jak zdałam ten przedmiot, chyba jakimś totalnym fuksem.
    Za historią nie przypadałam nigdy. Zniechęcili mnie w podstawówce, a w dalszych klasach wcale nie zachęcili. Choć przydałaby się wiedza historyczna, bo naprawdę mam ją niewielką :)

    OdpowiedzUsuń
  22. Ja nie lubiłam Historii i Fizyki. Fizyka za nic w świecie nie chciała mi wejść do głowy i nie rozumiałam faktu, że ucząc się miałam jedynki. Nawet nie pamiętam jak zdałam ten przedmiot, chyba jakimś totalnym fuksem.
    Za historią nie przypadałam nigdy. Zniechęcili mnie w podstawówce, a w dalszych klasach wcale nie zachęcili. Choć przydałaby się wiedza historyczna, bo naprawdę mam ją niewielką :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja dopóki miałam fizykę, to nie wiem jak to robiłam, ale dziwnym trafem jakoś mi tam wszystko wychodziło. Fizyka wydawała mi się bardzo logiczna i wystarczała mi jedynie znajomość wzoru i wiedza, gdzie go zastosować, żeby lecieć na piątkach w gimnazjum, a w liceum na trójach i czwórach.

      Usuń
  23. Moja znienawidzona trójca: chemia, biologia i powyższa historia; co jest zaskakujące, ponieważ wybieram się na profil humanistyczny, kiedy będę w liceum. Nie wiem jak sobie z tym poradzę, ale innego wyjścia nie mam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może trafi się jakiś genialny nauczyciel, który swoim sposobem wykładania zachęci do nauki :)

      Usuń
  24. Matma jest do przeżycia (w końcu wybrałam sobie rozszerzoną...). Ale niechęć do historii obudziły we mnie dwie wredne nauczycielki - jedna, w czwartej klasie: u niej na lekcji, biedne dzieci czyli my, musieliśmy przez 10 ostatnich minut lekcji przepisywać notatkę która zajmowała całą tablicę + te dwie boczne. Potem zmieniłam szkołę, ale 5,6 klasa to była olewka, bo nauczycielka niczym się specjalnie nie interesowała. W gimnazjum jednak trafiłam na taką jędzę, że dla mnie uczenie się historii było jak bycie podwładną czarownicy! Po prostu teraz już nie ma dla mnie szans, żeby jakoś tę naukę polubić. A wiedzy na ten temat mam wystarczające minimum, żeby nie zostać pośmiewiskiem. Podziwiam ludzi i wielki szacun dla nich, którzy lubią historię z własnej woli.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nauczyciele mają ogromny wpływ na to, jak postrzegamy jakiś przedmiot. Ja sama w podstawówce miałam od historii terrorystkę. Pamiętam jak dziś, przyszłam na jej lekcję z uśmiechem na ustach mówiąc sobie, że historia będzie najfajniejszym przedmiotem ze wszystkich. Ona zadała pracę domową, z której wykonaniem lekko przesadziłam, bo zrobiłam wielki plakat (70x100 cm) opatrzony masą rysunków (podobno dość ładnie rysowałam jak na dziesięciolatkę :)). Jak jej go pokazałam, ta zagroziła mi postawieniem za karę jedynki, bo była pewna, że nie odwaliłam tej roboty sama. Przez nią długo miałam awersję do wychylania się przed nauczycielami z moimi umiejętnościami. Kobieta skutecznie potrafiła podciąć mi skrzydła.

      Usuń
  25. Lubię historię, jednak pasjonatką chyba nie miałabym odwagi się nazwać, to jeszcze nie ten etap. ;) Ale zdecydowanie zaliczam się do ludzi, którzy całym sercem nienawidzą matmy.
    Pamiętam, jak w gimnazjum wszyscy baliśmy się chodzić na historię. Mieliśmy dosyć wymagającą nauczycielkę, jak na gimnazjum, no i nie należała do zbyt spokojnych i cierpliwych osób. Cieszę się, że tamtą historię mam już za sobą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja miałam taką nauczycielkę w podstawówce, zobacz sobie moją pierwszą odpowiedź do komentarza nad Tobą, tam trochę o niej napisałam :)

      Usuń
    2. Mnie uczyła ta sama nauczycielka w podstawówce i w gimnazjum. W gimnazjum to nawet uczyła nas jeszcze wosu, także dla niektórych ból był podwójny. ;) Tak sobie myślę, że nasze byłe nauczycielki muszą być spokrewnione :D Pamiętam, że w czwartej klasie była wielka afera przy oddawaniu swoich drzew genealogicznych - ktoś nie oddał, bo był chory, a nikt blisko niego nie mieszkał, żeby jakoś tę pracę do szkoły dostarczyć... aż rodzice musieli przyjeżdżać, żeby nie wstawiła nikomu jedynki.

      Usuń
    3. O rany, no to rzeczywiście przewrażliwiona kobieta :D Ja mam teraz taką nauczycielkę, która daje tylko jeden termin klasówki i nie dość, że nie ma możliwości poprawienia oceny, to jeszcze jak nie przyjdziesz (bo leżysz w szpitalu ze skręconym kręgosłupem nawet) to trudno, przepadło!

      Usuń
    4. Jak ja nie lubię takich bezwzględnych nauczycieli, po prostu brak jakiegokolwiek zrozumienia. Rozumiem, że ona sama pewnie nigdy nie była na zwolnieniu czy coś takiego?
      Moja obecna historyczka akurat jest okej. :) Niby wszyscy narzekają, że taka wymagająca (no dobra, może trochę przesadza, bo dla niej to bez różnicy, czy ktoś ma podstawy przedmiotu czy rozszerzenie i wszyscy mają ten sam materiał i te same sprawdziany/kartkówki, a że ja akurat jestem na rozszerzeniu, to średnio nad tym ubolewam ;)), ale to spoko babka, że się tak wyrażę :D

      Usuń
    5. Nasza historyczka ma coś takiego w sobie, że jej się nie lubi - ją się szanuje. To wielka siła dla każdego nauczyciela, a ja znam z czymś takim tylko ją.

      Usuń
  26. Wiesz ja jestem ogromną fanką różnych kultur i od lat zagłębiam się w kulturę muzułmanów i islamu, ostatnio czytałam książkę, której akcja toczyła się w Libii, nie ma w tym niby nic fascynującego, ale nie pojmuję trybu ich wojen, tego czego tam się ludzie dopuszczają (tak nawiązując do wojen z przeszłości to te nie posiadają za grosz szacunku czy honoru)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To jest temat rzeka i bardzo fascynująca sprawa. Z krajów arabskich miałam przyjemność odwiedzić jedynie Tunezję, bo moi rodzice za bardzo boją się zamachów terrorystycznych :D

      Usuń
  27. Bardzo lubię czytać twoje teksty, są takie spójne... i mądre ;) Przyznam, że nie jestem zakochana w historii, ale sądzę, że trzeba ja znać. Historia pozwala nam uczyć się na cudzych błędach, rozumować i przewidywać konsekwencje. A co do znienawidzonej nauki to dodałabym tu także fizykę. Nie mogę tego zrozumieć, uwielbiam ten przedmiot!
    Dopiero zobaczyłam, że ta dama po lewej jest twojego autorstwa. Gratulację! Jest meega :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To nie jesteś pierwsza, która dodaje fizykę :D Ja do tego przedmiotu miałam jakieś wybitne szczęście, bo w gimnazjum przez trzy lata uczyła mnie uwielbiająca mnie kobieta (z bliżej niewyjaśnionych przyczyn), u której dziwnym trafem zawsze wszystko udawało mi się na piątki i szóstki. W liceum miałam fizyki tylko rok i nauczyciel również darzył mnie sympatią, bez uczenia się udawało mi się wyciągnąć czwórki. Nie wiem jak to jest :D

      Dziękuję :) Początkowo chciałam ją robić na kartce blackandwhite, ale zrobiłam na kolorowo, żeby w razie co mieć do innego szablonu też, no i wyszło jak wyszło :)

      Usuń
  28. Przyznam się bez bicia, że nie znoszę historii. Maturalna klasa się zbliża, ja klasa humanistyczna, ale matury z historii za cholerę nie napiszę. Jeszcze w podstawówce może lubiłam, uczył mnie fajny gościu, fajnie tłumaczył (nomen omen, rok temu zginął tragicznie), ale w gimnazjum - nie wiem kto to cholerstwo wymyślił - miałam babkę, która sama historii nie umiała, a jej uczyla. Nie dość, że wszystko jej się myliło, to jeszcze czasem nie wiedziała co gada. Zdanie na piątkę było dla nas czymś totalnie prościutkim, wmawiało jej się, że jakiś tam się referat robiło a ona ocenę wpisywała. I poszłam do liceum, moja wychowawczyni historyczka, a ja? Nico, dupa, kiła mogiła, otwieram książkę, czytam, czytam, i na nic mi to idzie! A matma? Może być. Posiedzę chwilę dłużej i coś się wymyśli i zrozumie. Ale historia to nie moja działka...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Doszłam właśnie do wniosku, że historia jest chyba przedmiotem na który największy wpływ ma nauczyciel, czyż nie?

      Usuń
    2. Też mi się tak wydaje. I tu najważniejsza jest ta nauczycielka/nauczyciel gimnazjalny. Bo po moim przykładzie widać, że jak w gimnazjum nie polubiłyśmy się, to teraz jest tylko gorzej.

      Usuń
    3. To prawda, u mnie tak samo.

      Usuń
  29. Ja całkiem lubię historię - starożytność przede wszystkim. Średniowiecza nie cierpię i to widać po ocenach. Ale jak są jakieś ciekawostki, to chętnie wszystko łykam, bo uwielbiam uczyć się dla siebie :)
    Świetny rysunek w tle! :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dużo osób nie lubi średniowiecza. W sumie to ciekawe dlaczego.

      Usuń
    2. Sama nie wiem, dlaczego tak niechętnie podchodzę do tej epoki.

      Usuń
    3. Ja też, ciekawie zaczyna się robić dopiero od początku XV wieku.

      Usuń
  30. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  31. Sama nie wiem czemu, ale w liceum wybrałam historię jako główną specjalizację. W sumie, to nawet ją lubię. Nigdy specjalnie nie miałam z historią problemów w przeciwieństwie do niektórych moich znajomych - tłumaczenie, że nie ma się głowy do dat to chyba najczęściej słyszane usprawiedliwienie po oblanych sprawdzianach ;)
    Średniowiecza nigdy nie lubiłam, a najgorzej było, gdy nauczyciel kazał nauczyć się dat panowania wszystkich królów Polski ;D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To zupełnie bez sensu, co, zapowiedział wam kartkówkę z dat panowania wszystkich królów i tylko tego? Kompletny idiota, wybacz. W nauce historii milion razy ważniejsze są fakty, rozumienie skutków i przyczyn, niż wykucie się na pamięć paru datek. Co Ci po tym, że wiesz, kiedy panował jakiś władca, jeśli nie masz pojęcia, co zrobił dla danego państwa? Oczywiście trzeba się mniej więcej orientować, ale bez przesady...

      Usuń
    2. Nie zrobił kartkówki, tylko chciał z tego pytać. Ale to taki leniwy typ nauczyciela, więc skończyło się na dwóch czy trzech osobach. Po pierwszej klasie zmienili nam nauczyciela i lekcje historii zrobiły się ciekawsze ;)

      Usuń
  32. Mam fioła na punkcie historii - moje marzenie co do zawodowej pracy jest ściśle związane z historią, ale nie mówię o tym głośno, bo chcę, żeby się udało ;).
    Historia jest jednym z najbardziej potrzebnych przedmiotów w szkole, ponieważ dzięki niej można zrozumieć zachowanie wielu ludzi, wiele zjawisk. Poza tym, co tu dużo mówić, ludzie patrzą na mniej jak na półboga, kiedy błysnę jakąś historyczną ciekawostką ;). Z tej próżnej przyczyny pochłaniam historyczną książkę za historyczną książką ;)

    OdpowiedzUsuń
  33. Nieznajomość historii w tych czasach jest bardzo dużym błędem, powiedziałabym również, że wychowawczym. Ludzie nie dbają o Polskę, nie rozumieją, że dzieje się tak, jak się dzieje (sprawa wyborów, nieświadomość pewnych rzeczy), nie doceniają tego, że żyją w demokratycznym, wolnym państwie a przede wszystkim ciągle narzekają na władzę.
    "Czekaj, czekaj, skoro nie poszedłeś na wybory, to jakim prawem możesz krytykować prezydenta?
    Ty nie wybierałeś, zrobił to za Ciebie sąsiad spod trójki."
    Niestety historia wiąże się z polityką, a polityka wpływa na nasze życie w społeczeństwie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, zauważyłaś ciekawą zależność. Jeśli chodzi jednak o ludzi niechodzących na wybory, to ja trochę ich rozumiem - po co pomagać wygrać którejś ze stron, jeśli żadna nam w stu procentach nie odpowiada...

      Usuń
  34. Cóż, ja miałam na odwrót. Kochałam historię, podstawówka, gimnazjum, ja CHŁONĘŁAM wszystko, co z historią związane, jeździłam na olimpiady, znałam setki dat, miałam generalnie świetną pamięć do liczb (nie tylko daty, ale też numery telefonów, wyniki zadań z matmy sprzed miesiąca, czy daty typu "o, a 20 marca Ania Nowak powiedziała to i tamto"), a potem poszłam do LO, zniemiłam nauczyciela (w podstawówce i gimnazjum miałam tą samą nauczycielkę - genialna kobieta!), gdzie na dzień dobry powiedziano mi, że moja największa miłość, tj. daty nie będą zbyt wymagane, bo pan profesor dat nie lubi. Mimo to pisałam mu wypracowania na klasówkach, zapisywałam cale strony notatek, których pisać nie musiałam, bo raz, że on tego nie wymagał, a dwa, że generalnie wszystko to wiedziałam, ale ten proces już się rozpoczął - facet zabił we mnie całą tą (na pozór) niezniszczalną i wieczną miłość do historii, jedynego przedmiotu, który nie skłaniał mnie do stawiania pytań "po co?". Teraz skończyłam już historię, planuję wybrać się na medycynę, więc to chyba była tymczasowa miłość.
    Mam wielu znajomych, którzy uważają, że jest to przedmiot kompletnie bezwartościowy, który nic nie wnosi, bo to już BYŁO, było i nie wróci, więc po co się tego uczyć? Kolejna sprawa, że to czyste wkuwanie, nudzi ich to, tylko potem wychodzą takie kwiatki, że nie mają pojęcia nawet o podstawowych, niedawnych wydarzeniach,. Jest to jednak też wina systemu nauczania, tak moim zdaniem, bo prawa jest taka, że 3 razy uczymy się historii starożytnej Mezopotamii, natomiast o wydarzeniach ze współczesnej historii Polski nauczyciel ledwie wspomni, jeśli wyrobi się z materiałem, oczywiście.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To świetnie jest mieć taką pamięć do cyferek - mimo wszystko zgadzam się z nauczycielem, który nie wymaga znajomości wielu dat. To nie jest najważniejsze - ważne, aby rozumieć skomplikowane mechanizmy rządzące zamierzchłymi wydarzeniami - przyczyny, skutki pośrednie i bezpośrednie, powiązania pomiędzy jednym a drugim... Owszem, trzeba mniej więcej się orientować kiedy co się stało, jednak znajomość dokładnych dat może tylko pomóc - nie jest natomiast niezbędna.
      I nie to, że ja tego nie lubię czy coś, bo też do dat mam całkiem niezłą pamięć :>

      Usuń
  35. W całej swojej szkolnej karierze miałam dokładnie jednego (JEDNEGO, jednego jedynego na pięciu!) nauczyciela historii, który naprawdę się tym przedmiotem pasjonował i potrafił tą swoją pasją zarazić innych. I pech chciał, że uczył mnie tylko przez jeden jedyny rok. Ale i tak człowiek był niesamowity — zbierał przeróżne starocie i przynosił je na lekcje, by nam przy okazji omawianego tematu pokazać. Tak więc mogliśmy sobie pooglądać monety z czasów Aleksandra Wielkiego, albo łuski nabojów z okresu II Wojny Światowej czy autentyczne gazety polskie i niemieckie z tamtych lat, i tak dalej, i tak dalej. Coś wspaniałego. W porównaniu do innych nauczycieli historii, którzy tylko przychodzili na lekcje, gadali coś od rzeczy monotonnym głosem, doprowadzając wszystkich na skraj senności, ten jeden człowiek był niesamowitym fenomenem, nawet pomimo tego, że był nauczycielem bardzo młodym i jeszcze nie bardzo wiedział, jak ma się obchodzić z uczniami.
    I powiem Ci, że historię kocham. Myślę, że trochę tej miłości wyniosłam z domu — mój ojciec był pasjonatem historii, zwłaszcza starożytności, rzymskich cesarzy potrafił wymienić z pamięci, a wojny punickie miał w małym palcu. Resztę tej miłości zawdzięczam natomiast temu ostatniemu nauczycielowi, bo dzięki niemu udało mi się spojrzeć na nią z innej strony. Historia bowiem to nie tylko lista dat i nazwisk do wykucia na blachę — to także całe mnóstwo ciekawostek o życiu przeciętnych ludzi na przestrzeni lat, to wiedza o tym, jak wiele się w naszym świecie zmieniło, to wiedza o nas samych, o naszym pochodzeniu, o naszym dziedzictwie. O świecie, w którym żyjemy. I chociaż naprawdę nie mam pamięci do dat i nazwisk, które strasznie szybko wylatują mi z głowy, to jednak kocham historię, pewne okresy bardziej, pewne mniej, ale ją kocham, bo to cholernie fascynujący przedmiot, który może nas bardzo wiele nauczyć o nas samych.
    Tak samo jednak kocham matematykę. Nawet pomimo tego, że robię mnóstwo błędów w obliczeniach, nawet pomimo tego, że wielu rzeczy do dzisiaj nie rozumiem. Ale ją kocham, bo jest piękna. Liczby są piękne. I nie zgodzę się co do tego, że jest w matematyce pewien nieosiągalny dla zwykłego śmiertelnika poziom. Nie, nie, to zupełnie nie tak. Akurat trochę o tym ostatnio myślałam i doszłam do wniosku, że problem wcale nie leży w braku predyspozycji, ale w tym, w jaki sposób się do matematyki podchodzi. By matematykę zrozumieć, trzeba się przestawić na pewien specyficzny sposób myślenia, który różni się trochę od zwykłego, codziennego myślenia. Tyle tylko, że większość nauczycieli o tym zapomina — wykładają te swoje lekcje, a czy kto zrozumie, to już nieważne. Nie próbują uczniów na ten tok myślenia przestawić. Tak samo jest przecież z analizą wierszy i tymi nieszczęsnymi niebieskimi zasłonami — żeby w ogóle wziąć się do analizy wiersza (i zinterpretować niebieskie zasłony), trzeba się przestawić na odpowiedni sposób myślenia, bo bez tego nie uda nam się dojrzeć i zidentyfikować pewnych rzeczy. Nauczycieli, którzy potrafią podejść w ten sposób do swojego przedmiotu i nauczyć swoich uczniów tego odpowiedniego myślenia jest niestety niewielu, przez wielu z nas cierpi.
    A tak z innej beczki, nie wiem jak to się dzieje, ale moje komentarze u Ciebie mają tendencje do strasznego rozrastania się na wszystkie strony. xd

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z moimi nauczycielami historii bywało różnie. W podstawówce miałam przeokropną kobietę, która non stop podcinała mi skrzydła nie wierząc, że sama odrabiam prace domowe. W gimnazjum bardzo wymagająca nauczycielka o przeogromnej wiedzy - to właśnie ta, dzięki której pokochałam ten przedmiot. Potem ekscentryczny pasjonat historii, którego najbardziej interesowały dzieje przeróżnych nurtów filozoficznych (sam był niespełnionym filozofem-amatorem) - okej, kochał to, ale rozważania na temat istoty bytu nie należą moim zdaniem do głównych punktów programu... A teraz jestem bardzo zadowolona z pani profesor :)

      Usuń
  36. Cieszę się, że udało Ci się pokochać historię. To niezwykła i wszechstronna nauka obejmująca każdą dziedzinę naszego życia. Też pokochałam ją na etapie gimnazjum i kocham nadal, ale zdradziłam ją z matematyką i fizyką.
    Nie zgodzę się z Twoim wnioskiem o matematyce - matematyka w podstawie to tylko podstawianie do wzorów i odrobina skupienia. Wystarczy przećwiczyć i człowiek nie ma problemu, ale trzeba ćwiczeń i systematyczności, a my ludzie jesteśmy leniwi. Też kiedyś nie lubiłam matmy, a raczej lubiłam, ale mi się nie chciało. Potem nad nią usiadłam i... pokochałam ją. Może nawet bardziej niż historię. W końcu to poniekąd z matmą wiąże swoją przyszłość.
    Życzę Ci tego, żebyś nie utraciła swojej pasji.

    OdpowiedzUsuń