Stuprocentowa kalifornizacja

Wczoraj na warszawskim lotnisku Bemowo miało miejsce niesamowite, długo wyczekiwane wydarzenie. Impact Festival, którego główną gwiazdą byli Red Hot Chili Peppers, a czarnym koniem genialni chłopcy z  Kasabian.

Na koncercie Red Hotów miałam przyjemność być już raz przedtem, w 2007 roku w Chorzowie. To muzyczne wydarzenie wspominam jako jedno z tych, które miały kluczowy wpływ na moje życie. Wy, jako czytelnicy rokendrolla, z pewnością spostrzegliście wielką pasję, z jaką piszę o muzyce - rolę, jaką odgrywa ona w moim życiu. Wszystko to ma swoje korzenie właśnie w dniu 3 lipca 2007 roku, kiedy to po raz pierwszy uczestniczyłam w wielkim koncercie. Od tamtej pory jednym z moich największych marzeń było zobaczenie Anthony'ego, Flea, Johna i Chada na żywo raz jeszcze. Dwa lata później sparaliżowała mnie jednak wiadomość o odejściu z zespołu gitarzysty - Johna Frusciante, którego osobiście uważałam za jednego z najwybitniejszych wirtuozów tego instrumentu po wsze czasy, a zarazem nierozerwalnego członka grupy, którego brak zawiedzie resztę do rychłej katastrofy (na miarę albumu nagranego z chłopakiem Izy Miko, gdy John postanowił odłączyć się na jakiś czas w latach 90tych). Wczorajszy koncert więc nabrał dla mnie znaczenia głównie jako test dla następcy Frusciante - Josha Klinghoffera. Młody chłopak, niebrzydki, chociaż lekko bezpłciowy, pozbawiony osobowości. Natychmiast po jego oficjalnym ujawnieniu się światu (premierze płyty I'm with you, która pociągnęła za sobą nowy teledysk i słynny koncert w Niemczech, transmitowany na żywo w wielu kinach na całym świecie) w oczy rzuciła mi się istotna rzecz - ten typek stara się Johna naśladować. Czy to dobrze, czy to źle - zależy dla kogo. Jak dla mnie poprzedni gitarzysta zespołu był jedyny i niepowtarzalny, a wszelkie próby naśladowania go mogą wywołać jedynie litość i współczucie. No, ale nie bądźmy już znowu tacy krytyczni - po tym koncercie śmiało mogę powiedzieć: ok, na gitarze to ten cały Josh jednak umie grać.

Red Hot Chili Peppers na warszawskim Bemowie, 27/07
Problem Red Hot Chili Peppers polega jednak na kontakcie z publicznością. Część z was zapewne pamięta jeszcze moją relację z majowego występu Metalliki - zachwycałam się tam niesamowitą łącznością, jaka nawiązuje się podczas ich koncertów między Jamesem a fanami. Na koncertach Papryczek nie czuję, że oglądam radosnych chłopaków z gitarami, którzy bawią się muzyką i cieszą jak dzieci z każdej pojedynczej osoby przybywającej, aby ich zobaczyć. Niestety trudno jest się oprzeć wrażeniu, iż Anthony jedynie wykonuje swój zawód i nie ma takiego szacunku dla publiczności jak właśnie wspomniany powyżej James Hetfield. Ja jednak jestem w stanie przymknąć oko na to wszystko, ponieważ Red Hotów cenię przede wszystkim za godny dorobek muzyczny. Od początkowych płyt, zabawnego funku, piosenek epatujących wręcz kalifornijskim luzem, aż po wielki komercyjny sukces, ich kariera imponuje i wzbudza zachwyt. Trzech panów dobiega już pięćdziesiątki, a nie przeszkadza im to w bieganiu po scenie na rękach (nie żartuję) i niezłym prezentowaniu się w połowicznym negliżu. Osobiście udało mi się dopchać pod samiutką scenę i doświadczyć płynącej z niej mocy będąc najbliżej, jak tylko to było możliwe. Koncert z 2007 pozostawił niedosyt spowodowany brakiem Under the bridge w repertuarze - jednej z moich ulubionych piosenek grupy. Tym razem zaserwowano mi ją i to sprawiło, że umieściłam na drugim miejscu najbardziej napakowanych emocjami utworów na żywo. Jeżeli chodzi o wykonywane utwory, zawiodła mnie jedynie nieobecność She's only 18 (jedna z najlepszych gitarowych solówek wszech czasów) i Dani California (po moim nicku widać kult, jakim otaczam tę piosenkę).

Poprzedzający RHCP Kasabian również nie zawiódł - setlista była bardzo dynamiczna i moim zdaniem niczego w niej nie brakowało. Wczoraj chłopcy przekonali mnie, że warto by było pójść na koncert nawet tylko dla nich - uznałam ich za godnych przedstawicieli rocka naszych czasów, obok The Black Crowes, The Black Keys i projektów Jacka White'a i Josha Homme. Kasabian udowodnił, że wbrew temu, co wielu twierdzi, rock jeszcze nie umarł. 

185 komentarzy:

  1. Tak taniec towarzyski jest dobrą podstawą, choćby się miało tańczyć tylko na weselach;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozumiem :) Z resztą chyba tak samo jak balet, który też jest podstawą dla wielu stylów.

      Usuń
  2. Kolega z klasy kilka miesięcy temu zachęcił mnie do poczytania na temat tego zespołu, do posłuchania kilku utworów, które on lubi. Zdecydowanie Dani California wygrała i dziś jej słucham. Nie umiem jej określić, ale wprawia mnie w zadumę, świat marzeń. Moich marzeń o Ameryce.Niestety oprócz tej i jeszcze jednej piosenki nie polubiłam ich.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja uwielbiam tekst Dani California - z resztą wszystkich piosenek Red Hotów - ich słowa są często kompletnie absurdalne, ale zawsze możliwe do rozszyfrowania w jakąś naprawdę głęboką myśl. To nie jest jeden z zespołów śpiewających o niczym. Anthony - wokalista, miał życie pełne przygód i z pewnoscią ma o czym pisać.
      Wiem, że nasze gusta muzyczne są zupełnie inne, ale moim zdaniem powinnaś przesłuchać całą płytę Blood Sugar Sex Magic. To krążek z początku lat 90, ostatnia ich funkowa płyta. Później bardzo zmienili styl grania, ale wydaje mi się, że to co było wcześniej by Ci się bardziej spodobało. Także gorąco polecam.

      Usuń
  3. Wiesz, przynajmniej nie spóźniają się na koncerty tak jak ostatnio Gunsi. Jednak mają szacunek do publiki, a że nie taki jak Metallica. Cóż, szkoda. Dobrze, że przynajmniej potrafią się dobrze bawić.
    Co do Johna, to on jest niezastąpiony. No, ale Josh nie jest zły. I urodził się tego samego dnia miesiąca co ja ;)
    Jednak Johna nikt nie zastąpi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A no to też prawda. Notoryczne spóźnianie się i gwiazdorzenie Axla jesdnym z powodów, dlaczego nie wybrałam się do Rybnika. Pomijając fakt, że należę do tego odłamu fanów Guns N Roses, którzy uważają, że ten zespół przestał istnieć na początku lat 90 i pozostała po nim jedynie nieprzemijająca legenda i genialne utwory (90% z nich to Appetite for Destruction), a nie skandale i zdziwaczały Axl. Trzeba mu przyznać, że w porównaniu z nim to każdy zespół ma szacunek do publiczności.

      Usuń
    2. Tak, ja też należę do tego samego odłamu fanów Gunsów co ty. Jak Izzy odszedł, to już w ogóle wszystko zaczęło się sypać. Moja ulubiona płyta to Appetite, chociaż na UYI też jest kilka kawałków, które lubię.
      Co do Axla, to niech sobie kontynuuje karierę muzyczną, gwiadorzy i robi co mu się rzewnie podoba, ale niech nie robi tego pod nazwą Guns'n'Roses do cholery. Potem ludzie tylko bluźnią na ten zespół, a to nie są Gunsi. I potem muszę tłumaczyć jak głupia mojej babci, że ze starego składa został tylko wokalista i że reszta ma szacunek do publiczności. Do niej i tak to nie dociera, bo to przecież Guns'n'Roses! Cholera!
      U mnie nowa. Pozdrawiam :)

      Usuń
    3. No dokładnie. Chinese Democracy było płytą szykowaną tyle lat, przy tylu zmianach w składzie, wydawało się, że chcą ją doszlifować i nas czymś zaskoczyć, a to tymczasem okazało się być kompletnym syfem.

      Usuń
  4. Żałuje, że nie było mnie tam, ale no cóż... NIe bywam na koncertach takich gwiazd, gdyż nie posiadam środków finasowych no iw dodatku nie pozwoliliby mi rodzice, ale oglądając koncerty Metalliki na YT i RHCP to jednak widać znaczną różnice, ale to nie to samo co na żywo. Zazdroszczę, że tam byłaś. NO i szkoda, że nie zagrali Dani no i She's only 18. BYwa...
    A Kasabianu nie słucham za bardzo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, moi rodzice jak wiesz chętnie wybierają się na takie koncerty ze mną :) Tym razem też byli, tyle że oglądali występ jedynie z trybun, podczas gdy ja byłam pod samą barierką.
      Mimo tego słabego kontaktu z publicznością i tak wciąż jestem skłonna zapłacić każde pieniądze, żeby ich oglądać. Na pewno wybiorę się jeszcze na niejeden ich koncert.

      Jak byłam na nich w 2007, to w sumie tata kupił mi bilet i zaciągnął mnie tam siłą, bo jeszcze nie słuchałam takiej muzyki. Muszę przyznać, że moment, w którym usłyszałam, jak John Frusciante gra solówkę z She's only 18 (polecam, znajdź na youtube "she's only 18 chorzow 2007") uznaję za chwilę, w której zmienił się mój gust muzyczny. Sprawił to John, dlatego jest jednym z najbardziej szanowanych przeze mnie muzyków.

      Usuń
    2. wiem, wiem :) możesz mnie zabrać ze sobą!

      oglądałam i rzeczywiście solówka była niesamowita i również go szanuję, chociaż uważam, że są lepsi gitarzyści :) np. B.B. King, Chuck Berry. :)

      Usuń
    3. Ja się na technice nie znam, bo na instrumentach nie gram - dla mnie liczą się emocje, a w tej kwestii lepszych ciezko mi wymienić. John nie tylko gra na gitarze - on opowiada historię, to coś więcej niż tylko doskonała gra i umiejętności.

      Usuń
    4. ja też, jednak uważam, że są lepsi. mimo wszysatko i tak Johna lubię i sznauję. :)

      Usuń
    5. Słuchałaś jego solowych płyt?

      Usuń
    6. Podobają Ci się? Ja wielbię tę jego solową twórczość, szczególnie "Shadows Collide with people" i "Inside of emptiness", te dwie płyty. Ciężkie brzmienie to nie jest, ale w odbiorze bardzo ciężkie, trzeba mieć na to nastrój.

      Usuń
    7. owszem, ale jakoś głębiej ich nie "słuchałam". na przyszły tydzień właśnie chcę sobie od koleżanki pożyczyć wszytskiego jego solowe płyty, które posiada i ich przesłuchać jeszcze raz. na razie jestem zbyt zabiegana, żeby to zorbić. jak przesłucham po raz kolejny to dam Ci znać co o nich myślę :)

      Usuń
    8. No, tylko tak jak mowię: nie nadają się one do słuchania jako "tło". Najlepiej się wtedy położyć i nic innego nie robić poza słuchaniem ich. Szczególnie tych dwóch, które wymieniłam, bo reszty żaluję, ale nie znam jeszcze tak dobrze, bo brakuje mi ich w domowej płytotece.

      Usuń
    9. przesłuchiwałam ich dość dawno, z dwa trzy lata temu, bo mój ojciec pożyczył od kolegi. potem pare miesięcy temu, nie pamiętam ich zbyt dobrze, dlatego teraz chcę się w nie "zagłębić".
      ale i tak na pewno masz ją dużą :)

      Usuń
    10. Na szczęście nie muszę często czegoś do niej dokupować, bo w sumie wszystko co być powinno, to tam jest.

      Usuń
    11. no widzisz :)ja właśnie wczoraj zakupiłam kolejne dwie płyty. co u ciebie?

      Usuń
    12. Jakie? :>

      Czas płynie leniwie, niedługo chyba wyjadę na wieś, żeby trochę odpocząć...

      Usuń
    13. Metallica "Kill 'em all" i Red Hot Chilli Peppers "Californication". Ja na przyszły tydzień też wyjeżdząm, ale nie na wieś :(
      Ja często muzyki przed snem słucham, wtedy jakoś najbardziej się na niej skupiam.

      Usuń
    14. O, genialne obydwie :)
      A gdzie? I czemu się nie cieszysz?

      Usuń
    15. też tak sądzę :)
      do przyjaciółki, bardzo się cieszę. ale chciałabym tez na wieś, dawno nie byłam, a to chyba mi potrzebne jest. odizolowanie się od komputera, neta. może być na parę dni nawet :d

      Usuń
    16. Ja niestety odizolować się nie mogę, bo muszę zapieprzać do szkoły :D Ale zamówiłam sobie nowiutkiego laptopa (teraz jestem przykuta do stacjonarnego, bo stary laptop odmówił posłuszeństwa parę tygodni temu), więc miło będzie wyskoczyć z komputerem nawet na świeże powietrze.
      Na wsi uwielbiam przede wszystkim chodzić na grzyby :D

      Usuń
    17. zgadza się. bardzo ciężko jest się skupić. a jeszcze jak jakiś debil puści na caly regulator z telefonu.

      Usuń
    18. ja cały czas jestem przykuta do stacjonarnego, niestety więc odizolować mogę się jedynie na mojej huśtawce w ogrodzie, a i tak jakoś marnie mi to idzie.
      ja na wsi uwielbiam wszytsko. począwszy od tych kur, które biegają po podwórku kończąc na jakiś dożynkach, czy innych "biesiadach".

      Usuń
    19. Ciekawe są też obserwacje ludzi. Wiejska mentalność jest nie do podrobienia, coś unikalnego, a zarazem przerażającego, jaki ciemnogród.

      Usuń
    20. dokładnie. i to nawet nie chodzi o jaki rodzaj muzyki, ale to jest naprawdę wkurzające. ja nie wiem. chcą na siebie zwrócić uwagę, czy co?
      zgadzam się. kiedyś dość często jeździłam na wieś, a jako, że mieszkam w mieście i dla małego dziecka była to wielka frajda. zobaczyć krowy, konie itd i do tego obserwować ludzi. pamiętam jak zawsze siedziałam na takiej górce koło stodły mojego pradziadka, z kartką i ołówkiem w ręku i podglądąłam ludzi.

      Usuń
    21. Taak, dla mnie też to była nieopisana przygoda, żeby zobaczyć wiejskie zwierzęta i pobiegać po polu pszenicy... Niestety teraz wieś straciła większość magii, bo młodzi ludzie się wyprowadzili do miasta, a starsi żyją z zasiłków i uciułanych pieniędzy, nie opłaca im się nawet uprawiać roli, ani trzymać zwierząt.

      Usuń
    22. Dokładnie tak. Albo zabawy w chowanego w polu kukurydzy... Magiczne miejsca i świuetne wspomnienia. Moi dziadkowie zawsze jak wracają od moich pradziadków mówią mi, ze ich iweś nigdy się nie zmienia. Zawsze jest tak samo. Jeżdzą traktory, młodzi chodzą w nocy, wszyscy sie znają itd. jak za dawnych czasów.

      oooo tak. to jest wiocha totalna. naprawdę. jak takie coś widzę to się zastanawiam nad jednym "gdzie się człowieku wychowawałeś?"

      Usuń
    23. A taką wieś, w której czas się zatrzymał też znam, pod granicą z Ukrainą jednak ode mnie troszkę daleko. Jeśli lubisz takie klimaty polecam książkę Edwarda Redlińskiego "Konopielka".

      Usuń
    24. ja nataomiast taką znam pod granicą z Czechami :) czytam zwykle biografie i autobiografie, ale może kiedyś siegnę :)

      dokładnie. to jest totalna wiocha, a oni to uważają za nie wiem co. absurd.

      Usuń
    25. To... dziwna książka, tyle można o niej powiedzieć :)
      Wiadomo, że nie to samo, co biografia jakiegoś rockmana, ale z pewnością lektura warta zachodu.

      Usuń
    26. może kiedyś się za nią zabioę. ale już to widzę, skoro od paru tygodni nie mogę zabrać się za dokończenie "Życia" Keitha. zostało mi kilkanaście stron, a ja ciągle odkładam to na później (mimo, że książkę przeczytałam parę razy).

      a dobrze, dobrze. już w tą niedziele wybywam na cały tydzień do przyjaciółki podbijać razem z nią Kraków, no a tydzień temu w czawrtek przyjechała inna i niestety pojechała już :( a tobie jak mijają?

      ach ten Axl na nagłówku, wielbię to zdjęcie *.*

      Usuń
    27. Ja kupiłam ostatnio "Życie" w oryginale i się zabrałam za to :)

      Ja też, od razu mnie urzekło jak je zobaczyłam. Kupiłam sobie ostatnio genialną koszulkę z jego japką.

      Usuń
    28. ja zakupiłam 3, 4 tygodnie temu bodajże, a często do niej wracam.

      szukałam jakieś fajnej koszulki z jego mordziaczką, ale niestety nic ciekawego nie znalazłam :(

      mi w sumie też jakoś czas płynie na słuchaniu muyzki, choć nie zawsze może mi towarzyć nie tlyko jako "tło". nie oglądam seriali, ogólnie telewizji. czasami jakiś dobry horror. :)

      Usuń
    29. Sprawdzałaś na rockmetalshopie? Tam czasami mają fajne. No i ostatnio młodzieżowy dział H&Mu zaczął sprzedawać genialne koszulki z Gunsami, Beatlesami, Stonesami czy the Who. Szkoda tylko, że 90% laseczek, które je kupuje, bierze tylko bo "fajny nadruk", a nawet nie wie co to jest...

      Usuń
    30. sprawdzałam! nie podobają mi się żadne, a do H&Mu mam dość daleko, ale to spokojnie. jeszcze sobie kupię :)
      dokładnie tak. ostatnio zapytałam się, czy jedna dziewczyna słucha Gunsów odpowiedziała mi "Axl był pryzstojny jak był młody dlatego mam tą koszulkę"...

      u mnie jak telewizor włączony to tylko na kanałach przyrodniczych :)

      Usuń
    31. No fakt, niezła była z niego dupa (chociaż uwielbiam ten słynny cytat Stradlina - "W szkole Axl był mały, rudy i brzydki i nie leciały na niego żadne dupeczki. Teraz dalej jest mały, rudy i brzydki, a lecą na niego tysiące"), ale mimo wszystko koszulkę noszę z miłości do zespołu, do muzyki. Do mnie kiedyś podbiegła dziunia zachwycająca się logo Stonesów, że taki fajny język, gdzież ja go kupiłam.

      Usuń
  5. Świetnie się to czytało, lubię czytać o czyiś pasjach, a to idealnie mi przypasowało :), choć nie interesuję się tym gatunkiem muzycznym. Fajnie Ci bardzo! Ja pragnę koncertu od paru tygodni, obojętnie nawet jakiego, ale nic akurat nie ma.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak tak samo lubię czytać o pasjach innych ludzi, bo o tym potrafimy pisać z największym oddaniem :)
      Koncerty to jedne z najpiękniejszych chwil mojego życia. Nigdy wcześniej jednak nie byłam tak blisko sceny i już nigdy nie będę dalej, bo przy barierce czuje się prawdziwą moc.

      Usuń
    2. Dokładnie tak :) No i można pisać o tym bez końca ^^

      Moich również. Ja zawsze przy barierce, potem zawsze jakoś się zahaczy, żeby pogadać z artystą. Najlepsze momenty.

      Usuń
    3. Och, wiele bym oddała, żeby pogadać chwilę z moimi ulubionymi wykonawcami. Niestety większość z nich jest nieosiągalna...

      Usuń
    4. Tak. Ja marzyłam, by poznać osobiście Israel Kamakawiwo'ole. Nie udało się, niestety.

      Usuń
    5. A była okazja?
      Znam go z bardzo przyjemnego coveru "Somewhere Over the Rainbow" z Czarnoksiężnika z Oz.

      Usuń
    6. Nie. Zmarł, zanim by się ona nadarzyła.

      Usuń
    7. Och, wybacz, aż tak bardzo się nie orientowałam. To wielka szkoda.

      Usuń
    8. Spokojnie :). Niestety, ale wiesz - w sumie to jego wina, taka nadwaga...

      Usuń
    9. To z tego powodu zmarł, tak? Widziałam właśnie, że miał spory z tym problem.

      Usuń
  6. Oh oh oh! Jak ja chciałbym tam być. Na redach i na Metallice wcześniej tak samo. Ale Ci zazdroszczę. Szkoda, że na końcu świata nie grają takich koncertów. Chciałabym to zobaczyć na żywo, usłyszeć że tak powiem... na własne uszy.
    A Dani to przecudowna piosenka <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dani California ma po pierwsze jeden z moich ulubionych tekstów piosenek ever - ogólnie, Red Hoci piszą genialne teksty. Na pierwszy rzut oka wyglądają absurdalnie, ale zawsze niosą ze sobą jakąś głębszą prawdę, coś więcej. Po drugie, jeden z moich najulubieńszych teledysków. Pojawienie się "Stadium Arcadium" i wypuszczenie pierwszego singla, jakim była właśnie Dani, zbiegło się z moją zmianą gustu muzycznego. Uwielbiałam oglądać ten teledysk z tatą, który identyfikował mi wszystkie zespoły, za których przebierali się tam Red Hoci, opowiadając o każdym co nieco. To niesamowite, taka historia Rocka w pigułce. Genialny pomysł.

      Ja się cieszę, że mój tata jest niespełnionym rockmanem i nigdy odległość nie przeszkadza nam w dotarciu na koncert. Zdarzało nam się nawet specjalnie wyjeżdżać z kraju, żeby na jakiś wyjątkowy występ dotrzeć (na przykład Stonesów).

      Usuń
    2. Pożycz mi swojego tatą *.* Mój się ogranicza do "spierdalaj na górę".

      Usuń
    3. ... Tak w temacie, to czasami ludzie mówią, że to obciach chodzić na koncerty z rodzicami, ale ja tak nie uważam, zawsze się z moim tatą świetnie bawię.

      Usuń
    4. Jeśli masz spoko tatę, to zupełnie nie widzę w tym nic obciachowego ;)

      Usuń
    5. No właśnie, a spoko jest :)

      Usuń
    6. Znam zdecydowanie bardziej obciachowe rzeczy ;d

      Usuń
    7. No z pewnością takowe są.

      Usuń
    8. Aż mi się koncertu zapragnęło.

      Usuń
    9. Ja pojutrze Iggy Pop i Stooges na OFFie :)

      Usuń
    10. No to jesteśmy umówione :D

      Usuń
    11. Ok, nie wiem tylko gdzie, o której ani jak xD szczegół:D

      Usuń
    12. Katowice, północ w sobotę :D

      Usuń
    13. hm... to muszę już wyjść, aby dojść na czas xD

      Usuń
    14. Ze 200 km może 150. ;d

      Usuń
    15. Eee stara, to bliżej niż ja! :D

      Usuń
    16. to zabierz mnie po drodze :D

      Usuń
    17. Czekaj czekaj, rozbij namiot :D

      Usuń
    18. spoko, dla dobrej zabawy mogę i czekać długo ;d

      Usuń
    19. No dobra, to jesteśmy umówione :>

      Usuń
    20. no ja już czekam xD

      Usuń
    21. Dobra, machaj jakąś jaskrawą chorągiewką żebym Cię z samochodu wypatrzyła :>

      Usuń
  7. Czytając Twoją relację, od razu pomyślałam o moim ulubionym zespole, Budce Suflera. Nie chodzi oczywiście o styl grania ani zasięg kariery, bo byłoby to śmieszne, ale emocjonalny stosunek do grupy. Zmiany składu nie przebolałam do końca po dziś dzień, choć minęło już wiele lat, a moje odczucia względem członków założycieli były podobne do opisanych przez Ciebie. Pełny profesjonalizm przy zerowym wręcz poczuciu chemii między muzykami a publicznością. Wszystko się zmieniło, kiedy poznałam ich osobiście. Prywatnie są bardzo sympatyczni i otwarcie przyznają, że dystans na koncertach nie wynika z braku szacunku, ale nieumiejętności "kupowania tłumu". Może z RHCP jest podobnie? :)

    Choć polskich wykonawców ze starej i nieco młodszej gwardii cenię o wiele bardziej niż zagranicznych, Papryczki lubuję, a "Under the bridge" to mój aktualny dzwonek :) Są kapelą, której należy się wielki szacunek.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wykluczam, że może być z nimi podobnie. Ale wydaje mi się, że zespół, który od wielu lat gra na ogromnych scenach przed setkami tysięcy ludzi, powinien się już tego nauczyć. Odnoszę nieodparte wrażenie, że Anthony to zadufany w sobie burak. Kupiłam ostatnio jego autobiografię, więc może się przekonam, jak przeczytam. Nawet jeśli stwierdzę, że rzeczywiście jest tym wstrętnym burakiem, to i tak będę go uwielbiać i szanować.
      Jeżeli chodzi o zmiany w składzie zespołu, dla mnie niesamowite jest też to, w jaki sposób Frusciante się do Papryczek dostał, ponieważ nie był on w składzie założycielskim. Miał osiemnaście lat, gdy jako najwierniejszy fan zespołu jeździł za nimi na każdy koncert i przy okazji od dziecka uczył się grać na gitarze. Jeździł za nimi i jeździł, aż w końcu go przygarnęli - czyż to nie historia jak z bajki? Dlatego też wydaje mi się, że jest jedynym prawowitym członkiem.
      Ja na tym koncercie się prawie popłakałam ze wzruszenia jak usłyszałam Under the Bridge, tak strasznie uwielbiam tę piosenkę :)

      Usuń
    2. Może po prostu nie uważają takiego stylu za naturalny albo myślą, że sama muzyka wystarczy? Nie każdy musi przecież szaleć po scenie jak na przykład Mick Jagger. Zresztą mogę tylko domniemywać i zgadywać, bo nie zapaloną fanką, tylko sympatyczką, a to jednak robi różnicę. Mogłabyś podać tytuł tej biografii? Lubię literaturę faktu i z chęcią bym sobie poczytała, co Anthony ma do powiedzenia.

      Świetna historia, jak się okazuje, nabytek był udany :) W przypadku Budki muzycy, którzy odeszli, również nie byli z założycielskiego składu, (bo ten się trzyma niemal nieprzerwanie do dziś i zwany jest popularnie Wielką Trójcą), ale dopasowali się tak, że przeszli do historii jako prawdziwi najlepsi gitarzyści zespołu.

      Każdy ma takie piosenki, przy których wzruszenie bierze górę, a ciarki przechodzą po plecach... :D

      Usuń
    3. Biografia nazywa się "Scar Tissue", jak jedna z piosenek Red Hotów. Jeśli lubisz literaturę faktu, to zachęcam gorąco do lektury "Życia" Keitha Richardsa z The Rolling Stones. To jest dopiero coś niesamowitego. Wspaniały człowiek, który tą właśnie biografię udowodnił, że nie uważa się za Bóg wie kogo, ale równocześnie jest świadom swoich talentów.

      Jeżeli chodzi o Jaggera to rzeczywiście podziwiam jego witalność i skoczność na scenie pomimo tego, że niedługo strzeli mu siedemdziesiątka. Ale dla mnie to taki trochę sztuczny człowiek jest - tak go przedstawia Keith w autobiografii, którą Ci poleciłam.

      Usuń
    4. Piosenkę oczywiście znam, więc łatwo zapamiętam, dzięki :) Powiem Ci, że buszując kiedyś w Empiku, natknęłam się na "Życie", ale nie sięgnęłam po tę książkę, bo względem Stonesów mam bardzo mieszane uczucia. Taki podziw pomieszany ze zdumieniem i lekkim niesmakiem... chyba właśnie przez pretensjonalność Jaggera. Ale skoro polecasz, trzeba będzie lekturę nadrobić :)

      Usuń
    5. Mnie również on drażni, ale mimo wszystko twórczość Stonesów bardzo cenię.

      Usuń
    6. Ja z kolei szanuję ich za gigantyczny wkład w muzykę rockową, ale jedynie "mogę posłuchać". Wyjątkiem jet "Satisfaction"... kocham ten utwór.

      Usuń
    7. Ja kocham przede wszystkim utwory z wczesnego okresu twórczości. W latach 80 to już zdarzało im się jakieś disco produkować prawie...

      Usuń
    8. W tym okresie panowała moda na niesamowity kicz, ale żeby nawet im się udzieliło? Smutne.

      Usuń
    9. Tak, jest taka jedna ich płyta, nawet w tej chwili nie jestem w stanie przytoczyć tytułu, chcociaż wierna ze mnie fanka, ale generalnie świetnie by się sprawdziła w remizie.

      Usuń
    10. Znam to rozczarowanie. W mojej kolekcji też jest kilka płyt kupionych ze względu na lojalność, które po prostu kurzą się na półce.

      Usuń
    11. Ja się tak cieszę, że nigdy nie musiałam wydać ani grosza na żadną płytę - mój tata jest niespełnionym rockmanem i wielkim entuzjastą muzyki - i to dokładnie takiej samej jak ja (to on mnie zaraził wszystkimi zespołami), więc jeśli chcę czegoś posłuchać, to zawsze się to gdzieś znajdzie w domowej kolekcji, nie muszę fatygować się żeby ściągnąć muzykę z internetu czy kupić przez ajtjunsa.

      Usuń
    12. Zazdroszczę, to musi być coś wspaniałego :) Mnie tata tylko nakierował na określone tory muzyczne. Klimaty lubimy podobne, ale w szczegółach się różnimy.

      Usuń
    13. A my mamy takie samo zdanie na praktycznie każdy muzyczny temat :)

      Usuń
    14. Czasem to aż nudne, nie? :>

      Usuń
    15. Coś za coś, moje tarcia z rodzicielem bywają za to irytujące :P

      Usuń
    16. Oj każdemu chyba się takowe zdarzają, czyż nie? :)

      Usuń
    17. W rzeczy samej, ale w tym wypadku emocje są trochę niewspółmierne do tematu ^^

      Usuń
  8. Śpiewałam kiedyś na konkursie "Under the bridge", lubię tę piosenkę. Jeśli chodzi o cały zespół to większej styczności z ich repertuarem niestety nie miałam ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Tak, tak i w momencie kiedy uczyłam się towarzyskiego, miałam też testy z klasyki i baletu.

    OdpowiedzUsuń
  10. Wiesz co z chęcią przesłucham za półtora tygodnia kiedy wyjadę i będę miała masę wolnego czasu, dzięki za polecenie, zawsze jestem ciekawa, więc przesłucham;)

    OdpowiedzUsuń
  11. O ile Red Hotów uwielbiam, to tylko i wyłącznie studyjnych (nawet po odejściu Frusciante, chociaż wyraźnie słychać, że sa mnie red hotowi). Na koncertach jest słabo, a wszystkie braki wokalne Antosia wychodzą na jaw. Mimo wszystko, nie wzgardziłabym ich koncertem :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, poprawiają go w studyjnych nagraniach, bo na koncertach nie zawsze wychodzi mu tak, jakby tego chciał. Może nie to, że fałszuje, zdarza mu się nie trafić w dźwięk.
      I to prawda, są mniej Red Hotowi. Wcześniej zachowana była równowaga pomiędzy każdym z trzech głównych instrumentów, teraz gitara zeszła na dalszy plan...

      Usuń
  12. Zgadzam się z Tobą, że Kasabian to jeden z nielicznych zespołów w tych czasach, które grają naprawdę przyzwoitego rocka. Sama chętnie wybrałabym się na ich koncert. Nie mogę jednak powiedzieć tego o Red Hotach - znam kilka utworów i jakoś nie potrafię jakoś bardziej przekonać się do ich muzyki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To zależy, które kojarzysz, czy te z nowszej, komercyjnej ery, czy te trochę starsze, bardziej funkowe, bo granicę wyraźnie da się wytyczyć pomiędzy tymi dwoma etapami twórczości. Jeżeli obydwa Ci nie podchodzą, no to ok, ale znam ludzi, którzy preferują jeden konkretny :)

      Usuń
  13. Obiło mi się o uszy, że Anthony na zywo nie śpiewa zbyt czysto. To prawda?

    Widziałam kiedyś przelotnie urywek z koncertu RHCP na YT i szczerze... nie podobało mi się. Może akurat trafiłam na taki koncert bez emocji. Ale byłam zdecydowanie na 'nie'.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie to że fałszuje, ale nie trafia w dźwięki. Stojąc pod sceną i drąc się w niebogłosy jako wierna fanka z wszystkimi tekstami w małym paluszku, muszę przyznać, że tego nie słyszałam. Teraz jednak kupiłam koncert na ich stronie do słuchania na iPodzie i rzeczywiście da się to zauważyć.

      To jest tak jak mówię, oni nie są w tym najlepsi i na youtubie z pewnością nie da się poczuć niczego wzniosłego.

      Usuń
    2. Tak się wtrącę. Niektóre koncerty Red Hotów jak np. Slance Castle i kilka innych bardzo mi się podobają i nie mam Anthony'emu nic do zarzucenia. Jednak znowu nie przesłuchałam ich aż tak wiele.
      :)

      Usuń
    3. @Wera, mi się podobają wszystkie ich koncerty, nawet gdyby Anthony w ogóle nie umiał śpiewać ;)

      Usuń
    4. Dlatego tak jak mówię, nie obejrzałam wszystkich koncertów, więc nie mogę definitywnie niczego mu zarzucić. Ale będąc gwiazdami takiego formatu (pomińmy fakt, że moja hiszpańska koleżanka stwierdziła, że RHCP to musi być jakiś polski zespół, BO GO NIE ZNA), powinni dopracować swoje show bardziej... Wiadomo, że nie każdy musi być jak Meta, bo jednak nie grają tak samo, ale mogli by się, moim zdaniem, troszkę bardziej postarać. :)

      Mimo wszystko ich nową płytę mam i nie narzekam. :>

      Usuń
    5. Ja się do tej nowej płyty długo nie mogłam przekonać właśnie ze względu na brak Johna Frusciante. Czuć wyraźną różnicę, bo John aktywnie angażował się w kompozycję piosenek i wcześniej były one bardziej podobne do jego solowej twórczości, która jest w dużej większości genialna.

      Usuń
    6. Chyba po części rozumiem twoje zafascynowanie tym człowiekiem. Drobną różnicę zauważyłam, ale nie jestem na tyle zaangażowana w ten zespół, żeby dopatrzeć się aż takich detali. Mimo wszystko, po twojej malutkiej "recenzji" postaram się nieco bliżej się temu przyjrzeć. :> Może na własne ucho się przekonam, że takowe zmiany zaszły. :)

      Usuń
    7. Łatwo jest zauważyć zmianę, która zaszła jak tylko John się pojawił. Bez niego Red Hoci nagrali 3 albumy, które geniuszem nie powiewają, potem gitarzysta się zaćpał. Historia Johna jest jak z bajki - był ich wiernym fanem i jeździł za nimi na każdy koncert. Wzięli go do zespołu. Nagrali "Mother's Milk" i "Blood Sugar Sex Magik" - dwa genialne krążki. Wtedy zyskali wielką popularność, która przytłoczyła Johna tak, że opuścił zespół na początku lat 90. Wówczas wzięli kogoś innego i... znów poziom wyraźnie spadł - aż tak wyraźnie, że do tej pory nie grają na koncertach utworów z tamtego okresu... I gdy John wrócił - znowu cudowny skok formy zespołu! Coś w tym musi być.

      Usuń
    8. Rzeczywiście coś w tym musi być. Cholera, obcykana w tym jesteś! I tutaj muszę się przyznać, że zazdroszczę Johnowi tego, że spełniło się jego marzenie. Nie rozumiem, wszystkim dookoła spełniają się największe marzenia. KIEDY BĘDZIE MOJA KOLEJ?!

      Usuń
    9. Bardzo dużo czytam na takie tematy :) Przeróżne autobiografie i inne książki, mam w domu dwie grubaśne encyklopedie rocka, staram się, żeby nic mi nie umykało na stronie Rolling Stone Magazine, a jeśli jest opcja, to załatwiam sobie egzemplarze do domu. No i do tego mój tata zawsze wszystko wie, ale nie mam pojęcia skąd.

      Moich spełnia się dużo, ale nigdy te, na których mi najbardziej zależy.

      Usuń
  14. Jeśli John był rzeczywiście tak wybitny, jak piszesz (nie znam się na tym, nie umiem oceniać w takich kategoriach :D), to jego następca nie powinien go naśladować, a grać po swojemu, żeby ludzie i jego docenili.
    Nie jesteś pierwszą osobą, która jest zawiedziona brakiem kontaktu zespołu z publicznością, ale Red Hoci już tak po prostu mają.A co do Kasabian, jakoś za nimi nie przepadam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Był absolutnie wybitny. Myślę, że właśnie bardziej bym szanowała tego całego Josha, gdyby ten spróbował stworzyć coś swojego. Ale ja nie dość,że jestem uprzedzona, bo zajął miejsce mojego mistrza, to jeszcze na dodatek bezczelnie od niego zżyna. Trochę biednie.

      Usuń
    2. A może on właśnie myślał, że ludzie się do niego przekonają, jeśli właśnie będzie grał dokładnie tak jak jego poprzednik?

      Usuń
    3. Może i tak. Moim zdaniem największą rolę odgrywa tutaj fakt, że ów poprzednik, John Frusciante, nauczył go wszystkiego, co ten potrafi i oprócz bycia mentorem, po dziś dzień jest jeszcze jednym z najlepszych przyjaciół, prawie bratem.

      Usuń
    4. Aha, okej, tego to nie wiedziałam :) To może dlatego Josh jest, jaki jest.

      Usuń
    5. Mimo wszystko uważam, że powinien wypracować trochę własnego stylu.

      Usuń
  15. Red Hotów bardzo lubię i cenię, chociaż przyznać muszę, że pierwsze ich produkcje kompletnie mnie nie przekonują. jakieś są takie za mało melodyczne, bardziej wykrzyczane, jeśli można tak to określić. ich twórczość po wielkim boomie komercyjnym znacznie bardziej przypadła mi o gustu.
    ps. chyba wolałabym oszczędzić sobie widoku wyżej wymienionych panów w półnegliżu :d :d

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mi przypadają do gustu od czasów "Mother's Milk" z wyłączeniem większości utworów na "One Hot Minute". Tak więc jak widać, ich geniusz ujawnił się jak przyjęli Johna Frusciante :)

      Usuń
    2. być może. nie będę udawać, że znam skład zespołu. :d
      a co do Kasabiana - dla mnie to jeden z tych zespołów, którego miło słucha się na początku, ale niestety szybko się nudzi.
      mogę dodać Cię na lastfm? :d

      Usuń
    3. Mi się jeszcze nie znudzili :) Zresztą ja przechodzę takie fazy na konkretne zespoły i jak przechodzę z jednego do drugiego, to wcale to nie oznacza, że ten pierwszy mi się znudził :)

      Śmiało, dodawaj :)

      Usuń
    4. oj, ze mną jest ten problem, że muzyka niezwykle szybko mi się nudzi. rzadko kiedy wracam do tego, czego słuchałam dawniej. a szkoda, czasami potrzeba nam takich retrospekcji, bo one przynoszą nam również wspomnienia z przeszłości :-)
      zaproszenie wysłane, jestem neuronem333 :d

      Usuń
    5. Ooo tak, mam mnóstwo takich piosenek, które przypominają mi o przeszłości. Najbardziej wyraziste wspomnienia dzięki muzyce mam z mojej podróży po Stanach, gdzie włączałam w słuchawkach coś sto procent amerykańskiego, czasem nawet country, i obserwowałam prerie za okienkiem samochodu :)

      Usuń
  16. Spodziewałam się postu opisującego ten koncert :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedy jakaś następna koncertowa relacja? :>

      Usuń
    2. Wybieram się teraz na OFF festival, ale relacji póki co nie przewiduję :)

      Usuń
    3. No ale chyba nas nie opuścisz, jak już zaczniesz sierpniowe przygotowania do szkoły i dalej będziesz pisać, co? :>

      Usuń
    4. Postaram się :) Ja was nigdy nie opuszczam, tylko czasami mam po prostu troszkę mniej czasu. Teraz klasa maturalna, więc z pewnością trzeba będzie bloga ograniczyć... ale na pewno nie odejdę!

      Usuń
    5. No tak, w klasie maturalnej nie ma żartów, trzeba się przyłożyć. Mnie też by się przydało więcej czasu poświęcić nauce... może jeszcze jakieś korki z matmy albo coś. Teoretycznie będę miała więcej czasu, bo nie będę chodzić do muzycznej, ale moje lenistwo zawsze robi swoje. :x

      Usuń
    6. Dlaczego nie będziesz już chodzić do muzycznej?

      Ja od początku drugiej klasy LO poświęcam na naukę niebotycznie dużo czasu.

      Usuń
    7. Bo już skończyłam. :)

      To chyba wezmę z Ciebie przykład. ^^

      Usuń
    8. No to polecam :) Najważniejsze, żeby sobie znaleźć jakiś sposób nauki, który Cię interesuje - no i wiadomo, takiego też przedmiotu. Bo ja się nie kuję wszystkiego, tylko większość czasu poświęcam na czytanie książek historycznych i ciekawostek przeróżnych :)

      Usuń
    9. Ogólnie to mam problem z tym, żeby po prostu zacząć się uczyć, a zazwyczaj robię wszystko, żeby tego nie robić, a potem jest coraz gorzej... Raczej nie mam problemów z uczeniem się na humanistyczne przedmioty, bo to tylko kwestia chęci, ale kiedy muszę usiąść nad biologią.. dopiero wtedy zaczyna się koszmar.

      Usuń
    10. A nie, to prawda, u mnie jest tak samo - biologia to mój koszmar. Facet idzie na rękę i udaje, że nie widzi jak spisuję całą klasówkę z internetu, no ale maturę jakoś trzeba będzie zdać... Nie lubię się uczyć tego, co mnie nie interesuje. Z resztą chyba jak każdy.

      Usuń
    11. Nigdy nie lubiłam biologii. Nie potrafię po prostu zapamiętać tych wszystkich nazw, jakichś określonych kolejności, itd. W drugim semestrze mieliśmy właśnie sprawdziany złożone z zadań maturalnych, większość to jakieś rysunki i pełno zadań zamkniętych i szczerze mówiąc, ta forma nawet nie była najgorsza, bo zawsze mogłam strzelać i jakoś łapałam się na czwórkę. Właśnie sobie przypomniałam, że w drugim tygodniu września piszemy sprawdzian. :x
      To zdajesz biologię?

      Usuń
    12. Muszę. Robię maturę międzynarodową i musimy zdawać 6 przedmiotów, po jednej z każdej grupy:
      1. język podstawowy (z literaturoznawstwem) - czyli język ojczysty
      2. drugi język -> kultura i literaturoznawstwo na poziomie językla ojczystego - w tym przypadku angielski
      3. nauki społeczne - do wyboru geografia lub historia
      4. nauki doświadczalne - tu do wyboru jeden z:chemia, fizyka, biologia - dlatego nie da się uniknąć zdawania któregoś z nich
      5. nauki matematyczne - do wyboru różne poziomy nauki matematyki
      6. nauki artystyczne/grupa uzupełniająca - zamiast nauk artystycznych można wziąć przedmiot, którego nam brakuje, bo wybraliśmy coś innego w którejś z grup, tak więc jak ktoś weźmie sobie biologię w grupie 4, a chce iść na medycynę, to tutaj musi sobie wziąć dodatkowo chemię.

      Usuń
    13. Kurczę, brzmi.. skomplikowanie. A zdajesz geografię czy historię? Hm, i co później w ogóle?

      Usuń
    14. Jedno i drugie, bo wzięłam w grupie uzupełniającej :)
      Właśnie straszne jest to, że nie jestem jeszcze do końca zdecydowana, podczas gdy wszyscy wokół mnie wiedzą już od dawna... Zdecydowana jestem przede wszystkim na kierunki artystyczne, więc prawdopodobnie coś, co będzie wymagało zdolności plastycznych albo teatr :)

      Usuń
    15. No tak, byle tylko nie chemia i fizyka. ;)
      A inni pewnie jeszcze zmienią zdanie podczas roku szkolnego, więc zdążysz się zastanowć.

      Usuń
    16. Ooooj wątpię. Maturkę międzynarodową się robi, żeby studiować w UK, a tam deadline na aplikacje jest na początku listopada :)

      Usuń
    17. Ojej, to rzeczywiście zostało Ci niewiele czasu, ale dasz raaaaadę. ^^

      Usuń
    18. Może jakoś. Jak nie, to będę studiować w Polsce, a wyemigruję na dobre później.

      Usuń
    19. To też jest jakieś rozwiązanie. :)

      Usuń
    20. W to nie wątpię. A gdzie w końcu? :)

      Usuń
    21. Wielka Brytania, Stany albo Australia - generalnie musi być anglojęzycznie, a gdzie dokładnie to los pokaże :)

      Usuń
  17. Nie wybieram się za granicę niestety. Mam w Polsce takie dwa miejsca, które dzieli od siebie rzut beretem i kocham tam spędzać czas, to dwa małe miasta, a pozostawiam tam za każdym razem gdy wracam swoje serce.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja może jeszcze wyskocz poza granice Polski, ale na razie wolę nic nie mówić, żeby nie zapeszyć :)

      Usuń
  18. Miałam iść, ale jak obliczyłam, że na bilety straciłabym kupę kasy (w końcu kupiłam bilety na Coldplaya) odpuściłam. Może następnym razem :D

    (to ja, Lu z dawnej Koszuli ;)) )

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja z kolei jak zobaczyłam cenę biletów na Coldplay to mi szczena opadła. Fakt, nie przepadam za tym zespołem i poszłabym na nich tylko jakby grali za darmo u mnie w miejscowości na festynie...

      Usuń
    2. Ja w sumie znam kilka piosenek, ale wiesz, Tatko ich lubi, sam zaproponował nasz wypad na koncert, więc wiesz, nie odmawia się, jeszcze jak to są takie ekstra propozycje ;)

      Usuń
    3. Nie no jasne - tak się w sumie zaczęła moja przygoda z muzyką whatsoever - tata kupił mi bilet na Red Hot Chili Peppers w 2007 tylko dlatego, że sam ich lubił i chciał mnie zarazić :)

      Usuń
    4. Mam więc nadzieję, że na koncercie będzie fajne, a do tej pory mam zamiar zaznajomić się z ich pioseniami ;)

      Usuń
    5. Koniecznie! Koncert wygląda zupełnie inaczej, jak można śpiewać wszystkie teksty z wokalistą :)

      Usuń
  19. Kurczę, aż nie wiem, co napisać :) Bardzo fajne piszesz relacje, od razu chce się pędzić i wyszukiwać informacji o kolejnych koncertach, by zaklepać bilet ;) Również podziwiam, że panowie zbliżają się do 50 lat (tak jest i w mym kochanym Rammsteinie), a latają po scenie jak nastolatkowie :D
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, a Jagger zbliża się do 70 (!) a niejeden rockowy muzyk powinien mu zazdrościć formy na scenie! Haha, w Rammsteinie to rzeczywiście, mam na dvd jeden koncert, na którym rozwalają jakieś wzmacniacze gitarami :D

      Usuń
    2. Dokładnie... Ci ludzie są niesamowici. Ba - niejeden człowiek po 30 powinien im zazdrościć formy :p

      Usuń
    3. No jasne! Chociaż u Jaggera to jest przesada... te przebieranki w pióra i cekiny...

      Usuń
    4. Trochę dziwne, ale cóż...

      Usuń
    5. Chce udowodnić, że wciąż się świetnie trzyma, ale jak dla mnie wystarczyłyby podrygiwania bez cekinków.

      Usuń
  20. Te wakacje mi się fatalnie posypały. Na lipiec miałam bardzo ciekawe plany i zapowiadał się kolejny super wyjazd, aczkolwiek w ostatniej chwili musiałam zrezygnować (problemy w rodzinie, niestety), więc bardzo raduję się tym sierpniowym małym wyjazdem.

    OdpowiedzUsuń
  21. Jesteś niesamowita w swoim pisaniu. Podglądałam Cię również na Onecie i naprawdę, jestem zawsze pod wrażeniem. Twój blog i styl pisania ma zawsze "to coś", klimat, charakter, styl. Wszystko wydaje się tu być perfekcyjnie dopracowane.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zawsze tak miło jest czytać takie komplementy, podtrzymują one na duchu, gdy przychodzą trudniejsze chwile i już wydaje mi się, że będę musiała bloga opuścić. Ale to właśnie dzięki Wam wciąż się trzymam :)
      Dziękuję!

      Usuń
  22. Red Hot'ci, może nie są z mojej bajki, ale miło się czytało ten tekst. Myślę, że po tym co przeczytałam byłabym w stanie się przekonać :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na serio, polecam :)
      Myślę, że warto zacząć ich słuchać od płyty "Californication", bo to taka najbardziej przystępna szerokim publicznościom :)

      Usuń
  23. No ja pewnie też na tyle gdzieś wyjadę;)

    OdpowiedzUsuń
  24. To co napisałaś wyjaśnia dlaczego właśnie przez 20 lat nie dałam się z Germanizować. Pozdrawiam :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja uczyłam się niemieckiego trzy lata, ale potem rzuciłam to, bo nie miałam cierpliwości.

      Usuń
  25. Możemy tu w sumie podyskutować, bo byłam na piątkowym koncercie jak i rónież 3 lipca 2007. Tak naprawdę ciężko jest mi porównywać te dwa koncerty, bo wtedy w Chorzowie byłam jeszcze bardzo młoda, byłam zachwycona każdym najmniejszym szczególikiem, i do tego to chyba był mój pierwszy koncert w życiu. Pomijam różnice w setliście czy w składzie zespołu (wiadomo jak odbierane jest odejście Johna z zespołu). Widać różnicę po upływie lat. Nie jest na pewno gorzej. Red Hoci dalej mają światową klasę i właściwie wszystko co potrzebne, wszystko o czym pisałaś w notce. Ale szczerze mówiąc, ten lekki brak kontaktu z publicznością też bardzo zwrócił moją uwagę. Była wielka moc muzyki, nie było wielkiej mocy porozumienia z fanami.
    Patrząc na to teraz - byłam już naprawdę na wielu ogromnych koncertach, ciągle na nie jeżdżę, i ze zdziwieniem naprawdę mogę powiedzieć - po trzykrotnym widzeniu Metallici na żywo to właśnie oni mają największą światową klasę. Jeśli chodzi o muzykę, poziom koncertów, kontakt z fanami, atmosferę, efekty, wszystko, każdy szczegół. Ciężko ich porównywać z innymi zespołami, festivalami czy coś, ale wydaje mi się, że to zespół który nie umiera.


    Nawiążę jeszcze do Twojego komentarza u mnie co do Gunsów. Szczerze zgadzam się z każdym Twoim słowem na temat tego, że zespół nie istnieje. Owszem, członkowie są inni, wokalista to też nie ten sam człowiek. Wokalista jest mega denerwujący, patrząc na żywo, serio, teeeeż. Po prostu w moim przypadku sentyment i ogromna moc ich muzyki z oryginalnych płyt nie umarła. Nie zesłabła. I wiem jak bardzo bym żałowała nie jadąc na ten koncert nawet mając całkowitą świadomość, jak słabo teraz grają i czy ta muzyka jest ich oryginalnym wykonaniem czy nie... I tak prawde mówiąc wykonanie było dużo lepsze niż się spodziewałam. (może przesadzam, ale byłam przygotowana na najgorsze).
    I smutne jest to co stało się pod wpływem czasu, jak się zmieniła cała ich historia i co teraz się dzieje... (chcę umrzeć patrząc na wykonania Fergie i Slasha, jeśli nie masz mocnej psychiki to ich nie oglądaj).
    Trudno. Takie czasy. Nie cofniemy się..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jestem dokładnie tego samego zdania, Metallica ma największą klasę. Też byłam na nich trzy razy, o czym Ci już chyba pisałam. I mimo tego, że tyle razy ich widziałam, za każdym kolejnym nie będę żałować na nich ani grosza, bo niewiele jest takich zespołów jak oni. Chociaż wiele jest takich, które muzycznie cenię bardziej, ponieważ moje muzyczne preferencje idą bardziej w kierunku bluea rocka czy rocka klasycznego, niż metalu.
      Chociaż wiesz, też czytałam opinie, że wielu osobom podoba się takie "chłodne" podejście Red Hotów do fanów, bo niby lepsze to, niż wylewanie na głowy publiczności wiadra lukru. No ale cóż, wiadro lukru może i wylewa Bono z U2, ale James Hetfield ma po prostu to coś. Mi nie chodzi nawet o odzywanie się do publiczności. On nie musi nic mówić, żeby się czuło tę więź. Hetfield potrafi sprawić, że czuję się, jakby grał specjalnie dla mnie. Do tej pory żadnemu innemu zespołowi się to nie udało, a na wielkie koncerty, podobnie jak Ty, chadzam często.

      Rozumiem. Jeszcze z rok czy dwa lata temu chciałam jechać specjalnie dla Gunsów do Pragi, wmawiając sobie, że zamknę oczy i będę udawać, że jestem w jakimś 89 roku. Przez kolejne informacje o braku szacunku do fanów, ciągłych spóźnieniach itp, moja irytacja tym co się stało z tym zespołem wzrastała, aż w końcu jak ogłosili koncert w Polsce, obraziłam się i nie poszłam. Cóż, nie było mnie nawet w kraju.
      Kiedyś wynajdę wehikuł czasu i przeniosę się w lata 80 do LA.

      Usuń
  26. cały czas zadaję sobie pytanie: dlaczego nie pojawiłam się na tym koncercie znając każdą piosenkę rhcp?!
    pozdrawiam fankę, chyba tak wielką jak ja :D

    OdpowiedzUsuń